[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekki wiatr niósł w ichstronę zapach pieczonej dziczyzny, a malutcy jak figurki z porcelany słu-dzy rozpakowywali zimne mięsa, paszteciki w cieście i słodkości. Ależ głód czuję! zawołała Elżbieta. Chyba jeszcze nigdy nieczułam podobnego. Jesteś ostatnio wiecznie głodna zauważył Robert, a Katarzyna ażotwarła usta ze zdziwienia.Tym razem nie umknęło jej uwadze spojrzenie,które między sobą wymienili. Głodna? udała osłupienie. Przecież miłościwa pani jada jakptaszek. Zatem jest wiecznie głodnym pawiem zażartował, nie zwracającuwagi na gromy bijące z oczu lady Knollys. To idealnie oddaje połą-czenie chciwości i próżności.Elżbieta rozchichotała się na dobre.RL W środowe popołudnie kościół w Denchworth wydawał się opuszczo-ny.Odrzwia były zamknięte, aczkolwiek niezabezpieczone kluczem anisztabą.Z wielką ostrożnością Amy nacisnęła ogromną żelazną klamkę ipoczuła, że ciężkie skrzydło ustępuje.Staruszka siedząca w ostatniej ławceobejrzała się i ruchem brody wskazała boczną kapliczkę poświęconą Prze-najświętszej Panience.Amy skinęła głową i posłusznie podreptała w tamtąstronę.Zasłony oddzielające wnętrze kapliczki od reszty świątyni były zacią-gnięte.Amy rozchyliła je i wślizgnęła się jednym ruchem, tak że gdyby jąktoś obserwował, nie dałby sobie głowy uciąć, że ktokolwiek tam wszedł.Pomimo mroku od razu dostrzegła, że dwie czy trzy osoby modlą się wbezpośredniej bliskości ołtarza, i wybrała miejsce bliższe przeciwległegokrańca kapliczki, niedaleko kapłana pogrążonego w rozmowie z jakimśmłodym mężczyzną.Po kilku chwilach młodzieniec skłonił z szacunkiemgłowę i odszedł w kierunku ołtarza, by dołączyć do pogrążonych w modli-twie ludzi.Amy postąpiła parę kroków w kierunku ojca Wilsona i uklękłana wygniecionej poduszce. Ojcze, wybacz mi, bo zgrzeszyłam. zaczęła. W czym zgrzeszyłaś, moje dziecko? Nie kochałam męża swego tak, jak powinnam wyszeptała, opusz-czając głowę. Postawiłam swój osąd ponad jego.Sądziłam, że wiem le-piej, jakie życie powinniśmy prowadzić.Teraz wiem, że popełniłam grzechpychy.Poza tym wydawało mi się, że zdołam odciągnąć go od dworu isprawić, by do mnie wrócił.Pragnęłam, byśmy żyli pod jednym dachemskromnie, za skromnie jak dla niego.Bo widzisz, ojcze, mój mąż jest wiel-kim człowiekiem, to znaczy: narodził się do wielkich czynów.Martwię się,że zazdrościłam mu jego wielkości i że nawet mój ukochany ojciec.Odchrząknęła, ponieważ słowa krytyki pod adresem własnego ojca niechciały jej przejść przez gardło. Nawet mój ukochany ojciec byl o niązazdrosny. Urwała na chwilę, myśląc nad czymś intensywnie. Du-dleyowie byli od nas o tyle lepsi.Dręczy mnie przekonanie, że w głębiduszy cieszyliśmy się z ich upadku.Nic chcąc tego przyznać sami przedRLsobą, czerpaliśmy radość z ich upadku i nieszczęścia.A potem ja nie potra-fiłam się cieszyć, kiedy mój mąż odzyskiwał należną mu pozycję, ponie-waż znów zżerała mnie zazdrość.Nie tak powinna zachowywać się żona itowarzyszka życia.Mimo że raz po raz przerywała, ksiądz milczał.Słuchał pilnie każdegojej słowa, każdej pauzy. Tak, zazdroszczę mu jego wielkości i barwnego życia, jakie prowa-dzi z dala ode mnie mówiła dalej, uporawszy się z własnymi myślami iuczuciami żywionymi do małżonka. Zazdroszczę mu pozycji na dworzekrólewskim, tego, że innHiczą się z jego zdaniem i radzą się go w wielusprawach, podczas gdy moja opinia nikogo nie obchodzi.Co gorsza, sta-łam się zazdrosna o miłość, którą żywi do królowej, a nawet załamałaręce rzucałam na niego nieprzystojne podejrzenia.Pozwoliłam, by czy-ste uczucie, które dla niego miałam, skaziła zazdrość.Zbrukałam swojąduszę.Omal nie rozchorowałam się od tej zazdrości, mój grzech bardzociąży mi na sumieniu i z całego serca pragnę ozdrowieć i zmazać przewi-ny.Kapłan zawahał się.W każdej gospodzie w okolicy mówiło się, że Ro-bert Dudley jest kochankiem królowej i że prędzej czy pózniej odprawi żo-nę pod tym czy innym pretekstem.Byli nawet tacy, co już przyjmowali za-kłady, kiedy to się stanie i jaki będzie powód rozwodu, i czy na pewnoRLbędzie to rozwód, a może jednak otrucie albo pozorowany wypadek, naprzykład utonięcie w stawie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]