[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem o niego niespokojny. Ty wiesz, odparła Lola chłodno, że ja ci się w niczym nie sprzeciwiam,szczególniej, gdy się co tyczy twojej familii.Postanowiłeś jechać do rodziców jedz, ale zastanów się, czy dostatecznie jesteś uwiadomiony o tym, cozaszło.Wszystko to, co wiemy są.ogólniki jakieś, szczegółów nie mamy.Małżeństwosię poróżniło, zaszło nieporozumienie.Julian nie miał taktu, wziął to za gorąco,wyjechał, ale to nie dowodzi, żeby się jeszcze nie zbliżyli i nie pojednali.To się może odmienić. Wątpię, rzekł radca czyja tam wina - nie wiem, ale rzeczy zaszły zadaleko.Julian był do zbytku powolny, za to pokutuje.Pani radczynizagryzła usta. Ale mój Bronisiu odparła ty wszystko składasz na żonę, bo na tenieszczęśliwe żony wy zawsze zwalacie wszelką winę. Julian był nieznośniezazdrosny i podejrzliwy, uczuła się w ostatku obrażoną tym.Cierpiała długo.P.Bronisław zamilkł po chwili żona rozpoczęła ciszej. Jedziesz do Wólki mnie by się zdawało stosowniejszym wprzódy widziećz Julianem, lepiej rozpatrzeć.Może nie zerwali z sobą tak stanowczo, aby się tonie dało zmienić. Cały świat już o tym wie! bębnią wszędzie odezwał się kwaśno radca za pózno! Julianowi nic ja nie pomogę ale mi o rodziców idzie.Dla ojca,dla matki będzie to cios bolesny.Westchnął mówiąc to a Lola dodała. Dla nas wszystkich równie to przykre ale.Nie dokończyła Bronisław wstał i milczący przeszedł się po pokoju.Ani onani ona do dłuższej w tym przedmiocie rozmowy ochoty nie mieli, pani znalazłazaraz jakieś pilne zajęcie, dla którego oddalić się musiała on też przedpodróżą miał wiele do załatwienia.Wybierał się właśnie na miasto, gdy zastukano z lekka do drzwi.Najmniej spodziewany ukazał się w progu mecenas, z twarzą przeciągniętą,zachmurzoną i zakłopotaną.Przywitanie było bardzo zimne.Kalikst pierwszy rozpoczął. Nie pytam o to, rzekł bo niepodobna, abyście nie wiedzieli, że Julian zżoną się rozchodzi.Po raz pierwszy od dawna spojrzeli sobie w oczy, mniej niechętnie, jak gdybyich coś zbliżyło i łączyło wspólne nieszczęście.Mecenas westchnął. Dla mnie jest to zupełnie niespodziewanym.piorun! Na nas wszystkich spadło to tak samo westchnął radca.Ja jeszcze dosiebie przyjść nie mogę, a że na rodzicach uczynić to musi wrażenie możejeszcze większe, niż na nas, niespokojny o nich, wybieram się do Wólki.Mecenas głową potrząsnął. Zapewne, rzekł trzeba o ile możności starać się im cios ten uczynić mniejdotkliwym. Ale jak? odparł radca. Matka musi być wprzódy zawiadomioną począł Kalikst.a mnie sięzdaje, że już nawet musi wiedzieć.Kiedy jedziesz? dodał. Jutro rzekł radca.W tych niewielu słowach, które zamienili z sobą dziwna rzecz, nie byłorozdrażnienia, niechęci, jaka niedawno odpychała ich od siebie.Więcej sięczuli braćmi, wspólność cierpienia zbliżyła ich bez żadnych form pojednania. W tym wszystkim, odezwał się siadając mecenas, my dotąd sędziami być niemożemy, bośmy za mało świadomi, o co im właśnie poszło, i co, po tylu latachpożycia, doprowadziło do takiego gwałtownie wybuchającego skandalu.Wszyscyśmy na to patrzyli, jak Julianowa się obchodziła z mężem, i częstodosyć sobie płocho postępowała.Julian zdawał się obojętnym.Nikt z nas niemiał prawa zwracać jego