[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Biegnij! Przeczekaj tam trzy dni.Ktoś z nas przyjdzie po ciebie, kiedy będziemógł.Jeśli nie.Będziesz musiał sam o siebie zadbać.Austin skinął głową, ale jeszcze się odwrócił i krótko objął Hacona.- Niech was Bóg błogosławi i ma w swojej opiece.Po czym zniknął między drzewami w zadziwiająco bezszelestny sposób.Niktoczywiście nie wiedział, jak mają się sprawy na południowym brzegu - czy jeszcze wogóle istnieje zatoka z muszelkami, czy zmieniła się morze ognia.Bóg jednak właśnie poraz kolejny mu udowodnił, do jakich cudów jest zdolny, mnich bez zastrzeżeń oddał się,więc w Jego ręce.Po pożegnaniu Hacon czekał tak długo, aż uznał, że Austin dotarł do brzegu małejrzecznej wyspy Dopiero wtedy ruszył ku polanie przy świątyni.Siglind widząc, że sięudało, pospieszyła w przeciwnym kierunku i zniknęła, wracając do dzieci.Posłużyła sięnimi, ponieważ tylko one były odpowiednio lekkie, aby niezauważenie wspiąć się nadach świątyni.Ponadto wiedziały równie dobrze jak Candamir, które miejsce leżydokładnie nad zródłem, skoro razem z ojcem reperowały ten dach.Uzgodniono jednak,że zaraz po wykonaniu zadania mają wrócić do domu, bo nikt nie mógł wiedzieć, cojeszcze tej nocy się wydarzy, a nie powinny przecież pozostawać same dłużej, niż było tokonieczne.Kiedy Hacon wrócił, cały dach świątyni stał w płomieniach i oświetlał polanę.Skinął bratu, a Candamir na moment zamknął oczy.Nie był pewien, co sprawiło, żeugięły się pod nim kolana - ulga czy trwoga.Wziął się w garść, po czym odstawił ostrąklingę od gardła Ingi, puścił jej rękę i zrobił krok do tyłu.Niemal z szacunkiem wręczyłjej sztylet skierowany do niej rękojeścią.Odwzajemniła jego spojrzenie, ale nie wzięła noża.Nie ruszywszy się, rozkazała:- Pojmać zdrajców.Jej wierni nie kazali sobie drugi raz powtarzać.Natychmiast ochoczo, z Haflademi Thorbjornem na czele, rzucili się na obu braci, którzy zmarnowali ofiarę naprzebłaganie bogów.Związali im ręce na plecach i kilka razy ukradkiem wymierzyli imkopniaki.- Zamknijmy ich w świątyni, Ingo - zaproponował Ivar.- Odyn żąda krwawejofiary, jak mówiłaś.Oni nam ją ukradli.Powinni, więc ją dokończyć.Inga spojrzała Candamirowi w oczy.Jej spojrzenie pałało.Sam pomysł miał swójnieodparty urok.Wiedziała, że byłoby to niemądre, ale pokusa była ogromna.- Czy to nie byłoby sprawiedliwe, Candamirze? - zapytała chłodno.- %7łebyś zginąłrazem z dziełem, które zbudowałeś?W milczeniu spojrzał ku płonącej świątyni.Teraz płomienie lizały już czerwoneściany.Ogień pochłaniał tę cudowną budowlę z tak głośnym rykiem, że nie było jużsłychać pomruków ziemi.Candamir zastanawiał się, czy może to ziemia zamilkła.Hacon mówił teraz do Ingi:- Na twoim miejscu dobrze bym to sobie przemyślał.Niezależnie, bowiem odtego, co się z nami stanie, ty będziesz musiała żyć dalej razem ze swoim mężem.Zmieniony wyraz twarzy Ingi zniknął i z niechęcią przytaknęła.Wiedziała, żeHacon ma rację.- Idzcie do domu - poleciła swoim wyznawcom.- Zawiadomcie Osmunda iinnych mężczyzn o tym, co się wydarzyło.%7łe Candamir porwał ofiarę, że spaliłświątynię i że dlatego jutrzejszy thing będzie się musiał odbywać przy jesionie.Thorbjornie, Oswinie! Wy zostajecie i pilnujecie zdrajców.Jutro przyprowadzicie ich doosady na thing - odwróciła się w kierunku południa.- Dokąd się wybierasz? - zapytał zdziwiony Thorbjorn.- Przeklętego Saksona już nie schwytasz.A tam na pewno jest niebezpiecznie.Inga zagrzechotała małym woreczkiem u pasa.- Muszę zapytać run.Na grobie Brygidy.Nie po raz pierwszy prowadzono Hacona do osady związanego, wyszydzanego izhańbionego, musiał jednak stwierdzić, że nie jest to coś, do czego zdołał przywyknąć.Podobnie jak Candamir, głowę trzymał zwieszoną i starał się nie patrzeć w oczy licznymludziom, którzy w oczekiwaniu na thing już zgromadzili się na łące.Było bardzo cicho.Ziemia znów umilkła, choć zdawało się, że ogniste widowisko zeszłej nocy nawetptakom odebrało głos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]