[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem od-głos ten usłyszeli również Le Prevost i Ethan.Zamarli w bezruchu.Le Prevost na ułameksekundy odwrócił uwagę od Ethana i obejrzał się na Lottie, która z siłą pochodzącą z po-tęgi strachu cisnęła krzesłem w Le Prevosta.Trafiła.Le Prevost upadł.Jednocześnie wy-RLTstrzelił pistolet i Lottie poczuła ostry ból w ramieniu.Oparła się o stół.Nogi uginały siępod nią.Pociemniało jej w oczach.Wszelkimi siłami starała się zachować przytomność.Rozległ się świst stali.To Ethan dobył szabli.Le Prevost zdążył wstać i błyska-wicznie wyciągnął szpadę.Starli się.Le Prevost atakował z wielką zawziętością, Ethanspokojnie odparowywał ciosy, powoli przypierając przeciwnika do ściany.Le Prevostchwycił świecznik z gzymsu nad kominkiem i zamierzył się nim w głowę Ethana.Tenuchylił się, uniknął ciosu.- Nie walczysz fair, Jacques, ale to żadna niespodzianka.W odpowiedzi Le Prevost znowu zaatakował, ale zaczynał się gubić.Ethan raz poraz odparowywał jego pchnięcia.Ataki Le Prevosta stawały się coraz bardziej chaotycz-ne, Ethan zyskiwał wyrazną przewagę.Nagle zwarli się piersią w pierś, zastygając namoment w bezruchu ze skrzyżowanymi w górze ostrzami.Lottie krzyknęła, gdy szpada iszabla zachwiały się, a Le Prevost z dzikim okrzykiem rzuca się do przodu i.nadziewasię na własne ostrze, zawisa na nim na krótką chwilę, po czym osuwa się na podłogęprzed kominkiem.- Lottie! - Ethan rzucił szablę i porwał ją w ramiona.Obsypywał pocałunkami jej głowę, przemawiał najczulszymi słowami.Chciała od-wzajemnić uścisk, ale ramię bolało tak bardzo, że nie potrafiła powstrzymać jęku.Wypu-ścił ją z ramion.W dogasającym świetle z komina zobaczyła, że jego palce są poplamio-ne krwią.- Lottie.on cię trafił.- Tylko drasnął - szepnęła.Pokój wirował jej przed oczami, czuła, że słabnie.Słyszała, że Ethan drze jakiś ma-teriał - oby nie jej różową muślinową spódnicę, pomyślała - żeby mieć czym zatamowaćkrew.Klął przy tym szpetnie pod adresem Le Prevosta.Gdyby nie leżał już trupem nadywanie, posłałby go do Stwórcy po raz drugi.Rozerwał następnie rękaw sukni i opa-trzył ranę.Zakładanie opatrunku bolało potwornie.- Muszę zaprowadzić cię do doktora - powiedział.- Wykluczone.- Lottie kręciło się w głowie, ale rozumiała z wyjątkową jasnością,że Ethan powinien uciekać.RLTDla własnego bezpieczeństwa, a co ważniejsze, dla bezpieczeństwa Arlanda.Mu-siał uciekać natychmiast, bo za chwilę może już być za pózno.- Theo tu idzie - wyszeptała.- Będziesz w potrzasku.Jeśli nawet wydamy go Bry-tyjczykom, nikt nam nie uwierzy, że jest zdrajcą.A ja nie pozwalam ci go zabić.Głowa ciążyła jej, jakby była z kamienia.Oparła ją na ramieniu Ethana, ze smut-kiem myśląc, że nie będą tak siedzieli wiecznie.Czuła się w jego objęciach tak dobrze,tak bezpiecznie, tak na właściwym miejscu, a tymczasem będzie musiała za chwilę roz-stać się z nim na zawsze.- Brytyjczycy powieszą cię - próbowała go przekonać.- Dobrze wiesz.Albo za spi-sek - wskazała pomięty, poplamiony krwią papier leżący na podłodze - albo za morder-stwo.Uciekaj, póki możesz.Natychmiast.Ethan słuchał w milczeniu, tylko oczy pałały ciemnym ogniem w jego naprężonejtwarzy.- Jeśli ucieknę, to z tobą - powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem.Lottie odepchnęła go od siebie.Nie było jej łatwo, najchętniej przywarłaby do Et-hana i tak trwałaby na wieczność.- Nie.Wiesz, że nie mogę.- Możesz i zrobisz to.- Będę opózniała ucieczkę.Bądz rozsądny, Ethanie! Złapią nas parę mil od mia-steczka! Poza tym będą szukali mężczyzny, kobiety i chłopca podróżujących razem.Każdy nas rozpozna.