[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A widzisz, on ma takie dobre serce.Zawsze tomówiłam!- Tak, masz rację.2 5 9- Shannon, nie powinnaś była tu przychodzić.- Kristin! Gdyby nie ja, Malachiemu na pewnoudałoby się uwolnić cię z rąk tych czerwononogichbandytów! Nie mogę sobie tego wybaczyć! A terazmusiałam się z tobą zobaczyć, koniecznie! Dlategowykorzystałam Iris.Kristin z wdzięcznością spojrzała na Iris, wstałai wyciągnęła do niej rękę.- Dziękuję, dziękuję z całego serca.Jestem KristinSlater, bardzo mi miło panią poznać.- Mnie również.Jestem Iris Andre.- A jakim sposobem udało wam się tu wejść?Shannon i Iris spojrzały po sobie.- A.udało nam się dogadać ze strażnikami- wyjaśniła spokojnie Shannon.- Ale jak?Poważny, błękitny wzrok Kristin spoczął na Iris.- Bardzo mi przykro, pani Slater, ale pani powinna wiedzieć, że jestem zwykłą dziewczyną z saloonu.Pani mąż i mąż Shannon zatrzymali się w domuCindy.Może to obu paniom nie odpowiada, bojesteście prawdziwymi damami, a my.No, alewszystkie chcemy wam pomóc, mimo że.- Panno Andre! Proszę przestać, to naprawdęnieważne, czym pani się zajmuje, ja jestem paniogromnie wdzięczna za pomoc.Czy pani widziałamojego męża? Cole jest tutaj ? Boże! On nie powinientu być! Ani Malachi! Jak oni mogli pozwolić, żebyShannon tak się narażała.Po ustach Iris przemknął nikły uśmiech.- Pani Slater! O ile się orientuję, to i pani mąż,2 6 0i Malachi, doskonale wiedzą, że jeśli siostra pani cośsobie umyśli, nic nie jest w stanie jej powstrzymać.A pani mąż jest tutaj, w mieście, tak samo mążShannon, no i trzeci Slater, Jamie, ponieważ.- Zaraz, chwileczkę.- Kristin wpatrywała sięz natężeniem w Iris.- Jak pani powiedziała? MążShannon?- Tak.Malachi Slater.- Malachi?!- Ciiiszej - syknęła Shannon, zrywając się z łóżka.A Kristin opadła na łóżko.- Nie do wiary - szepnęła.- Shannon, jak tomożliwe? Przecież wy oboje nie byliście w stanieprzebywać ze sobą w jednym pokoju dłużej niżdziesięć minut.Zawsze rozpętywało się piekło.A teraz.Ty i Malachi?Shannon uśmiechnęła się z zakłopotaniem.- No.tak.Ale to było konieczne.- Oni grozili, że go powieszą - wtrąciła szybkoIris.- Kristin, ja ci potem wszystko dokładnie opowiem.Teraz ty mów, co z tobą - poprosiła Shannon.- Jak oni cię tu traktują?- Nie najgorzej.- I nikt.- Nie, nie, nikt mnie nie dotknął.Ale Shannon,Boże, ja tak się boję o Cole'a! Błagam, nie pozwól mu,żeby zrobił jakieś głupstwo! Powiedz, że ma wracaćdo domu, zabrać Gabe'a i uciekać z kraju! Powiedzmu.Głos Kristin drżał.2 6 1- Kristin, ty sama dobrze wiesz, że on tego nigdynie zrobi!- A ja mam wyborny pomysł - odezwała sięniespodzianie Iris.- Nietrudno będzie się dowiedzieć,czy jutrzejszego wieczoru Fitz również dokądś niepojedzie.Jeśli nie, to my już wymyślimy coś, żeby gow domu nie było.A ja przyjdę tu z innymi dziewczynami, wystroimy się, nałożymy szale, kapelusze, panią też owiniemy w jakiś szal i jak będziemywychodzić, zabierzemy panią ze sobą.Zrobimy takirejwach, że strażnicy w niczym się nie połapią.Na twarzy Kristin pojawił się nikły uśmiech.- Och, panno Andre, wymyśliła to pani bardzochytrze, ale ja nie mogę pań narażać.Fitz będziechciał się zemścić.- Na kim, pani Slater? Na dziewczynach z domuCindy? Pani myśli, że mężczyźni z miasta pozwoląna toi Nie sądzę.A pani nieobecność odkryją następnego dnia rano, kiedy pani będzie już w połowie drogi do Teksasu.- Ani Cole, ani Malachi nie przystaną na to.- Nic im nie powiemy - wtrąciła Shannon.- Ale.- Dobrze, dobrze, jeszcze się nad tym zastanowim y - zadecydowała Iris.