[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Próbował pan kiedyś tego? zagadnął Kostecki. Czego? Hipnozy.Choćby dla zabawy. Raczej nie. Jest pan zawsze uśmiechnięty? Pełen zdrowego zadowolenia? Niczego pan niepotrzebuje? Nie narzekam.Czasem mam koszmary senne, nic wielkiego. Szybko pożałował, że topowiedział. Nie lekceważyłbym snów.Freud wiedział to już sto lat temu. To nic takiego. Czechowicz marzył, aby wreszcie pogadać o pogodzie. Czy te sny się powtarzają? Raczej tak. Są podobne? Takie same? Podobne.Zni mi się ciągle ta sama osoba. Chirurg ponownie ugryzł się w język. Zna pan tę osobę? Nie. Zagadkowe. To naprawdę żaden problem.Jeśli tylko będę miał jakiekolwiek kłopoty, błyskawiczniezjawię się w pańskim gabinecie. Po co czekać? usłyszeli za sobą kobiecy głos. Pani Jola jest za. Kostecki roześmiał się. Byłby pan w stanie zahipnotyzować tego niedowiarka? Tu i teraz? Nie mówicie poważnie mruknął Czechowicz, zbierając się do ucieczki. Ależ najzupełniej poważnie odparł pogodnie Kostecki. Mamy tu nawet pokój dotakich rozrywek.Wiele osób poddało się eksperymentowi i były bardzo zadowolone. Do tego trzeba szczególnych warunków.Przecież to trudne. bronił się Robert. Nic podobnego zaoponował psychiatra. Wolberg opisał kiedyś przypadekdziewczynki, która opanowała technikę hipnozy, oglądając wyłącznie film.Pózniejskutecznie wypróbowywała zdobytą wiedzę na innych dzieciach. Przecież to zabawa, nie bądz gburem zakwiliła Jola. Tylko mała hipotaksja zapewnił Kostecki.Czechowicz nie miał wyjścia.Wykrzywił usta w coś na kształt uśmiechu i skinął głową. No dobrze, czemu nie. Z pewnym zdziwieniem doszedł do wniosku, że nawet podobamu się ten pomysł. To idziemy. W oczach Joli błysnęły iskierki.Ruszyła żwawo w stronę salonu,szukając wzrokiem gospodyni.Stała dość blisko, przy tacy z ciastkami. Gosiu, dasz klucz do gabinetu? wyrecytowała tajemniczo. Macie nową ofiarę? spytała zalotnie kobieta. Cicho. Jola szturchnęła przyjaciółkę. Płoszysz zwierzynę.Gospodyni wyjęła z kieszeni klucz i wręczyła go dyskretnie Kosteckiemu, po czymwmieszała się w tłum gości. Chyba często korzystacie z tego pokoju, skoro pani domu trzyma klucz przy sobie mruknął Robert. Spokojnie.Oprócz tego, że jesteśmy satanistami, wszystko z nami w porządku. Jolkawybuchnęła śmiechem. Idziemy.Ruszyła w kierunku schodów na górę. Jak wiele osób jest podatnych na hipnozę? spytał Czechowicz, idąc potulnie zadziewczyną. Kratochvil twierdzi, że tylko pięć procent całkowicie nie nadaje się do tego odpowiedział Kostecki. Ale nawet wśród tych osób predyspozycje z czasem mogą sięzmieniać. Zdarzają się.no, jakieś wypadki? Robert zorientował się, że to pytanie zabrzmiałodość głupio.Psychiatra potraktował je jednak poważnie. Pacjenci zawsze się budzą.Nawet jeśli terapeuta nie wybudzi ich osobiście.Czechowicz poczuł się znacznie pewniej.Zauważył, że senność mija, a górę bierzeciekawość.Zdecydował się nawet uważniej przyjrzeć pupie Jolki wchodzącej po schodach, cobyło objawem coraz lepszego humoru. Aszszsz!!!Robert nagle zbudził się i szeroko otworzył oczy.Natychmiast napotkał spokojny wzrokdoktora Kosteckiego, metr dalej na fotelu siedziała uśmiechnięta Jola.Znów był w niedużym,zaciemnionym gabinecie, do którego przyprowadzili go niedawno.Siedział dziwnie skulonyna wielkim skórzanym fotelu i, ku swojemu zdziwieniu, nie pamiętał nic z seansu. Co ja powiedziałem? zdziwił się, prostując nogi. Trudno stwierdzić.Wyszedł pan z transu dość gwałtownie, ale wszystko jest wporządku zapewnił go psychiatra. Dlaczego nic nie pamiętam? Robert był lekko rozdrażniony. Tak się niestety zdarza.Pani Jola wszystko panu opowie. Kostecki się uśmiechnął.Czechowicz spojrzał odruchowo na zegarek. Co?! powiedział głośniej, niż planował, ale czuł się dziwnie rozdrażniony. Dlaczegoto trwało tak długo? Nie przesadzaj, niecałą godzinę. Jola machnęła ręką.Dziwny niepokój i ból głowy nie podobały się Robertowi.Wstał jednak bez wysiłku irozejrzał się po pokoju. Dajcie mi coś do picia. Jasne. Dziewczyna zachichotała i podeszła do barku. Byłeś bardzo niegrzeczny,opowiadałeś o naszym wczorajszym popołudniu.Zwintuszek. Pokiwała palcem. Bardzo śmieszne. Proszę się nie obrażać, seans był bardzo udany.Chętnie podyskutuję o tym z panem,doktorze wtrącił poważnie Kostecki. Jak tylko chwilę odpocznę powiedział niepewnie Czechowicz, otrzepując spodnie. Pańska komórka zadzwoniła dziesięć minut temu, numer wyświetlił się na aparacie.Psychiatra podał mu telefon.Czechowicz dostrzegł na wyświetlaczu domowy numer Jędrzeja Morawieckiego. Przepraszam rzucił. Muszę zadzwonić. Wyszedł na korytarz i wystukał numer. Słucham usłyszał głos przyjaciela. Co się stało? Rząd upada? Nie. Morawiecki roześmiał się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]