[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwóch zwiadowców drzemało, przykrywszy twarze płaszczami; Adams zerkał wkierunku odchodzących kolumn Golców, a korpuśny Chetti obserwował pozostałe kierunki.Tam, dokąd podążały transporty, niebo było zawsze mroczne.Jakby słońce nie podnosiło się takwysoko, by wprost oświetlać płaskowyż, jakby z tamtej strony drogę promieniom słonecznymprzecinała jakaś niezwykle wysoka zapora.Z powodu specyfiki tutejszego klimatu Adams niepamiętał prawdziwie słonecznego dnia, a tylko mniej lub bardziej zachmurzone lub zamglone; zanajpiękniejszą pogodę miejscowi uznawali ciemne, brunatnoszare chmury, zwane PieczęciąSylwestra.Zamierzał podzielić się tym spostrzeżeniem z korpuśnym, kiedy dostrzegł chmurkę w oddali,niby ruchome pasmo mgły, idące przy ziemi.Jakby wrysowane zbyt wyraziste i dziwaczne.Szybkorosło, potężniało, nadlatywało z potężniejącym szumem. Burza nadchodzi szepnął do Chettiego. To nie burza, tylko Wiatr Noży.To cholerstwo nie nadchodzi prawie nigdy w dzień.! Chetti wydał pośpiesznie komendy, zbudzono śpiących, wszyscy zalegli płasko na kamieniach,zachowując absolutną ciszę.Chmura była sinoniebieska, dzieliła się na mocno zarysowane pasma.Właśnie mijała ich kryjówkę grupa wędrujących.Szli sami, nikt ich nie pilnował.Adams ujrzał,jak pierwsze pasmo sinej mgły weszło w kolumnę idących.Trafiona ostrzem mgły tęga kobieta otłustych, czarnych włosach, zaplecionych w ciasny kok, zatrzymała się, dobiegł jej przerazliwykrzyk.Mgła zdzierała skórę kobiety jak pilnik.Wokół fruwały czerwone drobinki.Krew, strzępkiskóry?Kobieta stała jakby zdumiona.Gdy mgła wyrwała, czy wypłukała jej tchawicę, krzyk umilkł.Zato krzyczeli inni atakowani kolejnymi pasmami mgły.Wokół poczerwieniało od fruwających drobin.Trafieni nie upadali, może pęd wichru nie pozwalał im runąć.Zdumiewała selektywność tychataków: spośród całej wędrującej grupy mgła wybrała tylko kilka osób.Teraz zlizywała z nichciało, odsłaniając narządy wewnętrzne.Wokół zaroiło się od much.Mgła ściągnęła za sobą całą ich chmurę.Zaciekle uganiały się zaskrawkami ciała ofiar. Mgła może nas wyśledzić.Trzeba stąd natychmiast uciekać , pomyślał Adams i spojrzałznacząco na Chettiego. Czekaj.Obserwuj szept korpuśnego był jak tchnienie wiatru.Pasma wirowały wokół wybranych osób.Pozostawiały ociekające krwią ciała, żebra, wokółktórych kłębiły się sine drobiny, puste oczodoły.Nagie kości natychmiast obsiadały muchy,łapczywie zlizując krew i limfę.%7ładna z ofiar nie upadła.Wybielone szkielety nie rozsypały się, pozostały na nich resztkiścięgien, więzadła spajające strukturę w całość.Wir jak nadleciał, tak zniknął.Zwist ucichł,pozostał natrętny bzyk.Muchy suszyły odsłonięte powierzchnie kości z resztek wilgoci.Wreszcie ione nie znalazły pożywienia.Zerwały się w powietrze ciemnym kłębem i odleciały.Rozebrana ostatecznie kobieta poruszyła ręką, spojrzała na nią.Z głębi oczodołów zerkałyprzerażone, pozostawione tam niby przypadkiem, a poruszane cieniutkimi pasemkami mięśni, gałkioczne.Pozostał jej też kok szarych włosów, choć jakby wyrastający wprost z czaszki.Wyschła skórabyła niemal niewidoczna.Kości spojone były słabo zarysowaną tkanką, tworzącą cienką,pomarszczoną warstewkę wokół stawów.Cała reszta kośćca była odsłonięta jak model anatomiczny. Przecież ona nie ma mięśni, by ruszać tymi piszczelami , pomyślał Adams.Jednak poruszyła się.Zrobiła nieśmiało pierwszy krok.Inne kościotrupy przyglądały się jejuważnie, one też coraz śmielej próbowały swoich możliwości.Szkielet-kobieta ruszył w drogę zaresztą pochodu.W ślad za nią poszli inni odarci.Niektórym pozostały oczy, innym suche, bezbarwnewłosy.Pozostali wędrowcy, których ominął Wiatr Noży, po chwili przestali dziwić się ichtowarzystwu.Adams widział już kiedyś szkielety wśród pochodu.Uznał wtedy, że była to halucynacjawywołana wyziewami wulkanicznymi, a za kościotrupy wziął zwyczajnych dozorców.Teraz widziałto samo, powietrze zaś było czyste, mrozne i świeże, jak to bywa w górach.Ani śladu otępiającychoparów.Pozostali żołnierze widzieli to samo.Wrócili na przełęcz w zapadających ciemnościach.Nie było mowy, żeby łazić po grani wzupełnym mroku, więc zabiwakowali pod Mroczną Przełęczą.Adams, zawinięty w pled, marzł przymaleńkim ognisku, które ledwie rozganiało ciemności, ciepła nie dając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]