[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy tak patrzyli na ten obraz zniszczenia, Priliclę nagle zaczęłoogarniać coraz silniejsze drżenie.80 Tam jest ktoś żywy powiedział.Musieli się pospieszyć.Ofiara wykazywała emanację emocjonalną typową dlaistot tracących kontakt z rzeczywistością.Trzeba jednak też było zachować mini-mum ostrożności.Prilicla pokazywał drogę, a kapitan i Dodds oczyszczali palni-kami przejście i odsuwali dryfujące szczątki oraz wiązki splątanych kabli.Częśćrzeczywiście była pod napięciem, ale przewidzieli to i zapobiegliwie włożyli za-izolowane rękawice.Conway trzymał się tuż za nimi, przesuwając swoje nieważ-kie ciało przez wysokie na cztery stopy korytarze i pomieszczenia.Istoty z tegostatku wyglądały na większe niż czterostopowe, chyba więc nie miały zwyczajuchodzić w postawie w pełni wyprostowanej.Dwa razy światła reflektorów wyłoniły z mroku ciała członków załogi, którewydobyli z rumowiska i odsunęli ostrożnie na bok, żeby Naydrad mogła je złożyćw niehermetycznym przedziale noszy.Conway chciał mieć jakieś zwłoki do sekcjina wypadek, gdyby czekało go operowanie żywych przedstawicieli tego gatunku.Wciąż nie miał pojęcia, jak oni dokładnie wyglądają, gdyż ciała były w ska-fandrach poszatkowanych gradem metalowych odłamków.Jeśli wynikłe z tego ra-ny nie zabiły natychmiast noszących je istot, dekompresja musiała tego dokonaćchwilę pózniej.Sądząc po samych skafandrach, obcy mieli cylindryczną budowęciała, które liczyło do sześciu stóp i było wyposażone w cztery chwytne koń-czyny wyrastające zaraz za przednim zgrubieniem, zapewne głową, oraz czterykończyny lokomocyjne nieco dalej.W tylnej części skafandra widoczne było in-ne zgrubienie.Pomijając względnie małe rozmiary i liczbę kończyn, gospodarzeprzypominali Kelgian, rasę Naydrad.Conway, usłyszawszy, że kapitan mruczy coś o obcych w skafandrach, spoj-rzał na niego.Zatrzymali się przed włazem wiodącym do przedziału, w którymbyło powietrze.Prilicla wysilił zmysły w poszukiwaniu bliskich śladów życia,ale na próżno.Powiedział, że rozbitkowie muszą być gdzieś dalej.Zanim kapi-tan i Dodds przepalili właz, Conway wywiercił mały otwór, by pobrać próbkęatmosfery.Chciał pomóc Murchison w przygotowywaniu właściwych warunkówbytowych dla pacjentów.Przedział rozjaśniło ciepłopomarańczowe światło, pozwalające domniemy-wać, jakie warunki panują na macierzystej planecie obcych, i sporo mówiące natemat ich narządu wzroku.Lampy ukazywały jednak tylko plątaninę zniszczo-nych mebli, oderwane i powyginane panele ścienne oraz liczne dryfujące postaci.Część była w skafandrach, część bez, ale wszystkie okazały się martwe.Conway zauważył przy tej okazji, że tylne zgrubienie skafandra było przewi-dziane na schowek dla wielkiego, okrytego futrem ogona. To było zderzenie, do cholery! wybuchnął nagle Fletcher. Sama awa-ria generatora nie narobiłaby takich szkód!Conway odchrząknął.81 Kapitanie, poruczniku, wiem, że nie mamy teraz czasu na szczegółowe ba-dania, ale prosiłbym o wypatrywanie i zbieranie wszelkich fotografii, ilustracjiczy czegokolwiek, co mogłoby mi dać pojęcie o fizjologii obcych i środowisku,w którym żyją. Złapał kolejne, tym razem niezbyt uszkodzone zwłoki.Przyj-rzał się spiczastej, nieco lisiej głowie i gęstej pasiastej sierści.Stworzenie przypo-minało puszystą krótkonogą zebrę z bujnym ogonem. Naydrad, jeszcze jedendla ciebie. Tak, tak, na pewno. mruknął kapitan pod nosem. Doktorze, onimieli podwójnego pecha.A ci ocaleni podwójne szczęście.Zdaniem Fletchera najpierw awaria generatora nadprzestrzennego sprowadzi-ła statek do normalnej