- Shannon, proszę, chodźmy już, bo zaczną coś podejrzewać i więcej nas tu niewpuszczą.Siostry rzuciły się sobie w objęcia.- Och, Kristin - szeptała Shannon.- Uważaj nasiebie.I czekaj, my wrócimy po ciebie.Na pewnowrócimy!2 6 2- Chodź już, chodź - ponaglała Iris, szarpiąc ją zarękaw.- Shannon!Na korytarzu nie było nikogo.Zeszły szybko poschodach, na podeście czekał Fulton.Na twarzy Irisnatychmiast pojawił się przymilny uśmiech.- Dzięki, Fulton.I tak jak obiecałam, zobaczymysię niebawem.- Nie wydaje mi się.- A dlaczego, kochanie? Coś się stało?Fulton usunął się na bok, a jakiś wyjątkowo rosłymężczyzna, stojący za nim, wysunął się do przodu.Shannon aż jęknęła.Tak, to był Bear.Jayhawker,który wyniósł szamoczącą się Kristin z domu naranczo, a potem, po potyczce z bushwhackerami,uwiózł ją do Sparks.A błysk w jego oku świadczył, żerozpoznał Shannon.- To ona, na pewno ona - powiedział zdecydowanym głosem.- Widziałem, jak szłaś ulicą, ślicznotko.I rozpoznałem cię.Skrzywił się, nagle zdarł kapelusz z głowy i zacząłokładać nim Fultona.- Ty durniu! Ślepy jesteś? Niczego nie zauważyłeś? Przecież one są prawie jednakowe!- No i co się mnie czepiasz! Przecież to Herbiepowiedział, że one są w porządku!- W takim razie Herbie będzie się tłumaczył przedFitzem.A panieneczki.- Bear z zimnym uśmiechemspojrzał na obie kobiety.- Panieneczki już do niegoidą! - Wyciągnął wielką łapę.Iris zdążyła umknąćpod ścianę, łapa opadła więc na ramię Shannon, a onaugryzła, bardzo mocno, co najmniej dwa palce.Bear2 6 3wrzasnął i w tym samym momencie w ręku Irispojawił się mały pistolet z kolbą z kości słoniowej.- Puść ją, Bear!Puścił i podniósł obie ręce do góry.Shannonnatychmiast wyciągnęła swego kolta, ukrytego w kieszeni spódnicy i wycelowała w Fultona.- Iris! Idę po Kristin i wychodzimy!- Niestety - rozległ się nagle gdzieś z góry niskimęski głos.- Obawiam się, że szanowne panie niewyjdą.Na szczycie schodów stała śmiertelnie blada Kristin, za nią wysoki chudy mężczyzna.Jego siwe włosy były białe jak mleko, szare oczy miały w sobie chłódstali.W ręku trzymał mały srebrny pistolet, przystawiony do szyi Kristin.- Rzuć broń! - warknął.- Nie! - krzyknęła rozpaczliwie Kristin.- Shannon, nie rób tego! Uciekaj, błagam, u.Mężczyzna zamachnął się i Kristin osunęła się naziemię, a on natychmiast wycelował pistolet w jejplecy.- Rzuć broń! - powtórzył.- Shannon, zrób to - odezwała się Iris drżącymgłosem.- To Fitz, on zastrzeli Kristin bez wahania.- Dzięki, Iris, za rekomendację - wycedził Fitz.- A ty, dziewczyno, rzucaj tę broń!Jeszcze przez chwilę Shannon oddychała dziwniegłośno.Potem pochyliła się powoli i położyła kolta napodłodze.- To mi się podoba - oświadczył Fitz.- Bear,zabierz ją do mego gabinetu.2 6 4Obie potężne łapy opadły na ramiona Shannon.- Nie dotykaj mnie! - sapnęła gniewnie.- Samapójdę!- Fitz, nie możesz jej zatrzymać - zaczęła Iris.- Ona.- Mogę.A ty, Iris, bardzo mnie rozczarowałaś,bardzo.Przestąpił przez nieruchome ciało Kristin i ruszyłschodami w dół.- Fulton, odprowadź naszą przyjaciółkę Iris domojej sypialni.Nie wiem, Iris, co naobiecywałaśchłopakom, żeby tu się dostać, ale o tym pogadamypóźniej.I zapłacisz mi za to.Fulton wyrwał pistolet z ręki Iris i złapał dziewczynę wpół.- Chodź, Iris.Słyszałaś, co pan Fitz powiedział.- Fitz! - krzyknęła, szarpiąc się rozpaczliwie.- Nie możesz jej zatrzymać!- Mogę i chcę.A ty, Iris, lepiej zacznij martwićsię o siebie.Wiesz, co grozi za pomaganie przestępcom1?- Nie wybroniłabyś się przed żadnym sądem.Mógłbym zastrzelić cię od razu.Fulton, zabierajją!Fulton szarpnął Iris, wykręcił jej rękę.Krzyknęłaz bólu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]