[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wie, że my tu jesteśmy? - zaszemrał Vesper z przejęciem.- Konkretnie: my, noca-rze?- Na pewno - odszepnął kapitan poważnie.- Czuciowiec rozpoznaje tylko zabójców.Nie rozpozna na przykład takiej Winorośli.O ile ta nie ma kogoś na sumieniu.W ułamku sekundy Vesperowi mignęła przed oczami twarz Kariny, Winorośli z baru.Uśmiechnął się przelotnie na jej wspomnienie, zaraz jednak spoważniał, powracając myślamido rzeczywistości.Na przyjemności będzie jeszcze czas.Może kiedyś.Nidor prowadził kolejną niemą konwersację.Vesper mógł się tylko przyglądać, za-broniono mu porozumiewać się w ten sposób z resztą oddziału.- Chłopaki się stąd zabierają - oznajmił wreszcie Nidor.- Będą czekać parę kilome-trów dalej, poza zasięgiem czuciowca.Zostajemy we dwóch.Vesper obrzucił go zdumionym spojrzeniem.- Ja jestem chowańcem - wyjaśnił tamten krótko.- A ty.Cóż, nie jesteś jeszcze za-bójcą.Ciebie nie wyczuje.Zostajesz tu na dachu, sam - zaczął szybko omawiać nowy plan.-Ja teraz schodzę, będziesz mnie osłaniał.Jak tylko tamten się ruszy, zatrzymamy go.Jeślibędzie uciekać samochodem, strzelaj do kierowcy i w silnik.Ja będę blokował z dołu, pókinie przyjadą nasi.- Popatrzył mu w oczy.- Wszystko jasne?- Tak jest! - odparł Vesper z przejęciem. - No to do zobaczenia po drugiej stronie! - Nidor podniósł się nieco, podpełzł do kra-wędzi dachu i zeskoczył.Vesper popatrzył za nim, powtarzając w myślach zasłyszane słowa.O jakiej drugiejstronie tamten mówił? Nagle zrozumiał, przejechał językiem przez zaschnięte wargi.Rubikon drapieżnika.Tuż przed nim.A zatem:Ruszył czym prędzej do swojej broni i ułożył się wygodnie, znów obserwując okolicęz krzyżem i podziałką w tle.Półciężarówka odjechała wkrótce, Vesper znowu poczuł się cholernie sam.Dopieroteraz zrozumiał, jak bardzo przyzwyczaił się do monotonnego poszumu w głowie, świadczą-cego o nieustającej obecności swoich w pobliżu.Teraz byli tu tylko we dwóch.Wiedział, żeNidor jest gdzieś tam, niedaleko, ale nie wyczuwał go wcale.Widać tamten ukrył się już, wy-korzystując swój dar.Niebo płonęło coraz silniejszym blaskiem, napełniając Vespera coraz większym nie-pokojem.Jeszcze godzina i ultrafiolet będzie się lał z góry w zabójczych ilościach.Nic to,wytrzymasz, stary, wytrzymasz.Zacisnął wargi, opanowując się z całych sił.Wreszcie drzwi willi otworzyły się znowu.Na ganek wyszedł ten sam człowiek copoprzednio, teraz ubrany w elegancki ciemnoszary garnitur, spod którego wyzierała koszulaz krawatem.Rozejrzał się wokół, przymknął oczy, jakby nasłuchując porannego śpiewu pta-ków.Postał tak przez chwilę, wreszcie pokiwał głową z uśmiechem.Cofnął się znowu, zamy-kając za sobą drzwi.Vesper zaklął ze złością.Kiedy to się wreszcie skończy, ta upiorna zabawa w kotkai myszkę? Jest już o krok od tej drugiej strony, boi się jej potwornie, a jednocześnie jej pra-gnie i sam nie wie, czego chciałby bardziej.Czy żeby nagle wyskoczył ktoś z plastikowym pistolecikiem i chorągiewką z papieru,krzycząc: bum, niespodzianka! %7łartowaliśmy, wcale nie musisz tego robić?Czy jednak, żeby rozszalało się wokół to piekło, w którym on zgubi, a może odnajdziewłasną duszę?Ale niech się wreszcie coś stanie, niech odbędzie się ten chrzest krwi.Brama garażu otworzyła się, powoli wyjechało z niej czarne Mondeo.W mgnieniuoka wątpliwości i strach umknęły w dal.Vesper wyszukał kierowcę, wodząc po jego twarzywpisanym w koło krzyżykiem.Poczekał, aż samochód wyjedzie z posesji, skręci w lewoi rozpędzi się nieco na podziurawionym zimą asfalcie. Teraz! - szepnął mu Nidor w głowie.Vesper nacisnął