[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na drugim więc tygodniu, gdy Zamojski ugaszczał i przyjmował, wystąpiły iturnieje, i maskary, i na co tylko smak a umiejętność czasów owych zdobyć sięmogły.I zaprawdę ci, co tu przybyli, aby patrzeć, mieli się przyglądać czemu.Turnieje naprzód, których siedem par zapowiadano, odbywały się w Rynku,gdzie Spiglerową kamienicę dla obojga królestwa przystrojono zielenią ioponami kosztownymi.Był to już, jakeśmy powiedzieli, zabytek czasówdawnych, pamiątka, która teraz rzadko bardzo oczom się ludzkim przedstawiała.Starzy tylko rycerze jeszcze formy, obyczaj i prawa tych gonitw znali, apokierować nimi mogli.Najpiękniejsze zbroje tego wieku, które były ostatnimsłowem kunsztu płatnerskiego, występowały na turniejach i osobny rodzajhełmów, pancerzy, blach, tylko do turniejów przeznaczonych, porywał oczypięknością swoją.Hełmy niektóre całe historie misternie trybowane, złocone,szmelcowane okrywały, a kosztowały tysiące.Takież napierśniki anajpiękniejsze tarcze na ten raz tylko ze skarbów podobywano, aby je potemwiekom potomnym jako kunsztu przekazać pamiątkę.W pierwszej parze do tych harców stanęli Podhorecki z domu Belinów zPawłem Raczkiem, przy czym się pierwszemu dobrze kopię swą skruszyć udało,a oba wyszli bez szwanku.Za nimi szli tuż Andrzej Grudziącki z Jakubem Jankowskim z dobrzyńskiejziemi, Junoszą, któremu Jankowski przeszył rękę tak, iż kopia przez niąsterczała.Tedy już bez rozlewu krwi się nie obeszło, ale bez niej też prawych turniejów bynie było.Potykali się potem Kazimirski Stefan Biberstein z Górskim, gdzie siępierwszemu z nich nie poszczęściło, bo mu Górski ramię prawie zgruchotał.Mniej szkodliwe było starcie następnych: Pawła Piaskowskiego Junoszy zMikołajem Rogozińskim, bo tylko że kopie swe pokruszyli i wyszli bezszwanku.Dalej Miłkowski sandomierzanin, Abdank, potykał się z Kirmańskim, który okonia Miłkowskiego kopię skruszył, a raczej o zbroję, którą on był okryty, bo ikonie do tych zapasów w żelazo odziewano, a miały co dzwigać na sobie.Potem jeszcze Krzysztof Broniewski, z domu Tarnawa, ścierał się z JanemDobkiem i konia mu też ubił.Na ostatek wreście weszli w szranki ochotnicy ostatni: Stanisław Ciemiński zBronisławem Orchowskim, ale na tych harc mało kto patrzył, bo następowaćmiały maszkary, które największą ciekawość obudzały, więc na nie wytężonabyła uwaga.Turniej ów, przy którego odprawieniu młode rycerstwo mocno obstawało, bosame widowiska i maszkary nie zdały się godności hetmańskiej odpowiadające,do różnych pobudzały refleksyj.Mimowolnie wszystkim na myśl przychodził Wapowski, po którym wdowadotąd w żałobie, nieutulona w żalu, prawdziwie święta matrona, chodziła.Przypomnieli się Zborowscy, co tak krwawo pierwszy dzień niemal panowaniaHenryka zaznaczyli.Szukano ich tu oczyma na próżno i nie znajdowano, kromkasztelana, bo Andrzej nie występował naprzód, a Krzysztof, ciekaw oglądania,musiał się kędyś na strychu umieścić, małym i nie postrzeżonym czyniąc, abygo tam nie poznawano.O Samuelu zaś ani mowy, ani słychu nie było i nikt się go tutaj ani spodziewał,ani domyślał, aby miał głowę ważyć dla ciekawości próżnej.Toteż może nie dla niej, ale dla przechwałki pózniejszej i dogodzeniazuchwalstwu własnemu, Samuel potajemnie, samotrzeć, w opończy niepokaznejdobieżawszy do Piekar wieczorem dnia jedenastego czerwca, gdy go okrzykiemprzestrachu przyjmowała piękna Włodkowa, usta jej pocałunkiem zamknął.- Cichoż ty, kuro zmokła! - zawołał.