[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najstarsze sioła pochodzą aż z XIIIwieku i zwą się: Radowist, Skoczów, Puńcza, Niemnica, Ogrodzona, Kleczenia.Po polsku,bez wątpienia.Ale w tych nazwach nie odbija się dawny służebny charakter osad.%7łycie osiadłe musiało skupiać się przede wszystkim w samym Cieszynie.Na GórzeZamkowej i tam, za Olzą, na Starym Cieszynie, Cieszynisku.Stąd wysoko rozwiniętatechnika obronna.I stąd możność ustalenia nie przerwanej ciągłości zamieszkania na tej jakbywyspie warownej.Próbne przekopy pozwoliły ustalić, że z biegiem czasu gród koncentrował się corazbardziej, skupiaj niejako i zwierał wokół wierzchołka.W najdawniejszych wiekachkorzystano z całego wzgórza, w średniowieczu już tylko z jego najwyższej części.Obywatele dzisiejszego Cieszyna odnoszą.się do wykopalisk z uznaniem i zrozumieniemrzeczy.Istnieje Komitet Badań Przeszłości Ziemi Cieszyńskiej, który świadczy znacznąpomoc organizacyjną i finansową.W jego działalności znajduje pewne ujście lokalnypatriotyzm cieszyński, uczucie, które w każdym miejscu i czasie wzbudza w piszącym tesłowa głęboki szacunek.Z gorączki prac przygotowawczych wyłoniła się po południu starannie przygotowanawystawa.Energiczny kierownik administracyjny, Jerzy Sikora, sprowadził gabloty aż zWarszawy i nie stłukł ani jednej szyby.Pomieszczone w nich eksponaty, łącznie z treściwyminapisami i doskonałymi zdjęciami, dały możność poznania zasadniczych linii historiiCieszyna.147Dotychczas nie udało się w Cieszynie znalezć ani jednej siekiery.Wiemy jednakże, jakwyglądały.Odszukano maleńką siekierkę drewnianą, na pewno wykonaną na wzórprawdziwej.Dział zabawek reprezentuje ponadto owa piszczałka, wspomniana na początku.Jestdrewniana, poczerniała ze starości.Obok - znaleziona w warstwie szesnastej, przedostatniej -malupaśka miseczka z szarej gliny.Trzeba nareszcie powiedzieć parę słów o kabłączkach skroniowych, których złotyprzedstawiciel wystąpił w Cieszynie.Ilekroć archeolog znajdzie w rozkopanej mogile takikabłączek - wie na pewno, że natrafił na zwłoki Słowianki.Kabłączki wyglądają jak niepełne,otwarte kółka z jednym końcem zagiętym esowato.Bywały lite lub puste wewnątrz.Zdarzałysię okazy bardzo bogato zdobione wytłaczanymi motywami roślinnymi lub, rzadziej,zwierzęcymi.Trafiały się, ale zupełnie wyjątkowo, splecione z kilku drucików.Naszywało sięje na czółko - wstążkę czy pasek skórzany - tak, że zwisały po obu stronach głowy.Stądnazwa skroniowych.Obok gablot stoją na podłodze szare bloki rzezbionego kamienia - głowice i podstawykolumn z rotundy.Są i kafle, z których jeden nosi wyryte imię Przemysła.Wystawa obrazujewszak cały ciąg osadnictwa na Górze Zamkowej.Zaczyna się wszystko od ułamków grubychzasobnie, a kończy na zabytkach gotyku i baroku.Wyników badań nie ukrywa się przed ciekawością profanów, aczkolwiek nie zawszewpuszcza się ich na wykopy, gdzie jednego kamyka nie wolno ruszyć, zanim się go na plannie naniosło.Jeszcze przed otwarciem wystawy poznałem przewodniczącego Miejskiej RadyNarodowej, Wincentego Zająca, który od początku świadczy ekspedycji wszelką pomoc, awtedy zajrzał sprawdzić, jak sprawy stoją i czy nie ma przeszkód.- Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Cieszyna - opowiadał Witold Bender - natychmiastwystarał mi się o pokój w hotelu, za który nie musiałem płacić.Było to w lecie i wieczoremmiałem z okna oryginalny widok na rynek.Wie pan, całkiem jak na Agorze ateńskiej.Obywatele stoją grupkami, rozmawiają, radzą, a między nimi krąży głowa miasta.Z każdymsię za rękę przywita, pogwarzy, pogada i rusza do następnej grupki.Bardzo był swojskiwidoczek.Podczas słuchania tej opowieści przyplątało mi się komiczne zresztą skojarzenie zprzeczytanym u Zofii Kossak opisem zwyczajów któregoś z Piastów cieszyńskich.Władca148ten, jeśli łowami się nie zabawiał i sądów nie sprawował, to do mieszczan w kumy chadzał irajcował z nimi przy piwie.Tym miłym obrazkiem zakończyłem dziesięć lat temu rozdział o Cieszynie.Przyznajęotwarcie, nawykowo ulegałem wtedy metodzie dopatrywania się w polskiej przeszłościznamion poczciwej swojszczyzny.Inaczej patrzył na te dzieje współczesny im Jan Długosz.Na dziesięć lat przed datą narodzin historyka przeżył Cieszyn wydarzenie, o które dość lekkoi delikatnie zatrącił Sienkiewicz w Krzyżakach.Panował wtedy w Cieszynie książę Przemko I zwany Nosakiem.1 stycznia 1406 rokustracił syna, również Przemka czy Przemysła.Zamordowano go na drodze między Gliwicamia Cieszynem.Zabójców nasłał książę raciborski, Jan; a przywodził im pewien Czech,imieniem Marcin Chrzan.Stary Nosak pochował zwłoki syna w cieszyńskim kościeledominikanów, a potem za ogromną sumę tysiąca sześciuset kóp szerokich groszy praskichkupił Chrzana od jednego z panów morawskich, u którego tamten był dworzaninem.Sprowadzono Chrzana do Cieszyna pod eskortą sześciuset rycerzy, po czym Nosak - głosma Jan Długosz - wobec wielkiego mnóstwa ludu kazał winowajcę wsadzić na koniamiedzianego, wewnątrz żarzystym pałającego węglem, i obwozić go po wszystkich ulicach iprzedmieściach, i wkoło miasta Cieszyna; po czym trzej oprawcy rozpalonymi kleszczamiciało jego rwali po kawałku, na ostatek wyszarpali z niego wnętrzności.Podobnymsposobem traceni byli wspólnicy rzeczonego Chrzana, jako to Piotr Wątrobka, Jan Trzecień iinni czterej.Nosak zmarł w trzy lata pózniej, a dziedzinę jego objął drugi syn, Bolesław I.Nie ma powodów do malowania polskiej przeszłości zbyt pogodnymi kolorami.W sam razpasują do niej zwyczajne, europejskie.Piastowie to dynastia wybitna, ale i straszna.149WAAY NAD SZPROTAWINiektóre osiedla ludzkie miewają jednak szczęście.Kataklizmy przetaczają się nad nimi,nie naruszając ich uroku.Główne uderzenie kolumn szturmowych pójdzie bokiem,artylerzyści ani lotnicy nie dojrzą celu godnego uwagi i można pózniej radować oko -chociażby widokiem milej parafiańskiej architektury miasteczka Zduny.Pośrodku pochyłegorynku parterowy ratusz z kolumienkami.Od razu widać, że nigdy chyba nie rozstrzygano wnim spraw natury donioślejszej niż powiatowa.Kamieniczki naokoło wąskie, jednopiętrowe,wszystkie niemal muszą pamiętać XVIII stulecie.Tylko dwie czy trzy rażą nowoczesnościąkształtów.Istnieje w naszym kraju nieszczęsna tradycja, która sprawia, że przyjedzie człowiek dojakichś wielkopolskich Zdunów, kieleckich Szczekocin albo innych ściśle podlaskich Mord,chodzi po rynku, ogląda to i owo - i marzyć nawet nie może, by się dowiedzieć czegośpewnego a konkretnego o tych skupiskach autochtonów.Nie ma.Nie ma monografii,popularnych chociażby opracowań, przewodników.Pocztówki z widokami też do znajomychwysłać nie można
[ Pobierz całość w formacie PDF ]