[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, nawet bardzo.- Więc mnie też.Nawet nie próbowała zrozumieć, co znaczą te słowa.Najważniejsze było to, że Bo tak szybko nie wyjedzie z Misery.I że jeszcze przez jakiś czas będziesię mogła cieszyć jego obecnością.Słońce chyliło się ku zachodowi.Czerwona tarcza zawisła jeszcze na chwilę nad czubkami GórCzarnych.Ich wóz właśnie wjechał na stromiznęi teraz zaczął się staczać w dół.Po usianej kwiatamiłące.Bo wskazał płynący między skałami strumień.- Chyba możemy nad nim zjeść kolację.Kitty spojrzała na niego ze zdziwieniem.- Chcesz jeść na szlaku?- Specjały Billie pachną tak kusząco, że chętniebym coś przekąsił.Może zrobimy sobie piknik?- Piknik? - powtórzyła.- A co to takiego?- Chcesz powiedzieć, że nigdy nie byłaś na pikniku? - zdziwił się Bo.- Nawet nie wiem, co to jest - wyznała.- To taki posiłek na świeżym powietrzu.Kitty skinęła rezolutnie głową.- Często zdarzało mi się jeść na prerii, kiedy ścigałam stado mustangów.Bo odchrząknął.Wyglądało na to, że nie udało musię dobrze wytłumaczyć znaczenia słowa piknik".- Piknik urządza się po to, żeby miło spędzić czas.Można przy tym zagrać.Kitty pokręciła głową.- Nie lubię kart - stwierdziła.I znowu kolejne nieporozumienie.- Nie, nie, nie w karty.W serso albo wolanta.Co słowo to gafa.Tym razem Kitty zrobiła jeszczewiększe oczy.- W co?- Wolant to taka kolorowa piłka, którą odbija sięnad siatką.A serso to kółka z wikliny, które się rzuca,a druga osoba musi je złapać na patyk.- A, coś jakby rzucanie lassem - zauważyła.- O właśnie - powiedział Bo, zatrzymując wóznad wodą.- Piknik to jakiś wynalazek ze wschodu - orzekłaKitty.- U nas posiłek to posiłek, a rzucanie lassemto rzucanie lassem.I po co rzucać, kiedy w pobliżunie ma mustanga albo byczka?- Nieważne.My zjemy, a koń ma tutaj mnóstwotrawy i też powinien odpocząć.- Niech ci będzie.Kitty chciała zeskoczyć z wozu, ale Bo chwycił ją,uważając, żeby nie urazić złamanych żeber i ramienia.- Widzę, że czeka mnie poważne zadanie - szepnął jej do ucha.- Jakie? - spytała, chociaż poczuła się nagle bardzo słaba.- Muszę zmienić twoje poglądy dotyczące jedzenia - odrzekł, sadzając ją w miejscu, gdzie było jeszcze sporo słońca.- Zaczekaj tu, zaraz przyniosę koszyk Billie.Kitty siedziała spokojnie nie dlatego, że Bo jej kazał.Było jej po prostu miło w tym wygrzanym zakątku,a szemranie wody wpływało na nią kojąco.Miała wrażenie, że wciąż czuje dotyk Bo i słyszy jego szept.Dziwiło ją to trochę, bo nie przepadała za tym, by ktośjej nieustannie pomagał.Zawsze była bardzo niezależnai nauczyła się być z tego dumna.Dlaczego więc terazczuła się inaczej? Co się z nią takiego działo?Cóż, Bo ją po prostu rozpieszczał.To też było dla niej coś nowego.Nikt do tej porytak jej nie traktował.Nikt nie przygotowywał kąpieli,nie mył włosów, nie przysuwał krzesła, kiedy chciałausiąść.Musiała przyznać, że jest to bardzo miłe, chociaż trochę denerwujące.Bo przyniósł przykryty lnianą ściereczką koszyk.Najpierw rozłożył ściereczkę, a potem wyjął jedzenie: kurczaka i wciąż świeżo pachnący chleb.Najpierw posmarował chleb masłem, a potem podał jej kromkę i udko kurczaka.- To właśnie jest piknik - powiedział.Przez chwilę siedzieli cicho, wsłuchując się w śpiewptaków i szum strumienia.Następnie zabrali się do jedzenia.Kitty zjadła swoją porcję i powiedziała:- Kiedy Billie pierwszy raz dla nas ugotowała,miałam nadzieję, że zamieszka na naszym ranczu.Zaproponowaliśmy to jej z Aaronem.- Ale wolała twojego brata.- Nie, nikt wtedy nie myślał, że wyjdzie za Gabe'a.Zupełnie do siebie nie pasowali.- Dlaczego? - zaciekawił się Bo.- Cóż, Billie wciąż się śpieszy i jest bez przerwyzajęta, a Gabe jest powolny.Poza tym traktuje poważnie swój zawód, a kiedy ją poznał, Billie była poszukiwana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]