[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Olafnapomniał syna groznym zmarszczeniem czoła, ale Brygida najwidoczniej nie byłarozzłoszczona brakiem powagi u młodych ludzi.Zamknęła oczy i czekała w bezruchu.Jej powieki były pomarszczone, zaczerwienione, pokryte drobnymi niebieskimi żyłkami itak spokojne, jakby znajdowała się w głębokim śnie.Ogień rzucał czerwonawe cienie nanieruchomą postać, która, zupełnie nie wiedzieć czemu, sprawiała wrażeniemajestatycznej.W mrocznej chacie zrobiło się gorąco.- Połóżcie gałęzie z korony jesionu do misy i obserwujcie żar.Wszyscy posłuchali wskazówek Brygidy.Gałęzie były mokre i paliły się powoli.Zaczął się unosić gryzący, siwy dym.Napój na każdego zadziałał inaczej.Siward rozsznurował buty i bezmyślnie masował sobie stopy, jakby był głuchy albo cierpiał na przykurcz.Inga zmarszczyłaczoło i przycisnęła palce lewej dłoni do skroni.Najwidoczniej bolała ją głowa.Margildoddychała ciężko i nierówno.Osmund zdawał się nic nie czuć, ale jego zrenice wyrazniesię rozszerzyły Candamir właśnie się zastanawiał, czy z nim dzieje się to samo i czy to,dlatego widzi wszystko rozmyte jak pod wodą, gdy wstrząsnął nim niespodziewany,kłujący ból w żołądku.Zatrwożony przycisnął dłoń do brzucha, a ból zaraz pojawił sięponownie.- Och, ty podstępna, stara suko - wydyszał.- Otrułaś mnie.Brygida rzuciła mu lodowate spojrzenie.- Wez się trochę w garść, chłopcze.Zaraz ci przejdzie.Nie przeszło jednak.Pogorszyło się.Ukląkł na swoim miejscu i skulił się takbardzo, że czołem niemal dotykał podłogi, obiema rękami ściskając brzuch.- Otrułaś - powtarzał cicho.- Dlatego, że twojego syna, podszytego tchórzemnicponia, ośmieszyłem w czasie święta Jul.Zawsze się zastanawiałem, kiedy.Kiedy miodpłacisz - dyszał.Było mu niedobrze z bólu, ale cokolwiek by się działo, wiedział, żenie wolno mu wstawać.- Głupie gadanie - odparła krótko, ale nie tak szorstko jak zwykle, i położyłaswoją starą, pomarszczoną dłoń na jego spoconym czole.W okamgnieniu ból zacząłzanikać.Candamir odprężył się - tylko trochę, gdyż nie był jeszcze pewny, że może tozrobić.Ukłucia znikły jednak niebawem i już nie wróciły Wyprostował się i ponowniespojrzał na żar, który wskutek zmąconego wzroku wydawał mu się czerwonawym,niemal wrzącym wywarem.Stopniowo do jego świadomości zaczął docierać jakiś szmer- równomierny chrzęst, rytm, coś jakby powolne bicie serca.Brygida w lewej dłonitrzymała mieszek.Candamir nie miał najmniejszego pojęcia, skąd wzięła ten woreczek.Był zrobiony ze skóry białej foki i znajdowały się w nim drewienka i kamyki z runami,którymi stara wolno grzechotała.To właśnie ten szmer słyszał.Zadawało mu się, żewnika mu w ucho falami - raz był głuchy, potem wyrazniejszy, ale wciąż w tym samymrytmie.Candamir poczuł, że jego własne tętno dostosowało się do niego.W maleńkiejchatce zrobiło się przez ten czas potwornie gorąco, oczy go piekły i łzawiły od dymu, ale nie miał już chęci uciekać.W końcu rytm umilkł.Brygida otworzyła mieszek i podała go Osmundowi.- Wyciągnij lewą ręką jedną runę i nie patrz na nią - powiedziała.Osmund musiał lewą rękę podtrzymywać prawą, żeby trafić dłonią do mieszka, icicho się zaśmiał z powodu swojego braku zręczności.Był to pogodny, beztroski śmiech,jaki niezwykle rzadko można było usłyszeć u Osmunda.Ostatecznie koścista dłońzniknęła w mieszku i pojawiła się znowu zaciśnięta w pięść.Kolejno każdy wyciągał runę, Brygida jako ostatnia, i to dwa razy, ponieważdziewiąte miejsce pozostawało puste.Potem ostrożnie odłożyła mieszek, złożyła dłoniew miseczkę i kazała wszystkim siedzącym w kręgu włożyć do nich swoje runy.Mającjuż wszystkie dziewięć, zamknęła dłonie i znowu zagrzechotała, tym razem szybciej inatarczywiej.Następnie otworzyła dłonie, rozczapierzyła palce i pozwoliła runom upaśćna brązową chustę przy misie z żarem.Rozprysły się jak krople wody.Wzrok Candamiranabrał przedziwnej ociężałości i wydawało mu się, że całą wieczność trwało, zanim zpowrotem ogarnął spojrzeniem wszystkie dziewięć run.%7ładna runa nie była podobna do innej.Wyżłobiono je na podłużnych, płaskichkawałkach drewna różnych rodzajów, niektóre nawet na krzemionkowych kamykach.Było to bardzo niezwykłe, tyle nawet Candamir wiedział.- Najwidoczniej bogowie mają nam wiele do powiedzenia - mruknęła Brygida [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Winters Rebecca Œlubna bransoletka
    Rebecca Ore Zabawki Gai
    Winters Rebecca Fundusz małżeński
    Lang Rebecca Pieœń weselna(1)
    Winters Rebecca Właœciwa kandydatka
    Gable Rebecca Osadnicy z Catanu(1)
    Stations of the Tide Michael Swanwick
    056. Aaron Allston X Wingi VI Żelazna PięÂść
    Chesterton, Gilbert Keith Fat Einfalt, Weisheit, Unglaeubigke
    Michałowski usługi Âśrodowiska w badaniach ekonomiczno ekologicznych eis44
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • briefing.htw.pl