[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcemy mu przecież odbierać ostatniejszansy ucieczki z kopalni, muszę więc zejść na dół będzie potrzebował bowiemmego przewodnictwa.Jeżeli chłopak żyje, przyprowadzę go do domu.Macie nato słowo Dolgana Tagarsona, wodza wioski Caldara.Wierzcie mi, że gdybymchociaż nie spróbował tego zrobić, nie mógłbym spokojnie spędzać długich zimo-wych wieczorów w wielkiej sali.Słowa Krasnoluda wyrwały Puga z letargu. Czy sądzisz, że możesz go znalezć, Dolgan? Jeżeli ktokolwiek może, to tylko ja, chłopcze.Nachylił się w jego stronę.198 Nie chciałbym, abyś żywił zbyt wielkie nadzieje, Pug.Szanse, że udało musię ujść widmu, są bardzo nikłe.Wyrządziłbym ci wielką szkodę, gdybym twier-dził inaczej. Widząc, jak oczy chłopca napełniają się łzami, dodał pośpiesznie: Ale jeżeli jest jakiś sposób, aby go wydostać, ja go odnajdę, bądz pewien.Pug, szarpany sprzecznymi uczuciami, rozdarty między nieutulonym żalema na nowo zrodzoną nadzieją, pokiwał głową.Pojął dobrze znaczenie przestrogiDolgana, ale nie mógł przecież zrezygnować z drobnej iskierki nadziei i ulgi, jakąprzyniosło postanowienie Krasnoluda.Dolgan podniósł z ziemi swoją tarczę i topór. Kiedy nadejdzie świt, podążajcie rychło szlakiem w dół, przez wzgórzai lasy.Chociaż nie jest to Zielone Serce, jednak dla tak nielicznej grupki jak wa-sza niebezpieczeństw tu aż nadto.Gdybyście się zgubili, zmierzajcie prosto nawschód, aż traficie na drogę do Bordon.Od tamtego miejsca są już tylko trzy dnimarszu.Niech bogowie mają was w swej opiece.Borric skinął głową.Kulgan podszedł do szykującego się do drogi Krasnoluda.Wręczył Dolganowi kapciuch z tytoniem. Ja sobie kupię tytoń w mieście, mój przyjacielu.Proszę, wez to.Dolgan przyjął podarunek i uśmiechnął się. Dziękuję, magu.Jestem twoim dłużnikiem.Borric stanął przed Krasnoludem i położył mu rękę na ramieniu. To my jesteśmy twoimi dłużnikami, Dolgan.Kiedy przyjedziesz do Cry-dee, wyprawimy wspaniałą ucztę, jak obiecałem.To, i znacznie więcej.Niech cisię szczęści. Dziękuję, Wasza Wysokość.Będę tego oczekiwał z wielką niecierpliwo-ścią.Bez zbędnych słów Dolgan odwrócił się i zniknął w mrocznych czeluściachMac Mordain Cadal.* * *Dolgan zatrzymał się na chwilę przy martwych mułach, aby zabrać żywność,wodę i latarnię.Krasnolud nie potrzebował światła, aby poruszać się pod ziemią,ponieważ jego naród już dawno rozwinął zmysły przystosowujące go do ciem-ności.Mniejsza o niebezpieczeństwo ściągnięcia niepożądanej uwagi, pomyślał,jeżeli Tomas będzie mógł zauważyć z daleka światło, zwiększy to szanse jegoodnalezienia.Pod warunkiem, że jeszcze żyje, pomyślał ponuro.Wszedł do tunelu, w którym po raz ostatni widział Tomasa.Zaczął szukaćśladów jego pobytu.Co prawda warstewka pyłu na ziemi była bardzo cienka,199ale tu i ówdzie były jakieś ślady, może stóp? Krasnolud poszedł ich tropem.Popewnym czasie dotarł do korytarza, gdzie warstwa kurzu i pyłu była znaczniegrubsza, a ślady stóp chłopca wyraznie odciśnięte w podłożu.Przyspieszył kroku.Po kilku minutach powrócił do tej samej jaskini.Zaklął szpetnie.Nie miał wielkiej nadziei na odnalezienie śladów na zrytej walką z widmempowierzchni.Zatrzymując się na krótko przy każdym wylocie tunelu, badał pierw-szych kilka metrów, szukając tropu.Po godzinie w tunelu na prawo od chodnika,którym wszedł, odkrył pojedynczy odcisk buta oddalający się od jaskini.Ruszyłtym tropem.Zlady pozostawały w dużej odległości od siebie.Chłopiec musiałbiec, pomyślał.Pośpieszył naprzód.W coraz bardziej pylistym podłożu widziałwięcej śladów.Dolgan dotarł do jaskini nad jeziorem i niewiele brakowało, a zgubiłby ślad.Dopiero po chwili zauważył wylot chodnika tuż nad wodą.Brodząc dotarł tam,podciągnął się do góry i wszedł do środka znalazł następne ślady chłopca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]