[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z wyboru przytomnych tu widać było, że nie dla rozrywki przyszli,ale dla narady.Przedniejsi goście z Niemiec, Anglii i Francji siedzieli na ławach przyścianach, więcej się przysłuchując, niż udział biorąc w radziewojennej.Wielki mistrz stał, pilnie nastawiając ucha, niekiedy głowyporuszeniem potakując, czasem wtrącając słowo; lecz nie on tu teraz,ale marszałek dowodzący siłami zbrojnymi, przodował obradom. Wojna, którą my tu prowadzimy z pogany mówił, zwrócony dohrabiego z Namur wcale nie jest podobną do tych, jakie wy tam naZachodzie odbywacie, ani do tych, które Zakon nasz niegdyś wiódł zSaracenami na Wschodzie.Ja nawet nie wiem, czy to wojną nazwaćmożna.Ciżba ta, z którą się ucieramy, przeciwko nam rzadko sięutrzymać może i wie o tym dobrze.Jeśli ich dziesięciu nie staje nanaszego jednego, uchodzą.Walka to osobliwa, cała na ubieżeniu ipodejściu nieprzyjaciela.Czekamy, aż uśnie; patrzym, gdzie się nasnie spodziewa.Jak nawałnica i piorun spadamy na kraj, palimywioski, zabieramy bydło, wybijamy ludzi, niszczymy ogniem imieczem i uchodzim wprzódy, nim się do pogoni zbiorą.Często nachodzą nas w powrocie, obciążonych łupami, gdzieś wśródtrzęsawisk i bagien tam się dopiero mrowiu temu opędzaćpotrzeba.Na małą kupkę napadłszy, my ich jak komary bijemy; lecz gdy siłąnas przemogą, okrucieństwa popełniają niesłychane.Nikt z życiem nieocaleje. Czasem dodał stary Siegfried im się uda tak samo wtargnąćna naszą ziemię, plądrują też bez litości. Cały więc rozum mówił dalej marszałek wnijść, gdy się niespodziewają, zaskoczyć tam, gdzie nie ma obrony. Polowanie odezwał się Brandenburczyk.Uśmiechali się niektórzy. Terazniejsza wyprawa przerwał wielki mistrz innego jesttrochę rodzaju.Musimy złamać w jednym miejscu opór, jaki nam stawiają na granicy.Jest tam, jak na takich dzikich pogan, całe mocno zbudowanezamczysko.Zburzyć je trzeba koniecznie. Tak dodał marszałek musimy je mieć i zniszczyć.Inaczej wgłąb kraju dalej puścić się niesposób, z tyłu ich za sobą mając; bo tamw tej dziurze zawsze ludzi dość, czuwanie wielkie i zajadła dzicz!! Dotąd rzekł jeden z komturów przytomnych szczególniejPillen tych dobyć było trudną, bo ich rzeka broni prawie z trzechstron.Ani przystąpić. Na to właśnie znalazł się sposób z uśmiechem dodał marszałek sądzę, że skutecznym będzie. Jaki? zapytał książę brunświcki. Kazaliśmy umyślnie zbudować statek ogromny mówił komtur,uśmiechając się z pewną dumą. Mylę się, można go nazwaćtwierdzą chyba.Spuścimy go rzeką pod sam gród i z niegoszturmować będziemy.Ludzi się na nim dużo pomieści; mocnozbudowany; możemy na nim stać jak na lądzie bezpieczni.Hrabia z Namur uśmiechał się. Pomysł bardzo dobry, jeśli wody tak wielki gmach uniosą. Rzeka głęboka, a nasi ludzie mielizny znają! odparł marszałek. Wszystko obrachowane.Tym razem zamek ów mieć będziemy. Daj Boże! westchnął mistrz. Wielki by to był krok dodalszego zawojowywania.Pilleny nas, jak skała rzekę, wstrzymują. I wszystko się dziwnie składa przemówił Siegfried żeby znich dla nas zrobić najniebezpieczniejsze gniazdo.Zwrócił się ku milczącemu i we mroku stojącemu Bernardowi. Wszak ci to waszego zbiegłego wychowanka ojczyzna te Pilleny? rzekł któż wie? może się udało mu dostać do nich! Wątpię rzekł Bernard tylko młodość taka szalona mogła sięna podobną ważyć wycieczkę.Gdzieś ich albo głód zmorzył, lubzwierz rozszarpał dziki. Miał z sobą wasz wychowanek dodał z przyciskiem komtur zBalgi starszego pono człowieka doświadczonego. Bydlę, półwariata zawołał Bernard ze wzruszeniem i westchnął.Westchnienie to któryś z nieprzyjaciół jego podchwycił. Wy byście pono nieledwie życzyli ocalenia temu zdrajcy; bomówią, żeście się do dzieła rąk waszych przywiązali.Zaczepiony Bernard z twarzą surową obrócił się ku mówiącemu. Ani się tego myślę wypierać odparł. Może popełniłem błąd,ale w dobrej wierze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]