[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ułożył głowę wzagłębieniu jej szyi i dmuchnął rozkosznie do ucha.- Czasem myślę, że jesteś jedyną nieskomplikowanąrzeczą w moim życiu - szepnęła.- Tylko ty jeden rozumieszznaczenie słowa nie".Nawet jeśli czasem nie zwracasz namnie uwagi.Polizał ją w ucho.I od razu poczuła się lepiej.15Następnego ranka o wpół do ósmej Megan jak zwyklezapukała do drzwi z herbatą, ale tym razem Rachel niezerwała się niczym skowronek.Coś przygwozdziło ją dopoduszki i bynajmniej nie był to Klejnot.Miewała w życiu gorszego kaca, ale w ustach jej zaschło iwolała unikać wszelkich gwałtownych ruchów.Coś ostatniotraciła formę.Lecz pomimo kiepskiego samopoczucia czuła,że rozpiera ją radość, trochę jak w urodzinowy poranek.I zczego tu się, u licha, tak cieszyć?Nie otwierając oczu, dokonała w myślach pospiesznegobilansu.Oliver, nieaktualny.Praca, nieaktualna.Testamentzałatwiony wprawdzie, ale w każdej chwili mogła dostaćgigantyczny podatek do zapłacenia.Schronisko, chory pies.George.Otworzyła szeroko oczy i dobry humor opuścił ją w jednejchwili.George.Ubiegły wieczór.Boska, obiecująca randkazwieńczona jej pijackim wyskokiem.Jak nastolatka, któranagle poczuła się dorosła.Ignorując ostrzegawczy ucisk w piersi, usiadła na łóżku irozejrzała się po pokoju.Ani śladu George'a, a jej wczorajszakoszula i dżinsy leżały na krześle przy drzwiach.Stwierdziła,że ma na sobie stary podkoszulek do jogi, który rzuciła tamparę dni temu.Powoli zaczęły wracać wspomnienia.Swobodna wymianazdań.Poczucie, że zna George'a od zawsze.Cudowna,oszałamiająca chwila, kiedy go pocałowała, i dotyk jego rękiw pasie, gdy odwzajemnił pocałunek.A potem mgła.Rachel nie była bardzo pijana, ale sprawypotoczyły się tak szybko.Gorliwie wysiliła pamięć.Nie ma mowy o mgle, musisobie przypomnieć.Zaniósł ją na górę, dreszcz przeszył ją na samowspomnienie.A gdy zdjęła mu kraciastą koszulę,przypuszczenia co do jego budowy okazały się słuszne co dojoty.Jak na faceta, który podobno od lat nie miał dziewczyny,dotykał tak, że traciła głowę.Ale nie pamiętała wszystkiego.Na przykład tego, w którym momencie zasnęła.O Boże.Zasłoniła twarz.Ostatni raz zrobiła coś takiego nastudiach.Ale kompromitująca wpadka.Rozległo się ponowne pukanie do drzwi.- Rachel? Herbata? - Megan najwyrazniej tryskałahumorem.- Wrzuciłam dwie kostki cukru.Na wszelki wypadek!Dot na portrecie wyglądała, jakby zaraz miała szelmowskomrugnąć okiem.O której wyszedł George? Czy Megan gowidziała?- A może wolisz multiwitaminę? - ciągnęła życzliwieMegan.Muszę wstać, zanim pomyśli, jaka ze mnie wstrętnapijaczka, pomyślała Rachel, po czym nadludzkim wysiłkiemzwlokła się z łóżka, porywając po drodze kaszmirowyszlafrok.O mało nie potknęła się przy tym o owczarka leżącego naswoim zwykłym miejscu przy drzwiach.Przewróciło jej się w żołądku.- No bomba - powiedziała na głos.- Tylko mi nie mów,że byłeś tu cały czas.To byłoby.dziwne.Otworzyła drzwi i Megan podała jej kubek.Ona dlaodmiany wyglądała kwitnąco: miała na sobie podobny, tyle żeczysty podkoszulek, wystrzępione szorty i uggsy.Jak widać,noc spędzona u koleżanki nie wpłynęła na jej porannąwydajność w najmniejszym stopniu. - Dzieńdoberek! - zawołała.