- Nie wyjadę bez ciebie.- Musisz.- Gdy spróbowała wstać, pokój zawirował, nogi się ugięły.- Nie mogę,Ethanie.Poza tym nie mam powodu, by uciekać, a ty masz.Pomyśl o Arlandzie.Musiszto zrobić dla jego dobra.Zapadło milczenie.Ethan patrzył na Lottie z czułością, ona zaś myślała o wszyst-kich mężczyznach, którzy ją opuszczali, począwszy od ojca, na mężu skończywszy, atakże o wszystkich kochankach, którzy od niej odchodzili.Ten nie chciał jej zostawić.Serce Lottie topniało z miłości.RLT- Mówiłeś.- jej głos drżał od powstrzymywanego płaczu -.że masz do siebieżal, że go zawodziłeś.Teraz jest szansa, by wszystko naprawić, Ethanie.To jeszczechłopiec.Potrzebuje ciebie.Tym razem nie możesz go zawieść,Ramiona Ethana oplotły ją czule i chociaż zabolało, nie skrzywiła się.Zrozumiała,że podjął decyzję.- Lottie, wrócę po ciebie.Przysięgam.Wrócę po ciebie.To samo powiedział ojciec owego przepięknego letniego poran-ka dawno, dawno temu, a ona mu wierzyła.Teraz patrzyła na Ethana i z całego sercapragnęła uwierzyć.Wstąpiła w nią nadzieja, o której sądziła, że już dawno dla niej umar-ła, zabita cynizmem świata.- Wiem - powiedziała - wiem, że tak się stanie.- Zmusiła się do uśmiechu.- Terazjuż idz.Ledwie przebrzmiały jej słowa, ktoś zapukał do drzwi.- Lottie! - To był Theo.- Otwórz!Wskazała na okno, po czym szepnęła:- Jest sam, uciekaj.Zatrzymam go, żebyś zyskał na czasie.- Położyła mu dłoń naramieniu.Wyczuwała jego napięcie.- Ethanie.Przykrył jej dłoń swoją szybko i pewnie.Wyczuwała, na co wciąż liczył.%7łe onazmieni zdanie i ucieknie razem z nim, chociaż oboje wiedzieli, że to beznadziejny po-mysł.Kochany, jak będę żyła bez ciebie - pomyślała.- Podaj mi ten papier i mój pistolet z szuflady sekretarzyka - powiedziała.- Będęsię czuła pewniej.Theo walił do drzwi i krzyczał:- Wyłamię drzwi!Ethan wahał się.- Co zamierzasz zrobić z tą listą?- Wiesz, że nie mogę dopuścić, by to doszło do skutku.- Spojrzała mu prosto woczy.- Przykro mi, Ethanie.RLTW jego oczach zamigotała iskierka wesołości, jej też zrobiło się wesoło, mimo żeserce pękało z bólu.- Rozumiem.- Podszedł do sekretarzyka, wyciągnął pistolet z szuflady i położył gona stole.Schylił się po listę, lecz nie podał jej Lottie.Wrzucił ją w dogasający ogień nakominku i patrzył, jak się kurczy, czernieje i zmienia w popiół.- Mnie też jest przykro.Nie mogę zdradzić przyjaciół.To i tak nie wydarzyłoby się beze mnie.Miałem dać sy-gnał.Usłyszeli brzęk tłuczonego szkła.Lottie wspięła się na palce, by pocałować Etha-na.Przez długą, niekończącą się chwilę stali objęci, dopóki na schodach nie rozległy siępośpieszne kroki Thea.Lottie uwolniła się.- Kocham cię - powiedziała.- Ja też cię kocham.Bez niego było jej tak strasznie zimno.Lottie wzięła pistolet.Drzwi otworzyły sięz impetem, omal nie wypadły z zawiasów.Gdy do pokoju wbiegł Theo, za Ethanem za-trzasnęło się okno.Theo spojrzał na nieruchome ciało Le Prevosta, po czym uniósł wzrok na Lottie.Chciał zrobić krok w stronę okna, lecz znieruchomiał, gdy Lottie uniosła pistolet.- Dobry wieczór, Theo - zaczęła.- Przypuszczam, że mamy sobie coś do wyjaśnie-nia.RLTRozdział dwudziestyListopad 1813 roku- Proszę pani - do bawialni zajrzała Margery - przed dom zajechał powóz.Mamygości.Czy jest pani w domu? Mam zaparzyć herbaty?Lottie odłożyła magazyn, którego wcale nie czytała.Uśmiechnęła się do służącej.- Ciekawe, kto przyjechał tym razem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]