[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Działonowi już przecierali lufy działgąbkami.Sharpe zobaczył, jak pocisk artyleryjski wzbijaw powietrze fontannę darni tuż obok duńskiej flagi.Zarazpotem rozległ się krótki gwizdek.- Dobrze, chłopcy! - krzyczał Filmer.- Dołóżcie im!Zielone kurtki zaskoczyły Duńczyków.Czekając, aż prze-ciwnicy wejdą w zasięg ich strzałów, sami znalezli się podcelnym ostrzałem karabinowym.Nim się zorientowali, jużmieli kilku rannych.231- Celować w oficerów! - darł się Filmer.- Nie śpieszyćsię! Celować dokładnie!Strzelcy doskonale wiedzieli, co robić.Walczyli parami.Jeden mierzył i strzelał, drugi osłaniał strzelca w trakcieprzeładowywania broni.Po chwili zaskoczenia Duńczycy ru-szyli zboczem w dół, by zmniejszyć dystans dzielący ich odBrytyjczyków.Jednak było ich zbyt mało, a w miarę jak sięzbliżali, padało coraz więcej rannych.W przeciwieństwie domuszkietów, karabiny miały celowniki, dzięki czemu wielustrzelców dorobiło się baretek za dobre wyniki w strzelaniu.Mierzyli, strzelali i zabijali Duńczyków z tak dużego dystan-su, że ci nie mogli uwierzyć, że znajdują się w polu rażenia.Filmer nie strzelał, tylko obserwował.- Dobrze, chłopcy - mruczał.- Dobrze, chłopcy.Również strzelcy w czerwonych kurtkach dołączyli dostrzelaniny, ale prawdziwe zniszczenie siały karabiny.- To działa, Filmer! - krzyknął Sharpe.- Jak jasna cholera, sir! - odpowiedział Filmer zadowolony./Nieprzyjacielski oficer, który zbiegał ze zboczaprzytrzymując spadający kapelusz, leżał teraz na ziemi.Człowiek, który ruszył mu na pomoc, dostał dwie kule.Strzelcy sami wskazywali sobie cele.- Widzisz tego cienkiego dupka? Dawaj go!Sharpe'a zdumiał otaczający go hałas.Brał przecież udziałw większych bitwach.Do ogłuszającego huku armat docho-dził grzechot karabinów i głuchy kaszel muszkietów.A byłto dopiero wstęp do bitwy.Jeszcze żaden z głównych batalio-nów nie oddał salwy.Sharpe musiał drzeć się na całe gardło,aby Filmer go w ogóle słyszał.Porucznik miał dużo sympa-tii dla Duńczyków.Przeważająca większość nigdy nie brałaudziału w bitwie, więc taki hałas musiał działać paraliżującona ich zmysły.To było jak walenie młotami, jak niekończącysię jęk pękniętych dzwonów, przeplatany chrzęstem232pękających kości, rzężeniem rannych i umierających.Po-cisk uniósł w powietrze wielki kawał darni, roztrzaskał nastrzępy koła duńskiego działa i urwał głowę działonowemu,z którego szyi trysnęła fontanna krwi.Strzelcy posuwali się naprzód, chowając się za stogami.Małe płomyki po zużytych przybitkach błyskały pośródścierniska.Wsparcie ze strony czerwonych kurtek było zu-pełnie niepotrzebne.Strzelcy wygrywali, a duńskie czołówkizmykały, cofając się do głównej linii obrony.- Naprzód! - wrzeszczał Filmer.Kule armatnie odbijając się od ziemi, wyżłobiły koleinyw drodze.Dym strzałów i wybuchy oślepiały walczących.Artyleria stopniowo zmniejszała ostrzał, co pozwalałostrzelcom celować w duńskie szeregi.Zielone kurtki wy-łuskiwały teraz oficerów liniowych przeciwnika, świetnieim to wychodziło.Wymierzyć, zabić, znalezć następny cel.Duńczycy zaczęli cofać się bezładnie, nie byli przyzwycza-jeni do pojedynków ogniowych na tak duży dystans.Rażenikulami karabinowymi, nie byli w stanie odpowiedzieć naatak.W tym piekielnym hałasie rozległ się dzwięk kobz.To92.Batalion ruszył do natarcia po stoku.Brytyjskie działawciąż ostrzeliwały duńskie centrum.Duńskie armatyzamilkły.Nagle na szczycie wzgórza wyrósł wielki kwiatdymu.Rozległ się niezwykły, ogłuszający huk.Eksplodowa-ło duńskie działo.