spust. Tak łatwo, tak miękko i prosto.Przyciągnął do siebie wskazujący palec, pokonując le-ciuteńki opór.Odrzut broni uderzył go w ramię, prawie bezboleśnie.Jakby się nic nie stało,zupełnie nic.Siateczka pęknięć rozbiegła się promieniście po przedniej bocznej szybie samochodu,wokół okrągłego otworu po kuli.Głowa kierowcy błyskawicznie opadła na ramię współpasa-żera, bryzgając dookoła krwią.Samochód skręcił gwałtownie i wgniótł się w latarnię.Vesperdobił silnik rannej maszyny kilkoma strzałami.Z odległości niespełna trzydziestu metrówpociski weszły w stal jak w masło.Uchyliły się szarpnięte rozpaczliwie drzwi - to pasażerowie próbowali wydostać sięz samochodu.Wtedy postać leżąca dotychczas w bezpiecznym cieniu pod murem poderwałasię i uniosła Wintoreza.Kule poszatkowały opony na strzępy, wzbiły wokół fontanny piasku.Kilka z nichprześlizgnęło się po dachu samochodu, zmuszając pasażerów do kulenia się płasko na siedze-niach.Nie uczyniły im jednak żadnej krzywdy.Ewidentnie strzelający zamierzał ich oszczę-dzić.Nadjechała półciężarówka.Z piskiem opon zahamowała tuż przed samochodem, jejtylne drzwi otworzyły się błyskawicznie.Wysypał się z niej szereg czarno ubranych postaci.Pasażerowie zostali wywleczeni z samochodu szybkimi, zdecydowanymi ruchami.Vesper chłonął rozgrywającą się poniżej scenę szeroko otwartymi oczami.Wciąż wo-dził po postaciach krzyżykiem lunety, sprawdzając, czy nie będzie potrzebny kolejny strzał.Więzniowie zostali jednak błyskawicznie zawleczeni do półciężarówki, nocarze wtłoczyli sięza nimi.Pojazd ruszył, chrzęszcząc oponami po asfalcie.Vesper wstał, puścił karabin.Popatrzył z góry na Nidora, podnoszącego ku niemu py-tająco głowę.Podniósł więc do góry zaciśniętą dłoń z triumfalnie uniesionym kciukiem.Zamknął oczy.Właśnie kogoś zabił.Coś się zmieniło? Nie wiedział.Jeszcze nie.Mo-że tak.A może nie, może nic.Może to jego przeznaczenie, może zawsze tak miało być. Mam dla ciebie bardzo złą wiadomość, młody - telepatyczny głos Nidora brzmiałzdenerwowaniem. Mają od cholery kłopotów z zatrzymanymi.Tam jest renegat, bardzo sil-ny.Dał się zaskoczyć, ale już się pozbierał.Teraz walczą psychicznie, jest niezła jatka.I wszyscy nasi są potrzebni.Vesper błyskawicznie złożył broń, zarzucił na plecy.Podbiegł do krawędzi dachu, ze-skoczył bez cienia wahania.Potknął się przy lądowaniu, utrzymał jednak równowagę.Co siłw nogach popędził do kapitana. - Mamy za nimi biec? - zapytał krótko.- Nie - odparł tamten, patrząc na niego poważnie.- Mamy posprzątać.Vesper popatrzył na niego, pytając niemo, w czym problem.Tamten spojrzał na willę,różowiejącą w świetle poranka, pokręcił głową.Wrócił wzrokiem do kolegi.- No pięknie.Renegat, kurwa jego w dupę jebana mać! - zawarczał, nie kryjąc zde-nerwowania.- No cóż, młody, pójdziesz ze mną, nie mamy innego wyjścia.Trzeba posprzą-tać, zanim tu zacznie węszyć policja.- Ale o co chodzi? - zapytał Vesper niepewnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Clay Griffith, Susan Griffith Imperium Wampirów 01 Imperium Wampirów
    § Menzel Iwona W poszukiwaniu zapachu snów 01 W poszukiwaniu zapachu snów
    Żółte oczy krokodyla 01 Żółte oczy krokodyla Pancol Katherine
    Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga
    Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
    Chuck Wendig [Double Dead 01] Double Dead [Tomes of the Dead]
    Roberts Nora Miłoœć na deser 01 Miłoœć na deser
    § Rudnicka Olga (01) Zacisze 13 Zacisze 13
    Reynard Sylvain Piekło Gabriela 01 Piekło Gabriela
    61 4077
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tabl.keep.pl