uwagi.Nagle.Radca stał zadumany. Julian rzekł, jeżeli zgrzeszył, to chyba dobrodusznością, powolnościązbyteczną a teraz postąpił sobie bez taktu, dając sprawie wybuchnąć. My nie wiemy co to spowodowało odezwał się mecenas.Bądz co bądzJulian winien, ale i ona nie jest bez winy. Ona jest najwinniejsza począł radca, ożywiając się mocno, ona jestwłaściwie sama tylko winna.Julian słabością zgrzeszył. W mężczyznie grzech to jest wielki przerwał mecenas.Na nim ciężyodpowiedzialność, powinien o tym pamiętać. A! westchnął Radca to była kobieta płocha! niewypowiedzianielekkomyślna.raziło mnie to w niej ale nie przypuszczałem. Ani ja szepnął mecenas.Oprócz wielkiej przykrości, jakiej Julian doznać musi. popadłszy na ludzkiejęzyki dodał jest druga okoliczność dla niego grozną.Majątkowo, nie pilnował się, bo nie przewidywał nic. Pozostanie muzaledwie jego wioseczka.a on nie przywykł do skromnego życia; na którezostanie skazany.w dodatku mając dorastającego syna, bo tego przy matcezostawić ani może, ani zechce. Tak.to też fatalne! westchnął Bronisław.Z wolna przedłużająca się rozmowa braci, schodziła do coraz łagodniejszegotonu.W początkach czuli się jeszcze podrażnieni teraz zacierało się towrażenie.Wspólne cierpienie coraz widoczniej ich ku sobie zbliżało.Mecenas siedział nie spiesząc, radca przyniósł mu cygaro.nie mieli ochoty onic się sprzeczać, wzdychali jednym tonem, zgodnie.Po małym przestanku, Kalikst się odezwał. Gdybym mógł, pojechałbym i ja do rodziców, ale mam wiele zajęcia, azresztą ty tam będziesz i zrobisz, co z naszej strony należy, a po powrocienaradzimy się, co dalej przedsięwezmiemy.Juliana mi żal. Bądz co bądż ani rodzice, ani my go opuścić nie możemy dodał Radca ispojrzał na brata, który głowę schylił, dając znać, że się zgadza. Co jednego Szelawskiego spotyka, rzekł Bronisław wszystkich bolećmusi.W moim przekonaniu wina i srom spada na żonę, ale świat zawsze wtakich razach obwinia i wyszydza męża.Juliana położenie w oczach ludzi tym się stanie bardziej upokarzającym, żemajątkowo zostanie dotknięty. Ani rodzice ani my zbyt nisko mu upaść nie dopuścimy, odezwał sięstanowczo mecenas. Nabyte nowe dobra nie wiem na czyje imię kupił Julian,na wspólne, na swoje, czy żony.W ostatnim razie ona je zagarnie, a on zostanieprzy jednej małej wiosce.Skrzywił się mecenas. Zdaje mi się, że dobra nabyte są na imię jejmości dodał radca.Kalikst się zadumał nieco. Julian dawniej wtajemniczał mnie w swe interesa rzekł, wiem więc, żejeżeli pani zmuszoną będzie nabyty majątek przy sobie zatrzymać, nie da sobie znim rady.Sprzedać go stanie się dla niej koniecznością.w takim razie.Tu sięzawahał spojrzeli sobie w oczy. W takim razie wszelkimi siłami rodzice i my powinniśmy dopomócJulianowi, aby on się przy nich utrzymał.Dobre nabycie czy nie, na rękę namczy nie w porę, musimy Julianowi podać dłoń i dzwignąć go.Z takim głębokim przekonaniem powiedział to mecenas, że radca uczuł równiesilnie solidarność familijną, podał mu rękę. Masz słuszność zawołał to obowiązek.Poczciwe to uczucie zbliżyło ich i pojednało więcej jeszcze.Twarze obu sięrozjaśniły odetchnęli swobodniej.Nieszczęście, które dotknęło Juliana, błogo podziałało na pozostałych braci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]