[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech przyprowadzą do willi wszystkich, któ-rzy nie są im znani.- Jednak już wydając to polecenie, wiedział, że to nie mawiększego sensu.Większość żałobników opuściła już cmentarz.- Nie wytrzymała szoku, Antonio?Hrabia spojrzał na Caesarego, który z troską pochylał się nad bladą twa-rzą Cassie.SR- Możliwe.Słyszała jednego z mężczyzn, którzy ją porwali.Jeśli mogęcię prosić, Caesare, przejdz się po okolicy i sprawdz, czy nikt podejrzany się tunie kręci.Sprawiłoby mi to wielką radość, gdybym mógł zabić kolejną kanalięw dzień pogrzebu Josepha.Kiedy się ocknęła, Cassie poczuła pod sobą kołysanie i próbowała usiąść.- Nie ruszaj się, cara.- Silne ramiona hrabiego zacisnęły się wokół niej.Zaraz uznała, że zachowuje się jak głupia gąska.- Ach, to powóz.- Tak, zaraz będziemy w domu.- Jego uspokajający ton przeszedł w bar-dziej żartobliwy: - Nie wiedziałem, że należysz do kobiet, które ulegająomdleniom.- Jestem głodna i to nieładnie, że ze mnie kpisz.Hrabia przytulił ją do piersi i odzyskał powagę.- Co ten człowiek dokładnie powiedział, Cassandro?Zadrżała.- Niechaj się smaży w piekle".Te same słowa, które słyszałam tamtejnocy.Ale nie wiedziałam, z czyich ust one padły, zresztą były wypowiedzianetak cicho.i z taką nienawiścią.- Czyli to tego piątego mężczyznę słyszałaś.Poruszyła potakująco głową, ocierając się o jego ramię.- Francesco i jego ludzie przeszukują okolicę.Przesłucham tych, którychmi przyprowadzą.- Myślę, że nawet jeśli go znajdziesz, to jest za sprytny, żeby dać się roz-poznać.- Zobaczymy.Milczeli przez chwilę.SR- Wiesz - stwierdziła Cassie - nie sądzę, żeby Josephowi szczególniespodobał się ten ksiądz.Strasznie był nadęty.i do tego gruby jak balon.Hrabia zatrząsł się ze śmiechu- Tak - odpowiedział krótko - masz rację.Rozdział 20Cassie obrała pomarańczę i z namysłem żuła soczysty miąższ.- Jakie to dziwne, milordzie - powiedziała - jeść świeże owoce jesienią.- Wiem - zgodził się hrabia z uśmiechem.- W Anglii jesienią nie ma zawielu świeżych pomarańczy.I wiesz, że mam na imię Anthony - dodał jeszcze.- Tak, wiem.Dla mnie jednak jesteś zazwyczaj milordem albo jego lor-dowską mością.- Czy zatem wydaję się taki odległy? Nie jest to moim zamiarem.Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.- Nie, nie jesteś ani trochę odległy.Istotnie, pomyślała, przez ostatnie trzy tygodnie był dla niej niezwykledobry i opiekuńczy.Nadal jej żartobliwie dokuczał i upominał ją, jeśli uważał,że się przemęcza, ale nie chciał od niej niczego poza towarzystwem.W tensposób mogła się po prostu cieszyć wspólnie spędzanym czasem i pozwolić, bysię o nią troszczył, nie dopuszczając do niej na razie świata zewnętrznego.Wydawał się wyczuwać, że nie jest jeszcze zdolna stawić czoła ani wspomnie-niom, ani przyszłości i że jedyne, czego teraz chce, to regenerować siły, żyjąc zdnia na dzień w tej bańce mydlanej, którą dla niej stworzył.Hrabia oparł się wygodnie w wiklinowym fotelu i żując pieczonego kasz-tana, przyglądał się Cassie.Spędzili popołudnie na jej łódce i to ona złapałaSRpstrąga, którym zajadali się na obiad.Bardzo ją uradowało, że on zdołał złowićtylko jedną małą rybę, niegodną stołu wielkiego hrabiego, jak nie omieszkałamu dokuczyć.Chociaż ciągle była za chuda, wycieczka dobrze jej zrobiła.Na-brała rumieńców i oczy jej błyszczały, kiedy na niego patrzyła.To zalęknionespojrzenie pojawiało się w nich coraz rzadziej, a koszmar nawiedził ją tylkoraz w ubiegłym tygodniu i chociaż trzęsła się w jego ramionach, szybko wy-rwała się ze szponów strachu.Patrzył, jak delektuje się ostatnią cząstką po-marańczy, po czym rozsiada się w fotelu z westchnieniem zadowolenia.