- Dalej! Dalej! - krzyczał Dunnett.- Bliżej!Również 43.Batalion rozpoczął natarcie.Skończyły sięsubtelności.Walijczycy i Highlanderzy ruszyli szeregamipo pochyłości.Gdy zbliżyli się na odległość strzału, nałożylibagnety.- Strzelajcie do nich! - krzyczał Dunnett.- Zabijajcie!Chcę widzieć ich oficerów martwych!Wzdłuż duńskich szeregów pędził koń bez jezdzca.Zabi-tych i rannych Duńczyków zastępowali stojący w dalszych233szeregach, aby wypełnić luki w szyku.Strzelcy nie ustawaliw swej pracy.Boże, pomyślał Sharpe, przecież to zwykłemorderstwo.Miał naładowany karabin, ale nie strzelał.- Dawać teraz żaby co, sir? - Zmiał się Filmer.- Dawaćtu te cholerne żaby.Wellesley kazał ruszyć kawalerii lewe skrzydło, obokplaży.Byli to niemieccy huzarzy.Przefrunęli przez wydmy,wzbijając kłęby kurzu, ich szable błyszczały z daleka.Widząc ich, Duńczycy stwierdzili, że pozycja jest straconana długo przed nadejściem batalionów czerwonych kurtek.Zaczęli w popłochu opuszczać wzgórze.W miarę jak uby-wało celów, ostrzał zanikał.Wszędzie wokół leżały ludzkieciała, ale tylko jedno było w zielonym mundurze.- Zciągnij z niego buty - rzucił Filmer jednemuz żołnierzy.- To ten okropny Hopkins - powiedział sierżant doSharpe'a.- Dostał prosto w oko.- Naprzód! Naprzód! - ostrym krzykiem poganiał żołnierzy Wellesley.Artylerzyści zaprzodkowali działa i ruszyli do przodu.Niemieccy huzarzy znowu pojawili się w centrum.Ich zapałbojowy zmusił przeciwnika do odwrotu.Szkoci maszerującyw kolorowych kiltach wkraczali już na grzbiet wzniesienia,zaś strzelcy na prawo od drogi biegli w kierunku K0ge.Oczom rozpędzonych żołnierzy ukazały się niskie dachy,kominy, wieże kościoła i młyn.Gdyby dachy nie były takieczerwone, wielu Brytyjczyków mogłoby pomyśleć, że sąu siebie w domu.Jednak była też inna zasadnicza różnica:miasto otaczały linie okopów.Duńczycy nie uciekali, po pro-stu wycofywali się do linii fortyfikacji.Brytyjska piechotaspieszyła się, ale spoza okopów pojawili się nagle Duńczycy,co groziło zwinięciem prawego skrzydła linii Wellesleya.Rozległy się głosy trąbek i przenikliwe gwizdki.Batalion234zatrzymał się.Nie formowano czworoboków, chociaż wszy-scy żołnierze byli na to przygotowani.Strzelcy, bardzo ła-two mogący ulec atakowi kawalerii, schronili się pod opiekęmuszkietów Walijczyków.Po chwili na skrzydle pojawili sięniemieccy huzarzy i opóznili natarcie duńskie.Sharpe jużnaciągał kurek, aby stawić się czoło szarży kawalerii, alezdał sobie sprawę, że Wellesley przewidział ten manewri dlatego posłał niemiecką kawalerię na odsiecz.Znów zabrzmiały piszczałki i porucznik zobaczył, jak92.regiment rusza prosto na nieprzyjacielskie okopy.Nieczekali nawet na artylerię, po prostu maszerowali w rytmwybijany przez werble, którym towarzyszyły przenikliwedzwięki wydawane przez kobzy.- Pogański pomiot - stwierdził z nutą podziwu Filmer.Sharpe'owi przypomniała się bitwa pod Assaye, gdyHighlanderzy maszerowali spokojnie w sam środek wrogiejarmii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]