[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brak zaufania do kogokolwiek - to symptom jakiejś formy obłędu.Taksamo jak pomysł, że samemu można odnieść zwycięstwo; rozdmuchane poczucie własnejważności i siły - paranoja.- Jeżeli nie wyjdzie pani z własnej woli, to zmusimy panią do wyjścia, zmusimy dowyjścia.Słyszy pani? Ma pani ostatnią szansę.Niech pani wyjdzie, a zrobimy, co w naszejmocy, aby nic się pani nie stało.Jeśli postanowi pani inaczej, to siłą zostanie pani stamtądwyciągnięta i trafi prosto do domu wariatów.- Po tych słowach nastąpiła chwila milczenia, azaraz potem panna Thorby dodała: - Samej sobie będzie pani dziękować za to, co sięwydarzy.A krew Ethel będzie na pani rękach.Nastała cisza, która trwała tak długo, aż Ethel nie zaczęła płakać.23Ethel, zagubiona i nieszczęsna, płakała niczym ktoś, kto przebudził się z okropnegokoszmaru.Panna Mayfield uklękła przy niej i jedną ręką, bardzo nieporadnie, podniosła jejgłowę i położyła na swoich kolanach.Trzymała ją w objęciach, stale poklepując i pocieszając,że wszystko będzie dobrze.Przez kilka minut Ethel szlochała i pociągała nosem, wtulając się w ciepłe, mocneciało drugiego człowieka, nie martwiąc się w ogóle, czyje ono było.Po chwili podniosłagłowę, spojrzała na pannę Mayfield i z ogromnym zdumieniem powiedziała:- Pani Mayfield!- Tak, to ja.Proszę.Wszystko jest już dobrze.- Jak mnie pani odnalazła?- Trochę się domyślałam, a trochę szczęście mi dopisało.Proszę.- Po omacku wyjęłaswoją chusteczkę i podała ją Ethel w sposób, w jaki już dziesiątki razy robiła to wcześniej.Biedne dzieci, kiedy nadchodził kryzys, n i g d y nie miały przy sobie chusteczki, a kiedyim się ją pożyczało, to albo natychmiast, całe zaryczane i zalane łzami, zwracały ją albo nieoddawały jej w ogóle.Ethel bez wątpienia należała do tej drugiej grupy.Wytarła sobie oczy,wydmuchała nos, po czym wetknęła chusteczkę w rękaw swetra.Następnie wstała, rozejrzałasię dookoła i zapytała:- Jesteśmy w więzieniu?Pytanie to w nieproporcjonalnym stopniu rozbawiło pannę Mayfield.Czegokolwiekdziewczynka doświadczyła, jej szybkość rozumowania została nienaruszona.Istniał dośćpowszechny pogląd, że cele znajdowały się w pomieszczeniach z gołymi, kamiennymiścianami.- Nie.Znajdujemy się w kościelnej wieży - odpowiedziała panna Mayfield zuśmiechem na twarzy.Drzwi są zaryglowane, a więc jesteśmy dość bezpieczne.Musimy poprostu poczekać tutaj aż do rana.- W kościele - odrzekła Ethel.- Ale.przysięgłam sobie, że nigdy mnie tu niezaciągną.Jednak im się udało.Po tym wszystkim, co przeszłam, i Sydney, i jeszcze mojestare, drogie, małe króliczki! - powiedziała głosem pełnym rozpaczy i znowu zaczęła płakać.Trochę niepewna o co chodzi, panna Mayfield zwróciła się do niej:- Nic się nie wydarzyło, Ethel.Zupełnie nic.Przyprowadzili cię tutaj, ale ja czekałam.Złapałam cię w odpowiedniej chwili i wciągnęłam do tego pomieszczenia.Ethel ręką dotknęła głowy, a potem popatrzyła na siebie.- To nie moje ubranie! I gdzie moje buty? Proszę pani! Mówi to pani tylko po to, abymnie pocieszyć? Dopadli mnie.Dopadli! Dopadli! Mimo wszystko.- Nikt cię nie dopadł - powiedziała panna Mayfield stanowczo.- Musisz mi uwierzyć,Ethel.Mówię prawdę.Zdążyłam cię tu wprowadzić.- Zdała sobie sprawę, że nie możekłamać o ubraniu, bo inaczej dziewczynka nie uwierzy jej w całą resztę.- Założyłam ci swojąspódnicę i swój zapasowy sweter, ponieważ kiedy cię od nich wyrwałam, miałaś na sobiejedynie wieniec z kwiatów, ale nawet on spadł ci z głowy.Nie chciałam, żebyś sięprzeziębiła.- Palę się ze wstydu - odezwała się Ethel.- Palę się ze wstydu.- Zupełnie niepotrzebnie.- Postawiła się na miejscu Ethel i kontynuowała: - Wzasadzie miałaś na sobie długą pelerynę i w takim ubraniu zostałaś od nich wyrwana, ja cięwyrwałam.Rozumiesz? Nie sądzę, że ktokolwiek inny oprócz mnie widział cię nagą, a mnąnie musisz się przejmować.Widziałam dziesiątki rozebranych dziewczyn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]