- Czego się lękasz i czemu dziwisz? Mnietu nie ma, ani mnie oprócz ciebie ma kto widzieć i wiedzieć o mnie.Drżała siostrzenica, jeszcze nie mogąc przyjść do siebie, bo przez Krzychnikanastraszona, o życie się Samkowe lękała, gdyby się teraz śmiał tu okazać.- Cóż cię tu przygnało? - zapytała, wiodąc go ku alkierzowi tak, aby żadna zkobiet widzieć nie mogła, a chcąc ukryć od wszystkich oczu ciekawych.- Co? - rozśmiał się Samuel.- Nie chcę, aby rzeczono, żem ze strachu na ich tejasełka nie patrzał.A potem - dodał, siadając obok Włodkowej na ławie - zbiegaszukam, który bodaj nie do Krakowa się schronił.- Kto? - zapytała Włodkowa.- Alboż pytać trzeba?! - zawołał Samuel.- Ten łotr Wojtaszek,spoliczkowawszy mi Boksickiego, konia dopadł i umknął.Lękam się go, bo jakpięknie śpiewa, tak brzydko zdradzić mnie i wydać gotów, a wszystkich moichuczynków świadom jest.Słuchała Włodkowa, lecz wnet potem odradzać i zaklinać poczęła, aby się doKrakowa nie ważył, gdyż wiedziała od Krzysztofa, że pomimo zbiegowiska, nakażdego tam człowieka oko miano, a Samuelowi ukazanie się w Krakowiepłazem by nie uszło.Tylko że z Samkiem rozprawiać, gdy on co postanowił, było to groch ciskać naścianę.Słuchał, śmiał się, ale zawsze potem swoje zrobił.Udawało mu siębezkarnie dokazywać dla samego zuchwalstwa, które wszelką przechodziłomiarę.I teraz więc, gdy Włodkowa go, po rękach całując, usiłowałapohamować, on ją, ściskając, wesoło upewniał, że cały wyjdzie, a weselewidzieć musi.Znacznym będąc i wzrostem, i twarzą, i postawą, którą kto raz zobaczył, niezapominał, z trudnością się mógł do Krakowa dostać nie postrzeżonym, lecznazajutrz rano i konia zmieniwszy u Włodkowej, i suknie wziąwszy od jednegoz jej czeladzi, przebrawszy się jako mógł najlepiej, przede dniem jeszcze dobrzewyjechawszy z Piekar, nocą stanął w Krakowie.Tu ani myślał do braci się zgłaszać na Franciszkańską ulicę.Miał w Rynkumieszczanina sobie oddanego, którego Pająkiem zwano, i do tego się wśliznął,aby mu chociaż okna na strychu dozwolił.Cierpła wprawdzie Pająkowi skóra na grzbiecie, bo się nasłuchał, jak tu naZborowskich się odgrażano i co o nich trzymano, ale Samuelowi się sprzeciwićnie było sposobu.Gwałtem i przebojem na swoim by postawił.Na strychu więc, choć już komu innemu przyrzekł był komórkę, musiał ją dlaSamka oddzielić, zalecając mu tylko, aby się nie okazywał.- Bądz spokojnym - rzekł Zborowski - mam ja jeszcze dosyć do czynienia, abymzawczasu szyję ważył.Skryję się dobrze, ale niech ludzie nie powiadają, żem jasię, odgróżek Zamojskiego uląkłszy, na to widowisko bał przybyć.Z onego okna na strychu wprawdzie nie całe szranki, nawet się wychyliwszy,objąć było można, zawsze jednak Zborowski mógł turniej oglądać i zharcujących się wyśmiewać.Na myśl mu wcale nie przyszło, ażeby wśliznąwszy się do Krakowa, miałzarazem natknąć na tego zbiega, którego odzyskać pragnął.Tymczasem stało się, że Wojtaszek, też do Krakowa się dobiwszy, tu nigdzieprzytułku znalezć nie mogąc, pod murem zewnątrz cmentarza Panny Marii,konia głodnego trzymając w ręku, noc musiał spędzić.Dopiero mu nad ranemmyśl przyszła szczęśliwa do Pająka się udać, którego znał i wiedział, że mu nieodmówi pomieszczenia.Zobaczywszy go Pająk, ani pytał, był pewien, że z panem Samuelem razemprzybyć musiał, na zapytanie więc o miejsce, na strych go zaprowadzał iwepchnął tam, gdzie się Zborowski zmęczony dopiero na garść słomy poddachem znalezioną rzucił.Zobaczywszy pierwszy wchodzącego Wojtaszka, którego oczy z ciemnościwschodów jeszcze ze światłem się nie oswoiły, zerwał się Samuel i nim lutnistasię opatrzył, chwyciwszy go za kark, strząsnął nim i obalił na ziemię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]