[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy więc przestał gryzć wargi i sączył już przez słomkęlemoniadę, zaczęła z nim rozmawiać.- Powiedz mi, Oliverze, komu chciałeś dać ten szal.- Mojej mamie.%7łeby ją rozweselić.- Czy jest chora?Potrząsnął przecząco głową.Faith pomyślała, że jego złociste włosy mająpołysk surowego jedwabiu.- Mama.i tata.- znowu zamrugał oczami i spuścił wzrok - ciągle się kłócą.- Stłumione słowa były niemal niesłyszalne.- Myślę, że dorośli czasem się kłócą, ale to nie oznacza, że się nie kochają -odrzekła łagodnie Faith.- Oni zawsze się kłócą! - odparł gwałtownie.- Nienawidzę tego.To.-Przerwał.- Po prostu tego nienawidzę.Zaczął szarpać swoją bułeczkę na kawałki.Patrząc na niego, Faithprzypomniała sobie, jak kiedyś się czuła, gdy Ralph i Poppy kłócili się ze sobą.Przypomniała sobie ów mdlący ucisk w żołądku i strach, że cały świat, w którymrodzice byli oczywiście najważniejsi, chyli się ku upadkowi.- Ostatniego wieczoru była straszna awantura.- Oliver starał się mówićzwyczajnym tonem, zbierając czubkiem palca lukier, który spadł mu na talerz.-Dziadek i ja nastawiliśmy radio na cały regulator, ale mimo to wszystkosłyszeliśmy.- Biedny Oliver - powiedziała Faith, starając się wypełnić chwilowe przerwyw rozmowie - więc dziś rano mama wydawała ci się nieszczęśliwa.- Płakała.- A zatem mama płakała, więc chciałeś jej coś dać, aby ją pocieszyć?- Tak - odrzekł, a potem, znowu patrząc w talerz, wyszeptał: - Bo widzi pani,to wszystko moja wina.Zapomniała o szalu i nagle poczuła prawdziwe, bolesne współczucie.- To nie twoja wina, Oliverze - odpowiedziała.- To nieprawda.Dzieci częstosądzą, że kiedy ich rodzice się rozchodzą, to dzieje się tak z ich powodu, ale taknie jest.Po prostu tak się czasem zdarza.- Pani nie rozumie.- Podniósł wzrok, patrząc na nią oczami pełnymi buntu.-Ja zrobiłem coś okropnego.- Cokolwiek zrobiłeś, Oliverze, jestem pewna, że nie było to okropne -oświadczyła stanowczo.- Ty po prostu.- Zostałem wydalony ze szkoły.Te słowa jak gdyby uderzyły ją w żołądek. Zostałem wydalony ze szkoły".Bardzo ostrożnie odstawiła szklankę i splotła dłonie, by powstrzymać ichdrżenie.Oliver, pomyślała.Trzynaście lat.Wydalony ze szkoły.I zabrał szal zesklepu.- Widzi pani - wpatrywał się w nią hardym wzrokiem - mówiłem, że zrobiłemcoś okropnego.- Wydalono cię za kradzież? - zapytała, a jego bunt zamienił się we wstyd.- Właśnie dlatego jestem teraz w domu.Zazwyczaj w początkach lataprzebywałem jeszcze w internacie.Tata powiedział, że powinienem chodzić donormalnej szkoły w Londynie, ale mama tego nie chciała.To moja wina.- Oliverze - zapytała ostrożnie - jak brzmi twoje nazwisko?Znała odpowiedz, zanim jej udzielił.- Neville.Ponieważ Faith nie mogła od razu wrócić do sklepu, gdyż wiedziała, że Condostrzeże wzburzenie i poczucie winy wypisane na jej twarzy, usiadła naopuszczonej działce obok Błękitu Nieba", obserwując trzepoczące w trawiemotyle.Smukłe witki wierzbówki, która nie zdążyła jeszcze zakwitnąć, porastałynierówny grunt.Faith podciągnęła kolana pod brodę i powiedziała do siebie:Skończone.Uświadomiła sobie teraz, że od wielu miesięcy wszystko zmierzało do owegokresu.Brakowało jej odwagi, by zadać ostatni cios, stłumić ostatnie tchnienie.Była to powolna agonia; nie z braku miłości, lecz z braku powietrza.Nauczyłasię, że miłość nie może przetrwać w tak oderwanych od zwyczajnego życiawarunkach; że potrzebuje też innych ludzi, miejsc i wymiany energii.Ilośćkłamstw, których od początku wymagał ich związek, raczej się zwiększyła, niżzmniejszyła.Zastanawiała się też, czy jej uczucie do Guya zawsze było skazane na śmierć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]