[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ubogiej dziewczynie to niepotrzebne.Jeśli cię niezamożnyszlachcic wezmie, i za to jeszcze Panu Bogu powinnaś podziękować, aposzedłszy za mąż, o muzyce i książeczkach, i romansikach francuskich, ipoezyjkach Lamartine'a i Wiktora Hugo nie będzie kiedy myśleć.Zwykle Lusia nie odpowiadała nic, chowała książki i przyjmowała to wpokorze.Uległość ta, która by może kogo innego rozbroiła, gorzej jeszcze paniąBabińską gniewała.Mawiała wychodząc do męża: O, to ziółeczko, ta wasza Lusia! to ziółeczko! Kto by powiedział, że to samapokora, uległość sama, a to są tylko komedie! Ja to znam! ja to czuję! Skryta,milcząca, żeby się kiedy odezwała słówko, żeby się choć bronić raczyła.Nie,milczy, a swoje robi.Tak! Takie charaktery są najniebezpieczniejsze.Nigdy nieodgadniesz, co myśli, nigdy nie zrozumiesz jej.Obcy człowiek wziąłby to załagodność, a to upór nieprzełamany.Ty sobie gadaj, co chcesz, ona wysłucha izrobi swoje.Ja ją znam od dziecka, zawsze taką była.Wróciwszy do tej izdebki, Lusia długo pracowała nad sobą, nim uśmierzyćpotrafiła niepokój i trwogę, pomodliła się milcząca, potem z wolna ujęła jakbymachinalnie robótkę.Siadła na sofce i nikt by obcy nie domyślił się z jej twarzybladej, ale uspokojonej, że przebyła godzinę bólu i trwogi, a miała przed sobąnieobliczone jeszcze następstwa gniewu nielitościwej cioci.Ile razy w kurytarzu usłyszała chód lub odmykanie drzwi, bladła jeszczebardziej, spodziewając się wtargnięcia cioci i sceny nieuniknionej, nikt wszakżenie przychodził.Pani Babińska naradzała się z mężem.Drzwi otworzyły się wprawdzie w godzinę może potem i Lusia spojrzeć już nanie nie śmiała, gdy usłyszawszy męskie kroki i podniósłszy oczy, spostrzegłastojącego przed sobą Mieczysława!W ubraniu podróżnym, z torebką przez plecy, brat stał przed nią uśmiechnięty.Ludwika porwała się uniesiona, szczęśliwa i lecąca mu w ramiona krzyknęła: A, to Bóg cię zesłał dla mnie!Mieczysław już się był ze wszystkimi przywitał w domu dosyć zresztą zimnoprzyjęty przez ciocię i Babińskiego, a gorącej niż kiedykolwiek przezMartyniana do obiadu zostawało mu dosyć czasu, ażeby się z siostrąrozmówić.Lusia położyła palec na ustach: Chodzmy do ogrodu rzekła będziemy na ten raz mieli wiele domówienia.Wzięli się więc pod ręce i wyszli razem.Szli długo milczący, minęli klombyobok pałacu, a gdy się oddalili całkiem w dzikszą ustroń parku, Lusia zwróciłasię nagle z twarzą spłakaną ku bratu i zawołała wzruszona: Miciu! na miłość Bożą, jeśli to podobna, ratuj mnie!Mieczysław zbladł chwytając ją za rękę. Co się stało, mów. Miciu kochany poczęła, ocierając oczy, siostra nigdy na nic nieskarżyłam się przed tobą.Po cóż narzekać próżno i serce zakrwawiać, jeśliporadzić niepodobna? Są wszakże położenia, z których jakimkolwiek kosztemratować się potrzeba.Posłuchaj mnie.przebacz.zrozumiej.ja tu dłużejzostać i żyć nie mogę. Jak to, ciocia. przerwał Micio. Ciocia jest sobie gderliwa, naturalnie szuka powodu, aby mnie mustrować iburczyć na mnie.Usposobienie to rosło i rośnie, przyzwyczaiłam się do tegoprawie, ale, mój drogi, mój drogi.ja tu z innych powodów pozostać nie chcę,nie powinnam, nie mogę. Z jakichże? co to być może. Jedynak pieszczony jest nadto dla mnie łaskaw.domyślże się, mój Miciu,reszty.Matka się tym niepokoi, niecierpliwi, a życie staje się nieznośnym.Muszę uciekać od niego, muszę cierpieć od ciotki.jest mi ciężko, jest mi zle inie chcę nawet być posądzoną, żem myślała o pozyskaniu serca Martyniana. Ale to nowa rzecz dla mnie przerwał Mieczysław nigdyś mi o tym niewspominała nawet.Skądże się to bierze znowu?Lucia zarumieniła się mocno, spuściła oczy. Mój Miciu, to nie jest rzecz nowa.Nie mówiłam ci nigdy, bo nie zdawało misię, żeby wspominać było warto.Sądziłam zresztą, że to przejdzie.TymczasemMartynian nabił sobie głowę.Na tym przerwała Lucia. Wystaw sobie, że dziś, właśnie dziś dodała miałam scenę, która migrozi nowym prześladowaniem od cioci.Ciotka jest przekonaną, że ja jejjedynaka bałamucę, przypisuje mi rachuby, nie wiem co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]