[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie jestem?- Nie.- Podeszłam do niego.Nie chciałam pozwolić, żeby kontrolował każdąminutę naszego spotkania.Nie byliśmy na szkolnej zabawie, gdzie mógł przejąćprowadzenie.Znajdował się w domu mojej rodziny.Choć dygotałam z emocji,- 264 -widząc go ponownie, i to tak odmienionego, nie zamierzałam dać się zastraszyć jakrodzina stłoczona za moimi plecami, wymieniająca między sobą nerwowe szepty.-Nie jesteś okrutny.Staliśmy teraz blisko siebie - na tyle blisko, że wyczuwałam egzotyczną wońjego wody kolońskiej, z której zrezygnował na jakiś czas po transformacji wamerykańskiego ucznia.Teraz Lucjusz - wojowniczy książę - powrócił, i to wkażdym aspekcie.A przynajmniej chciał, żebym w to uwierzyła.- Po co tu przyleciałaś? - zapytał mnie cicho, żeby moi krewni nie słyszeli.Nadal na mnie nie patrzył.- Musisz wyjechać.- Nie.Nie, Lucjuszu.Nie zrobię tego.Wtedy odwrócił się do mnie i dostrzegłam przebłysk cierpienia - orazczłowieczeństwa - w jego oczach.Trwało to nie więcej niż ułamek sekundy.Wyminął mnie, znów dystansując się fizycznie i psychicznie.Widziałam wyraznie,jak wiele go kosztuje utrzymanie emocji na wodzy i niezbliżanie się do mnie.Aprzynajmniej miałam nadzieję, że przychodzi mu to z trudem.Chłód, dystans -wydawały się takie realne.- Obserwowałaś mój dom - zauważył, krążąc wokół stołu niczym jastrząbpolujący na zająca, który ma za mało rozumu, by zastygnąć w miejscu.Moi kuzynii kuzynki kulili się, kiedy przechodził obok ich krzeseł.Desperacko pragnęłam,żeby przestali to robić.- Skąd wiesz?- W obliczu konfliktu dobrze mieć oczy szeroko otwarte - poradził Lucjusz.Jego głos stwardniał; gdy mówił o wojnie, wchodził w rolę dowódcy.Wymykał misię.- Ustawiłem straże w granicach mojej ziemi.Twoja rodzina potwornie mniemęczy ciągłymi jękami na temat niezrealizowanego paktu.Twierdzi, że nigdy niechciałem dzielić się władzą.A im częściej to powtarzają, tym bardziej zdaję sobiesprawę z tego, że nie muszę dzielić się niczym, co mogę wziąć siłą.Nie mam nicprzeciwko odrobinie rozlanej krwi, jeśli sprzyja to moim celom.- Nie mówisz poważnie.- Ależ oczywiście, że tak - odparł Lucjusz i położył dłonie na oparciu krzesłaDorina.Wuj skurczył się ze strachu.Na pewno obawiał się, że Lucjusz natychmiastgo unicestwi za sprowadzenie mnie do Rumunii.- Czy słyszałeś, żebym kiedyśżartował na temat władzy, Dorinie?Wuj nie odezwał się słowem.Lucjusz pochylił się nad jego uchem.- Tobą zajmę się pózniej.Sprzeciwiłeś mi się i sprowadziłeś ją tutaj.- Odsuń się od niego - rozkazałam.- Przyszedłeś zobaczyć się ze mną.Nienękaj mojej rodziny w naszym domu.Lucjusz znów rozejrzał się po pomieszczeniu.- 265 -- Kiedy to wszystko będzie moje, zarządzę poważne zmiany.Wycieczkiturystyczne są hańbą dla całego wampirzego rodu!Wpatrywałam się w niego; nie chciałam w widoczny sposób złościć się anirozpaczać z powodu jego okrutnego zachowania.Teraz Lucjusz był nawet zimniejszy i bardziej niedostępny niż w Ameryce,kiedy został ciężko pobity przez Wasyla.Lucjusz.gdzie jest mój Lucjusz?- Chcę, żebyś w tej chwili wyszedł, Lucjuszu - oznajmiłam spokojnym,pewnym głosem.- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, gdy zachowujesz się w tensposób.Uniósł brwi.- Nie na takie spotkanie liczyłaś, prawda? Nie po to pokonałaś ocean? Jesteśrozczarowana, że zastałaś własną rodzinę tak słabą, a byłego narzeczonego jeszczenikczemniejszego niż zwykle?- Nie sprawisz, że cię znienawidzę - odparłam.- Bez względu na to, jakbędziesz się starał.Wiem, co robisz.Próbujesz mnie do siebie zrazić.Myślisz, żenie ma dla ciebie ratunku, bo unicestwiłeś Wasyla.Wierzysz w to, że jesteś taki jakon, albo nawet gorszy, bo zdradziłeś rodzinę.Wcale nie jesteś taki jak Wasyl.-Ośmieliłam się pogładzić go po ramieniu.- Znam cię.Lucjusz się odsunął.- Nie dotykaj mnie, Anastazjo!- Dlaczego nie? - zapytałam, zniżając głos, żeby kuzyni mnie nie słyszeli.-Boisz się stracić panowanie nad sobą, jak to się stało w mojej sypialni kilkamiesięcy temu?- Nie - odparował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]