[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– No, cóż – rzekł Tall z uśmiechem, dość głośno, by wszyscy dokoła go usłyszeli – jeden zabity żółty brat to o jednego żółtego brata mniej, no nie? – W końcu i tak dojdzie do niego prawda o tym, jak to się stało, tego był pewny.–Pilnujcie dobrze tego, chłopcy! – zawołał do strażników z kompanii B.– Będzie potrzebny wywiadowi.Niedługo ktoś powinien tu się zjawić.–Rozkaz, panie pułkowniku – wyszczerzył zęby jeden z żołnierzy.– Będziemy go dobrze pilnowali.Pchnął wylotem lufy jeńca, który znowu przykucnął i wypróżniał się, i przewrócił go do tyłu w jego własne odchody.Wszyscy dokoła się roześmieli, a jeniec pozbierał się z ziemi i zaczął cierpliwie próbować obetrzeć się garściami trawy.Najwyraźniej spodziewał się takiego traktowania i jakby tylko usiłował zyskać na czasie czekając, aż go zastrzelą.Tall odwrócił się znowu.Nie zamierzał wywołać takiej reakcji, ale żołnierz z kompanii B (właściwie jeszcze prawie chłopiec) zrozumiał opacznie jego słowa o zabitych żółtych braciach.Tall odszedł, a za nim Gaff.Po drugiej stronie niecki inny żołnierz z kompanii B właśnie skończył dudniąco kopać w żebra jednego z rannych Japończyków.Brzmiało to tak, jakby ktoś skopywał piłkę futbolową z niecki po zboczu.Ranny Japończyk po prostu wpatrywał się w niego przyzwalającymi, otępiałymi z bólu, zwierzęcymi oczyma.–Nie róbcie tego, żołnierzu! – krzyknął ostro Tall.–Okej, panie pułkowniku, jeżeli pan tak każe – odparł wesoło tamten.– Ale on by mnie zabił w sekundę, gdyby miał szansę.Tall wiedział, że to prawda, i nic nie odrzekł.Zresztą nie chciał nadwerężać tej nowej twardości ducha, która przyszła na ludzi po osiągnięciu tutaj sukcesu.Ten duch był ważniejszy od tego, czy paru japońskich jeńców zostanie skopanych albo zabitych.–Myślę, że już dość czasu zmarnowaliśmy tutaj – powiedział głośno, z uśmiechem przeznaczonym dla żołnierzy.–Panie pułkowniku.– odezwał się niepewnie zza jego pleców Gaff, i Tall obrócił głowę.– Mam kilka wniosków o odznaczenia, które chciałbym panu przekazać.–Tak, tak – uśmiechnął się Tall.– Oczywiście.Wydostaniemy dla nich wszystko, co zdołamy.Ale później.Tymczasem chcę, żebyś wiedział, że osobiście przedstawiam cię do czegoś, John.Być może… – powiedział i pochyliwszy się w przód, ujął Gaffa lekko za klapę bluzy, i szepnął: – Być może nawet… do Głównego.–Dziękuję, panie pułkowniku.Ale nie uważam, żebym na to naprawdę zasłużył.–O tak, i owszem.Jednakże uzyskanie go dla ciebie będzie innym problemem.Ale gdybyś go dostał, byłaby to duża rzecz dla batalionu, a także dla pułku.– Puścił klapę i wyprostował się.– Tymczasem jednak myślę, że lepiej się stąd zabierajmy.Uważam, że najlepiej będzie podejść prosto na to siodło, którym zeszliście, zamiast okrążać pagórek od lewej.Z wierzchołka możemy wyjść do natarcia i rozciągnąć naszą linię w lewo, żeby nawiązać styczność z innymi plutonami.Chciałbyś objąć dowodzenie?–Tak jest.–To weź sobie porucznika Achsa.Jest tutaj gdzieś.–Panie pułkowniku – powiedział Gaff z wahaniem.– Nie chcę działać deprymująco ani być ponurakiem, ani niczym podobnym, ale co z wodą? Jeżeli nie dostaniemy.– Nie martw się o wodę! – odparł Tall ostro, lecz potem uśmiechnął się.– John, nie chcę, żeby cokolwiek osłabiło ten nasz atak, kiedyśmy go już zaczęli.Jeżeli idzie o wodę, już o to zadbałem! Dostaniemy trochę wody za… – spojrzał na zegarek, a potem na niebo -… za parę godzin.Załatwiłem to.Ale nie możemy się teraz zatrzymać, żeby na nią czekać.–Tak jest.–Jeżeli niektórzy pomdleją, będą po prostu musieli zemdleć – powiedział Tall.–Tak jest.–Gdyby pytali cię o wodę, powtórz im, co powiedziałem.Ale sam tego nie poruszaj.Nie wspominaj o tym, dopóki cię nie spytają.