[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Całego.Tu i teraz.Znowu ją pocałował.Jego dłoń spoczęła na jej pełnej piersi.Olivia poczułanagle, że miękną jej kolana.- Jackson.- szepnęła po raz drugi.- Słucham, najsłodsza.- Chcę.Pragnę.- Powiedz mi raz jeszcze, czego naprawdę pragniesz.Miał czarodziejskie ręce i potrafił nimi zdziałać prawdziwe cuda.- Chcę.poczuć cię w środku.Położył ją na kanapie i rozchylił poły szlafroka.Sam klęknął obok.- Poczekaj chwilę - powiedział.- Mam jeszcze coś do zrobienia.- Pocałowałją w pępek.- Wolę się upewnić, że jesteś naprawdę gotowa.Pogładził ją po udzie, przesunął dłonią po brzuchu i palcem zakreślił ósemkęwokół jej nabrzmiałych piersi.- Jestem gotowa! Nie wytrzymam dłużej!Parsknął śmiechem.76SR- Wierzę.Za chwilkę wracam.Wstał.- Dokąd idziesz?- Po.zabezpieczenie.Poklepała się po kieszeni.- Mam to tutaj.Uniósł brwi i uśmiechnął się z lekką kpiną.- Taka jesteś przewidująca?- Już kiedyś ci to mówiłam.- Rzeczywiście, kochanie.Bywały chwile, gdy się obawiałem, że już nigdy niezmienisz zdania.- Szybko zdjął dżinsy.- Nie spałem po nocach, czekając na tenwłaśnie momentKochali się bez wytchnienia.Jackson wciąż szeptał słodkie słówka do uchaOlivii, ona zaś wyprężyła ciało w ekstazie.Był jej prawdziwą miłością.Naprawdę?Nie, pomyślała nagle, gdy było już po wszystkim i leżeli zmęczeni, tuląc siędo siebie.To, że Jackson był zdolnym kochankiem, nie przesądzało jeszcze ouczuciach.Zarzuciła mu ręce na szyję i mruknęła coś pod nosem.- Co to było, kochanie? - spytał.- Zachowujesz się jak kotka.Parsknęła urywanym śmiechem.- Może faktycznie jestem kotką, kochanie? - powiedziała, przedrzezniając tonjego głosu.- Dobrze mi z tobą - wyznała.- Noc jeszcze młoda, tygrysiczko.Chcesz kawy? Albo wina? Sera? A możemam ci podać serce na półmisku?- Wariat z ciebie.- Wszystko się zgadza, droga pani.Mam świra na twoim punkcie.Burza trwała przez całą noc.Jackson zabrał Olivię do swego ogromnego łóżkai tam, nie zważając na huk piorunów, kochali się niemal do białego rana.%7ładen77SRmężczyzna nie budził w niej dotąd tak wielkiej namiętności.%7ładen, opróczJacksona, nie dał jej tyle satysfakcji.Wreszcie zasnęła, spokojna i ufna jak dziecko, bezpieczna w jego ramionach.Obudziła się tuż przed świtem.Burza przeszła gdzieś dalej.Przestało padać.Olivia cichcem przemknęła się do łazienki.Jej ubranie było wciąż wilgotne.Skrzywiła się, wciągając mokre spodnie, lecz nie chciała, żeby ją ktoś zobaczył naulicy w szlafroku.Przeszła do kuchni.Streak zerwał się z posłania, radośnie podbiegł do niej izaszczekał głośno na przywitanie.- Cii.- szepnęła.Zamknęła za sobą drzwi.- Nie budz pana.Miał za sobąmęczącą noc.Lecz pies wcale nie zamierzał siedzieć cicho.Szczekał i skakał tak długo, ażwreszcie wzięła go na ręce.Polizał ją po nosie.- Mały łobuziak - powiedziała ze śmiechem.- Hej, kolego - rozległ się od strony drzwi głos Jacksona.- Co to? Podrywaszmi dziewczynę?Przestraszona Olivia drgnęła.Nie słyszała, jak nadchodził.Szybko spojrzałaprzez ramię.- Obudziliśmy cię? Przepraszam.Kazałam mu siedzieć cicho, ale w ogólemnie nie słuchał.- To nie hałasy, ale raczej cisza podniosła mnie na nogi - mruknął Jackson.-Bałem się, że znów uciekniesz.Co tu robisz?- Właśnie uciekam - powiedziała przekornym tonem.- Nie chciałam, żebyktoś mnie zobaczył, jak w szlafroku przekradam się przez ulicę.- Tym się nie przejmuj.- Ziewnął.- Wracaj do łóżka i spróbuj się trochęprzespać.Uśmiechnęła się z powątpiewaniem.- Jeśli znów tam wrócimy razem, to już na pewno nie zaśniemy.78SRJackson zmarszczył czoło.