przestrzeni i spowodowała, że jego fragmenty rozleciały sięw różne strony.W tym jednym załoga zdołała jednak przetrwać wypadek i na czaswłożyła skafandry.Może nawet zdołała zauważyć, że grozi jej kolejne niebezpie-czeństwo zderzenie z innym, równie szaleńczo, tyle że w przeciwną stronę,wirującym kawałkiem wraku.Oba miały zapewne podobną masę i częstość obro-tów, gdy więc doszło do kolizji, wygasiły nawzajem swój ruch wirowy i sczepionerazem praktycznie znieruchomiały.Kapitan uważał, że w żaden inny sposób nieda się wytłumaczyć takich obrażeń u ofiar i takich zniszczeń.Oraz tego, że tylkoten jeden fragment wraku nie obraca się wkoło własnej osi. Chyba ma pan rację, kapitanie powiedział Conway, wyławiając z chmu-ry dryfujących śmieci płaski przedmiot, który wyglądał mu na malunek przedsta-wiający jakiś krajobraz. Ale w tej chwili to problem czysto akademicki. Jasne rzucił Fletcher. Jednak nie lubię zostawiać pytań bez odpowie-dzi.Dokąd teraz, doktorze Prilicla?Mały empata wskazał nieco po skosie na sufit. Piętnaście do dwudziestu metrów w tym kierunku, przyjacielu Fletcher.Muszę jednak nadmienić, że odbieram pewne zaniepokojenie.Odkąd tu weszli-śmy, obcy zdaje się z wolna przemieszczać.Fletcher westchnął głośno. Wciąż zdolny się poruszać rozbitek w skafandrze powiedział z wyczu-walną ulgą. To wiele uprości. Spojrzał na Doddsa i wzięli się wspólnie dowypalania dziury w suficie. Niekoniecznie zaoponował Conway. Będziemy mieli do czynieniarównocześnie i z akcją ratunkową, i z pierwszym kontaktem.Wolę, gdy w takiejsytuacji obcy trafia w moje ręce nieprzytomny, tak że pierwszy kontakt nawiązu-jemy dopiero po wyleczeniu go z obrażeń, kiedy możemy też w większej mierzepanować nad. Doktorze przerwał mu kapitan rasa odbywająca dalekie podróże ko-smiczne musi oczekiwać, że pewnego dnia spotka obcych.Nawet jeśli nigdy dotądim się to nie zdarzyło, na pewno liczą się z taką możliwością.82 Bez wątpienia, jednak ranny i częściowo nieprzytomny obcy może zare-agować odruchowo i tym samym nielogicznie.Wystarczy, że będziemy mu przy-pominać jakieś drapieżniki z jego planety.Albo pomyśli, że nie chcemy go hospi-talizować, a wręcz przeciwnie.Poddać torturom, powiedzmy, albo przeprowadzićna nim eksperymenty medyczne.A lekarz często musi być okrutny, żeby zdziałaćcoś dobrego.W tejże chwili wielki, wycięty z sufitu krąg oddzielił się i spłynął niżej.Jarzyłsię jeszcze wiśniowo po brzegach, gdy Dodds i kapitan odepchnęli go na bok. Przykro mi, że nie wyraziłem się precyzyjnie, przyjaciele powiedziałPrilicla, gdy przechodzili przez otwór. Rozbitek przemieszcza się powoli, alejest zbyt nieprzytomny, aby robić to o własnych siłach.Reflektory ukazały pomieszczenie otwarte w kilku miejscach na próżnię.Peł-no w nim było rozbitych regałów, dryfujących śmieci, pojemników rozmaitychrozmiarów i jakichś jasnych pakunków, które przypominały racje żywnościowe.Były też trzy ciała bez skafandrów, wszystkie zmasakrowane i napuchłe od nagłejdekompresji.Przez otwory dolatywał blask reflektorów Rhabwara.Sięgał tam,gdzie nie docierało światło lamp czołowych, z ich skafandrów. To tutaj? spytał z niedowierzaniem Fletcher. Tak odrzekł Prilicla.Empata wskazał na metalową szafkę, która przepływała właśnie obok wybite-go w burcie otworu.Była porysowana i powgniatana od zderzeń z różnymi szcząt-kami.Jedna, głęboka aż na sześć cali rysa wyraznie przepuszczała powietrze. Naydrad! zawołał Conway. Zostaw nosze, rozbitek ma własne schro-nienie, które jednak traci hermetyczność.Wypchniemy go na zewnątrz i ściągnie-my wiązką na pokład
[ Pobierz całość w formacie PDF ]