–Tak jest.Ale mogą z tego umrzeć.Od porażenia upałem.–Mogą też umrzeć od nieprzyjacielskiego ognia – powiedział Tall.Popatrzał dokoła siebie, na żołnierzy.– To wszystko twarde chłopaki.– Znów spojrzał na Gaff a.– Okej? No, to idziemy.Razem z porucznikiem Achsem z kompanii B zaczęli zbierać ludzi, którzy wciąż przypatrywali się z zaciekawieniem różnym zabitym Japończykom.–Zobaczycie ich dużo więcej – powiedział im Tall.– Przynajmniej mam „taką nadzieję.Chodźmy.Zauważył, że większość ekwipunku zabitych już sobie poprzywłaszczano na pamiątkę, wraz z ich portfelami i zawartością kieszeni, a dwaj z ochotników Gaffa – Doll i Cash – nieśli wsunięte w pochwy „samurajskie miecze” obydwu oficerów.Tall też chciałby mieć taki, ale teraz nie było czasu o tym myśleć.Chwilowo zaprzątało go za wiele innych rzeczy.Tall bardziej się martwił brakiem wody, niż to okazał Gaffowi.Łatwo było powiedzieć, że niektórzy ludzie muszą zemdleć czy nawet umrzeć od porażenia upałem.Ale gdyby ich pomdlało zbyt wielu, nie miałby natarcia.Bez względu na to, jak dużo ducha i serca nabrali ostatnio, czy coś sam mógł uczynić.Musieli dostać trochę wody i zrobił w tym celu jedyną rzecz, jaką potrafił.Godzinę przedtem – kiedy Gaff czołgał się ze swoją grupą – Tall wysłał inny patrol.Tylko ironia polegała na tym, że patrol ów poszedł do tyłu.Na poszukiwanie wody.Ponieważ obie linie telefoniczne były przerwane, Tall zamierzał wyprawić gońca z wiadomością, że sytuacja z wodą staje się krytyczna.Ale ponieważ wczoraj posłał do tyłu co najmniej dwóch gońców i telefonował wciąż od nowa w tej samej sprawie, przyszedł mu do głowy pomysł wysłania „patrolu” zamiast tego.A z chwilą gdy nasunął mu się pomysł patrolu, postanowił wykonać go do końca.Wysłał swego osobistego sierżanta z dowództwa batalionu i trzech gońców, jacy mu pozostali, wszystkich oczywiście uzbrojonych w pistolety.Dostali rozkaz udania się do tyłu tak daleko, jak będzie trzeba, ażeby znaleźć wodę i przynieść ją.Nie mieli nawet meldować się dowódcy pułku.Mieli przejść przez grzbiet Wzgórza 209 z dala od stanowiska dowodzenia, i posuwać się dalej w tył kotliną, dopóki by nie znaleźli ludzi z wodą, a wtedy mieli ją zabrać pod groźbą użycia broni w razie potrzeby.Tall zadecydował, że każdy może nieść dwa pełne kanistry; będzie to dla nich uciążliwe, ale muszą to zrobić, zważywszy okoliczności.Mieli wracać tak szybko, jak im pozwolą siły, i odpoczywać, tylko kiedy będą musieli.Gdyby ktokolwiek próbował zabrać im wodę, mieli o nią walczyć.Były to surowe rozkazy.A okrutna ironia faktu, że Tall został zmuszony do wysłania uzbrojonego patrolu na tyły, między własne linie już gotowe do walki, nie omieszkała urazić jego poczucia przyzwoitości.Jednakże musiał to zrobić.W gruncie rzeczy nie przypuszczał, żeby doszło do strzelaniny; nikt tam na tyłach nie spierałby się z jego chłopcami, kiedy by wydobyli pistolety, lecz nawet gdyby do niej doszło, Tall nie zamierzał utracić teraz wszystkiego.Był przekonany, że pozycja japońska została przełamana.Musieli tylko posuwać się dalej, a o południu mieliby Wzgórze 210 w swoich rękach.Tego niezwykłego ducha, Który rozbudził się we wszystkich, kiedy padł punkt oporu, należało wykorzystać, zanimby nastąpiło jakieś inne wydarzenie, które podcięłoby jego siłę.Żeby jego batalion został teraz zluzowany poniósłszy porażkę, czy choćby wzmocniony przez oddział z punktu odwodowego, gdyby zaległ przed dotarciem do szczytu – tego by Tall nie zniósł, chyba że byłby absolutnie zmuszony.Na taką szansę czekał przez całe swoje życie zawodowe.Studiował, pracował i tyrał, łykał niezliczone przykrości, żeby uzyskać tę szansę.Nie miał zamiaru jej teraz utracić, jeśliby tylko zdołał temu zapobiec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]