- Wyssałaś ze mnie wszystkie soki.Na razie jesteś bezpieczna.Chodz.-Wyciągnął rękę.Poszła za nim z powrotem do ogromnego łoża.Cynicznie kłamał lub też pokrótkiej przerwie złapał drugi oddech.Obudziła się, gdy na dworze było już całkiem widno.Była sama.Usiadła i przeciągnęła się.W tej samej chwili Jackson wsunął głowę dosypialni.- Dzień dobry, kotku.Lubisz jajecznicę?- Nawet bardzo - odparła z uśmiechem.- To znakomicie.Zaraz wracam.Po dwóch minutach zjawił się ponownie z tacą w rękach, ubrany tylko wdżinsy.- Zniadanie do łóżka? - spytała Olivia.- Właśnie.Jajka na bekonie, grzanki, masło, dżem, sok pomarańczowy i kawa.Dżem własnej roboty.To znaczy nie mojej, tylko dziadka Pete'a.Postawił tacę na jej kolanach.Olivia uśmiechnęła się, a potem ugryzłapierwszy kęs.- Mmm.- zamruczała z uznaniem.- Przepyszne.A gdzie twoja porcja?- Już zjadłem.Twoją też i to nawet dwa razy.Co prawda Streak mi trochępomógł.Zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc, co chciał przez to powiedzieć.Jacksonzauważył jej minę i wybuchnął śmiechem.- Zrobiłem śniadanie wcześniej, ale ty wciąż spałaś.Zjadłem je, żeby się niezmarnowało.Godzinę pózniej pomyślałem sobie, że pewnie się obudzisz, więczrobiłem następne i zajrzałem do sypialni, ale ty nadal chrapałaś jak zarżnięta.Wówczas doszedłem do wniosku, że do trzech razy sztuka.no i wreszcie się udało- dokończył.- Chcesz coś jeszcze?79SROlivia, zażenowana jego troskliwością, poczuła się trochę nieswojo.Pokręciłagłową.- Nie, dziękuję.Nikt nigdy nie przyniósł mi śniadania do łóżka.- Nawet jak byłaś chora? Albo w dniu urodzin?Ponownie potrząsnęła głową.- Nie.Dziękuję ci.Dziękuję z całego serca.- Nie ma sprawy.- Cmoknął ją w policzek i usiadł obok.- Obejrzyszdziennik?Wziął pilota i włączył telewizor.- Chętnie.Przejrzałeś już niedzielne gazety? - Wypiła łyk kawy.- Nie czytuję gazet.- Dlaczego? Nie wyobrażam sobie niedzielnego ranka bez kawy i lektury.Prenumeruję Statesmana" i New York Timesa".- Nie mam na to czasu i ochoty.Wolę oglądać telewizję.Ale chętnie skoczędo ciebie.Pewnie gazety leżą na podjezdzie.- Nie fatyguj się, poczytam pózniej.A swoją drogą, jak w ogóle możesz żyćbez gazet? Zwłaszcza teraz, kiedy na dobre zająłeś się polityką?- To taka strata? Mam przecież CNN.Tam na okrągło dają wiadomości.Mogęje oglądać nawet przy goleniu.Olivia przewróciła oczami.- Ale w gazetach jest więcej szczegółów.- W radiu też.Westchnęła ciężko.- Czasami bywasz niemożliwy.Parsknął śmiechem i ugryzł kawałek jej grzanki.- Mówiłem ci już, że zupełnie zwariowałem na punkcie twoich piersi? - spytałnagle i na potwierdzenie tych słów wsunął rękę pod kołdrę.- Mmm.- zamruczała Olivia.- Dziesiątki razy.Uważaj, wylejesz kawę.80SRZestawił tacę na podłogę.- A co z moim śniadaniem?- Pózniej ci zrobię jeszcze jedno.- Odrzucił kołdrę na bok.Potem długo się zastanawiał, dlaczego nie powiedział Olivii wszystkiego.Przyśniadaniu miał przecież do tego znakomitą okazję.Dlaczego nie przyznał szczerze,że czuje nieodparty wstręt do gazet i wszelkiego pisanego słowa?Dlaczego jak mężczyzna nie zdobył się na odwagę i nie powiedział, że jestskończonym durniem? Teraz pluł sobie w brodę, że tak nędznie stchórzył.Niechciał, aby pomiędzy nimi były tajemnice.Z drugiej strony zależało mu na jejuznaniu.Jak by się zachowała, gdyby poznała całą prawdę?Zimny pot zrosił mu czoło.Jak miał się równać z piękną Olivią, wykształconą,mądrą i inteligentną? Właśnie zaczynała karierę naukową.Na pewno czułaby sięmocno zakłopotana jego niewiedzą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]