- Chyba miałaś udanywieczór!Rachel nerwowo przeczesała palcami włosy; wiszące nakorytarzu lustro w dębowej ramie nie pozostawiałowątpliwości, że sterczą na wszystkie strony.Czy Meganczegoś się domyślała?- W sensie?- Garnki! W zlewie! Kuchnia wygląda, jakby przeszedł poniej huragan.Nie wiedziałam, że taka z ciebie kucharka.- To nie ja.George został na kolację, ale odmówiłzjedzenia tego, co przygotuję - wyjaśniła Rachel, uprzedzającjakiekolwiek aluzje.- Wypiliśmy drinka.- Super! - Megan wyczekująco uniosła brew.Cisza.- I co? - nie wytrzymała Megan.Aupało ją w głowie, lecz pomimo zakłopotania Racheldalej czuła się jak w świąteczny poranek.Zdradził ją leciutkiuśmieszek w kącikach ust, chociaż usiłowała nadać głosowiobojętny ton.- I nic.Ucięliśmy sobie pogawędkę.On.- Jest boski.-.jest całkiem do rzeczy.- Chcesz powiedzieć, że nie działał ci na nerwy? -upewniła się Megan.- A niech to.Słuchaj, idę zrobić cikanapkę.- Ruszyła w stronę schodów.- Freda jest na dole,masz jej doradzić londyńskie przedstawienie na urodzinyTeda.Tylko bez golizny, z łaski swojej.To mu szkodzi naserce.Zbiegła z Klejnotem po schodach, a Rachel oparła się zkubkiem o framugę.Jeszcze raz spojrzała w lustro i po razpierwszy od dawna zobaczyła w nim rozczochraną, aleszczęśliwą kobietę.Zanim Rachel zeszła na dół, ubrana i nieco odświeżona,Freda zdążyła już pozmywać wszystkie naczynia i przystąpiłado polerowania kieliszków.Rachel zerknęła na rząd umytychgarnków, czując, że ta przysługa będzie ją drogo kosztować.Megan mieszała ryż z kurczakiem dla Chestera, który zożywieniem węszył po kuchni.Czując, co się święci, rzuciłaRachel przepraszający uśmiech.- Miałaś udany wieczór? - zapytała Freda od niechcenia,odwieszając wilgotną ścierkę.- Bardzo, dziękuję - odpowiedziała Rachel.- O, świeżaherbata?- Podobno zajrzał do ciebie George Fenwick? - drążyłaFreda, jak gdyby nigdy nic.- Uhm.Tak.Coś dolegało Chesterowi.Ale chyba dziśczuje się lepiej, prawda, Megan?- Och, o niebo lepiej! I.- Doszły mnie słuchy, że George zajmował się nie tylkoChesterem.- Freda nie wytrzymała.- Bardzo się cieszę,kochana!- Ja nic nie mówiłam! - zaoponowała Megan, kiedyRachel jęknęła.- Sama zgadła.Po garnkach.Bez urazy, alechińską zupkę gotujesz w jednym.- No i? - Freda uniosła wyskubane brwi.Rachel zasłoniła się kubkiem, nic mogąc powstrzymaćuśmiechu.Wszyscy patrzyli na nią wyczekująco: Freda,Megan, Chester, nawet Klejnot.- Nic wielkiego.George przygotował kolację i został, bozrobiło się pózno.Freda klasnęła w ręce.- To cudownie! Och, zasługujesz na porządnegomężczyznę, moja droga, po tym, co przeszłaś!Rachel chciała zaoponować, że śmierć Dot przecież niebyła dla niej takim ciosem, ale zobaczyła, jak Megan uciszaFredę, i zrozumiała, że prawda o jej toksycznym" związkudotarła do niepowołanych uszu.I radość z ich życzliwejreakcji nieco przygasła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]