[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Biedaczka jest bardzo przybita - odparł Sobański.-Usiłowałem trochę ją pocieszyć.- Zgodziła się żeby pan był jej obrońcą?- Tak.Podpisała pełnomocnictwo.Czy pan sądzi, panie kapitanie, że ona zostanieformalnie oskarżona o zamordowanie Piotra Szczerbińskiego i że odbędzie sięsprawa sądowa?Grabicki bezradnym gestem rozłożył ręce.- Bardzo żałuję, panie mecenasie, ale nic na ten temat nie mogę powiedzieć.Zledztwo jest w toku.- To znaczy, że władze śledcze nie są przekonane o winie Joanny Markowskiej i żeistnieją jeszcze inne poszlaki.Grabicki uśmiechnął się.- Niech mnie pan nie próbuje pociągać za język.Wie pan przecież, że przedzamknięciem śledztwa żadnych informacji udzielić panu nie mogę.- Rozmawiałem z pewnym Arabem, który nazywa się Ali Selim Tahelen - powiedziałSobański.- O - zdziwił się Grabicki.- W jaki sposób trafił pan do niego?- Przez panią Marię Nowacką.Dowiedziała się o istnieniu tego Araba od panaZengiera.- Rozumiem - pokiwał głową Grabicki.- Odwiedziłem Zengiera w sprawie sztyletu,którym została zamordowana Magdalena Wysznacka.Musiał powtórzyć Nowackiejnaszą rozmowę.To jego przyjaciółka.Sobański zapalił papierosa.150- Bardzo chciałbym rzucić okiem na te pamiętniki - powiedział.- Jakie pamiętniki?- Pamiętniki Magdaleny Wysznackiej.Grabicki nie ukrywał zdziwienia.- Nie mam pojęcia o czym pan mówi.Pamiętniki Magdaleny Wysznackiej?- Tak.Ten Arab powiedział mi, że pani Wysznacka pisała pamiętniki, które miałazamiar ogłosić drukiem.Wspomniał nawet, że chciał ją zaprotegować jakiemuśalgierskiemu wydawcy.Gdyby mi pan zechciał udostępnić te materiały, to możeznalazłbym coś, co rzuciłoby pewne światło na zabójstwo Szczerbińskiego.- Ależ ja nie mam pamiętników Wysznackiej - powiedział szczerze Grabicki.Wyglądał na zaskoczonego tą wiadomością.Tym razem zdziwił się Sobański,- Przecież musieliście przeszukać jej mieszkanie.- Oczywiście.Bardzo dokładnie.Ale pamiętników nie znalezliśmy.- To dziwne.Chyba Ali Selim Tahelen nie wymyślił sobie tego.A zresztą po co? Wjakim celu? Mówił mi nawet, że pani Wysznacka czytała mu niektóre fragmenty,tłumacząc je z polskiego na francuski.Grabicki był szczerze zakłopotany.- Nic nie rozumiem, absolutnie nic.Nie znalezliśmy żadnych pamiętników.Aprzecież całe mieszkanie, jak również wszystkie walizy.Wszystko zostało bardzodokładnie przeszukane.Nie natrafiliśmy nawet na ani jedną zapisaną kartkę papieru.- A może Szczerbiński przywiózł pamiętniki Wysznackiej - zasugerował Sobański.-Może miała dużo rzeczy i dlatego.Grabicki energicznie potrząsnął głową.- To nie wchodzi w rachubę.Mieszkanie Szczerbińskiego zostało również bardzodokładnie przeszukane.Nic nie rozumiem.Chyba, że ten Arab łże i Wysznacka niepisała żadnych pamiętników.151- W jakim celu miałby kłamać? Grabicki Wzruszył ramionami.- A któż to może wiedzieć? Mało to ludzi kłamie bez żadnego celu.Na świecie aż sięroi od mitomanów.- Mówił to tak przekonywająco.- próbował oponować Sobański.- Panie, mecenasie.- Grabicki uśmiechnął się.-Czyżby pan w swojej karierze niespotkał się jeszcze z tą cechą ludzką, że czym większy łgarz, tym jego wywody sąbardziej przekonywające?- To prawda, ale te kłamstwa zawsze mają coś na celu.Ktoś chce zataić jakieś faktyalbo też pragnie sobie dodać splendoru, zrobić na kimś wrażenie.Ale żeby tak.bezżadnego powodu.Cóż Arabowi może zależeć na tym, żeby opowiadać, żeWysznacka pisała pamiętniki.Nie może mieć z tego tytułu żadnych korzyści.Grabicki pokręcił głową.- No cóż.zobaczymy.Być może spróbuję jeszcze osobiście porozmawiać z Arabem.Taki pamiętnik to przecież nie szpilka.To musiał być solidny plik zapisanych kartek.Rękopis albo maszynopis.Jeżeli przygotowywała te materiały do druku, to zapewnemaszynopis.W każdym razie bardzo panu dziękuję, panie mecenasie, za tęwiadomość.To jest interesujące.Miałbym ogromną ochotę przestudiować pamiętnikipani Magdaleny Wysznackiej.- Czy pan jest skłonny łączyć jakoś te dwie zbrodnie ze sobą? - spytał Sobański.Grabicki znowu się uśmiechnął.- Nie wiem.Natomiast zauważam, że pan jest skłonny nieustannie pociągać mnie zajęzyk, panie mecenasie.Bardzo żałuję, ale to się panu nie uda.Mam jednak nadziejęże niedługo będziemy mogli obszerniej porozmawiać na temat tej sprawy.Miałbymtylko do pana jedną prośbę.Niech pan nie próbuje bawić się w prywatnegodetektywa.To mogłoby nam utrudnić pracę.Sierżant Pastusiak triumfował.- Znalazłem, obywatelu kapitanie, znalazłem.- Co żeście znalezli?Sierżant położył na biurku dużą chustkę i rozwinął ją ostrożnie.- Klucz.Klucz od mieszkania Szczerbińskiego.Ten dorobiony.Czwarty klucz.Grabicki pochylił się i spojrzał uważnie.- Jesteście pewni, że to ten klucz?- Jestem całkiem pewny, obywatelu kapitanie.Ten klucz.Absolutnie.- Próbowaliście otwierać nim drzwi?- Ale skądże! - oburzył się sierżant.- Przecież mogą być na nim odciski palców.Delikatniutko zawinąłem w czystą chusteczkę.Akurat tak mi się trafiło, że wziąłem zdomu czystą.Tak się czasem człowiekowi coś uda.Miałem powiększone zdjęcietamtego klucza.Porównałem.Identyczny.- Gdzieżeście znalezli? - spytał Grabicki.Sierżant błysnął w uśmiechu zdrowymizębami:- Gdzie? A pod windą.Kręciłem się koło domu, w którym mieszkał ten pilot.Zaglądałem w różne dziury.Zszedłem nawet do piwnicy.Potem pochodziłem poklatce schodowej.Chodzę i tak sobie kombinuję, gdzie facet mógł wyrzucić tenklucz.Bo że się chciał klucza pozbyć to nie ma o czym gadać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]