- Jeśli zechcesz wytrzeć ręce, Cassandro - powiedział - to pozwolę cizmierzyć się ze mną na innym jeszcze polu.Spojrzała na niego i uniosła brwi.Zmywając z palców lepki sok poma-rańczy, zapytała:- Kolejna rozgrywka, milordzie? Czy łowienie ryb niczego cię nie na-uczyło? Chyba że chcesz przegrać dwa razy jednego dnia.- Dama zadziera nosa.Wkrótce się przekonamy, czy szczęście dalej cidopisuje.- Szczęście, akurat! Powiedz, milordzie, co masz w zanadrzu?Rzucił serwetkę na stół.- Jeśli pozwolisz ze mną na górę, pani, zaraz się przekonasz.- Pomógł jejwstać, wciąż uważając na jej posiniaczone żebra, i zaprowadził ją do sypialni.Mały ogień, który wcześniej rozpalił, nadal płonął w kominku, rzucającna białe zdobione sztukaterią ściany przedziwne cienie.Hrabia pomógł jejusiąść w fotelu przy ogniu i podał miękki wełniany szal, nagrzany już od biją-cego z kominka ciepła.- Czuję się przy tobie jak stara kaleka, niedołężna i bezużyteczna.- Przynajmniej nie będziesz zmarzniętą kaleką - powiedział lekkim to-nem.- Teraz, Cassandro, zamknij oczy i obiecaj, że nie będziesz podglądać.SR- Obiecuję - powiedziała z podnieceniem w głosie.Włożył jej w ręce długie drewniane pudełko.Zanim otworzyła oczy,przebiegła lekko palcami po misternych rzezbieniach i pieszczotliwie dotknęłachłodnej marmurowej inkrustacji.Przypomniała mu się scena z jej dzieciństwa,kiedy drżącymi z ekscytacji palcami próbowała rozerwać opakowanie prezen-tu, który przywiózł jej z Turcji - były to wówczas małe dzwoneczki z brązu,zawieszone na złotym łańcuchu.Ze śmiechem ją wtedy upomniał, żeby zdąży-ła się nacieszyć prezentem, zanim go zepsuje.- Och!Z radością patrzył na jej zdziwioną minę.Cassie ujęła skoczka z kości słoniowej i delikatnie wyciągnęła go z wy-moszczonej fioletowym aksamitem przegródki.- Są identyczne - wyszeptała.Znajomy dotyk chłodnej kości słoniowejsprawił, że łamiącym się głosem powiedziała: - Są takie, jak szachy, które da-łeś mi na czternaste urodziny.- Tak, i wykonał je dla ciebie ten sam rękodzielnik.Byłem ciekawy, czyzrobiłaś jakieś postępy w grze.Pamiętała, jak dawno temu cierpliwie pokazywał jej ustawienie figur itłumaczył dozwolone ruchy.- To bardzo miłe z twojej strony, milordzie.- Anthony.- Tak.Anthony.Musnął jej palce, wyjmując jej z ręki skoczka i ustawiając go na sza-chownicy.- Dawno już nie miałem godnego przeciwnika.Zobaczymy, czy grasz wszachy równie dobrze, jak łowisz pstrągi.Uraczyła go szerokim uśmiechem.SR- Przygotuj się, milordzie, na porażkę.Przesunęła biały królewski pionek o dwa pola, a on natychmiast wyszedłmu na spotkanie czarnym pionkiem.Zerkał na nią w trakcie gry i z za-dowoleniem zauważył, że w skupieniu zagryza wargi i że oczy jej błyszczą odwymyślania różnych strategii.Był też mile zaskoczony poziomem jej gry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]