[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siostra oddziałowa widziała, jak całowałeś mnie na oddzialeintensywnej terapii.Zdawała sobie sprawę, że nie brzmi to zbyt przekonująco.Gdy Craig -sądząc, iż nikt ich nie widzi - podszedł do niej od tyłu, pocałował w kark idotknął piersi, ona czuła, że ktoś ich obserwuje.Zignorował jej protesty.Naoddziale intensywnej terapii obowiązywały ostre reguły.Russell zazwyczajzachowywał się niczym Katon, ale tym razem Meg miała wręcz wrażenie, żeusiłuje spowodować kryzys.RS19Gdy wyszedł, ona dostrzegła stojącą w przeciwległym rogu sali siostręoddziałową.Na twarzy przełożonej widniały zdumienie, zaskoczenie i.zazdrość.- Zdarzało mi się już całować pielęgniarki.Przyznaję, że niezbyt często.Wątpię, by Joyce Travers miała z tego powodu pretensje do mnie lub dociebie.- W jego głosie słychać było niedowierzanie.- Nie do ciebie, ale z pewnością do mnie.W tym momencie zadzwonił wewnętrzny telefon.Meg podskoczyła lekko.Craig szybko podszedł do stojącego na półce aparatu.Zachowywał się znaturalną swobodą, tak jakby był u siebie.Ciekawe - pomyślała - czy zrówną swobodą zechce wejść do mojej sypialni?Po krótkiej rozmowie odłożył słuchawka- Zaraz będziemy mieć następnego pacjenta - powiedział.- Wypadek.Bonnie pyta, czy możesz przyjść pomóc.- Oczywiście.- Wiem, że jeszcze nie jadłaś i nie miałaś okazji odpocząć.Nie musisz biecjuż, wpierw zjedz obiad - polecił służbowym tonem.Szybko narzucił kurtkę.- Witaj w Chalmers Bay, Meg - dodał z ironią i wyszedł.Zrezygnowana usiadła przy stole i postanowiła zachować spokój.Wyjęłaobiad z kuchenki i zabrała się do jedzenia.Dobrze się stało, że przedrozpoczęciem pracy nie ma czasu na myślenie.Gdy kończyła ciasto, znowuusłyszała czyjeś kroki w łączniku między mieszkaniem a przychodnią.Spo-jrzała nerwowo w tamtym kierunku, przygotowując się na kolejne starcie.Przez wąskie drzwi do pokoju wcisnęła się wysoka, tęga kobieta.Sprawiała wrażenie pancernika gotowego do boju.- Dzień dobry, nazywam się Bonnie Mae.Jestem tu stałą pielęgniarką -przedstawiła się, podchodząc do stołu.Szła, kiwając się nieco na boki.Miałana sobie jasnożółte płócienne spodnie, luzną bluzę i czepek.Z szyi zwisał jejczerwony stetoskop.Wyciągnęła do Meg rękę.Jej dłoń była zdumiewającomała i delikatna.- Pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli wstąpię i przywitamcię, nim wezmiemy się do roboty.Cieszę się, że cię widzę! - Bonnie mówiłaz wyraznym kanadyjskim akcentem.Meg wstała z krzesła i podała jej rękę.Koledzy z Gresham zapewnepowiedzieliby, że Bonnie jest dobrze naładowana.- Cześć - uśmiechnęła się do niej.- Jestem Meg.- Chodz, zaprowadzę cię na oddział operacyjny i pokażę, gdzie możesz sięprzebrać.Mamy klienta poturbowanego przez niedzwiedzia.ZdrowoRS20oberwał.Przywiezli go tutaj, bo do Yellowknife jest za daleko.Bardzo sięprzydasz.Meg spojrzała na zegar wiszący na ścianie sali operacyjnej.Nie mogłauwierzyć, że już minęło tyle czasu.Pod wpływem napięcia zapomniała ozmęczeniu i skoncentrowała się na pracy.Na szczęście nie brakowało jejdoświadczenia i kondycji.Z plastykowej butelki zawieszonej na metalowym stojaku powoli, kroplapo kropli, do żyły pacjenta spływała krew.Meg na oko potrafiła ocenićliczbę kropli na minutę.Odkręciła nieco zawór, aby przyśpieszyć tempo.Kroplówka była podłączona do żyły na karku; stan kończyn nie pozwalał nainne rozwiązanie.Następnie zwróciła spojrzenie w kierunku maszyny doznieczulania i sprawdziła, ile tlenu i podtlenku azotu dochodzi do płucchorego.Automatycznie zbadała puls, ciśnienie i temperaturę.Cyfrowewskazniki na bieżąco informowały ją o stanie pacjenta.Zerknęła jeszcze namiernik wskazujący zawartość tlenu we krwi.Zapisała coś na karcie znieczuleń, po czym ponownie skontrolowała stanchorego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]