[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z drugiej strony przy grillu świetnie bawiło się młode towarzystwo.Musiałemobejść cały ciąg domków, by dotrzeć do równoległej uliczki, a stamtąd wejść od tyłu na posesjęKuny.99Miałem szczęście, bo tam mieszkały owe panie z małym dzieckiem, które już wcześniejzwróciły moją uwagę.Przez otwarte okno słyszałem, że oglądały powtórkę serialu o miłosnychperypetiach warszawskiej prawniczki, więc raczej nie obchodziło ich to, co działo się na dworze.Przeszedłem przez płot, przeskoczyłem kilka metrów trawnika i znalazłem się pod balkonem williKuny.Drzwi balkonowe były uchylone. Pojedziemy twoim wozem? usłyszałem głos Wiktora. Tak, mój lepiej radzi sobie na wertepach odpowiedział mu Kuna. Jak zabawa u naszychsąsiadów? Trwa w najlepsze Wiktora słyszałem teraz nieco gorzej, bo zapewne wyglądał przez oknona rozweseloną młodzież. Myślisz, że Paweł nie wie o tym skarbie w Przezmarku? Skąd niby miałby to wiedzieć? Chyba że ta mała mu coś o tym powiedziała, bo chciałem jątam zabrać na wycieczkę.Czy ją coś łączy z Dańcem? Nawet gdyby mu się oświadczyła, to nie wiedziałby co zrobić.Zawsze miał kłopoty wkontaktach z kobietami.Kuna głośno się śmiał.Ten jego rechot spowodował, że dopiero po chwili zorientowałem się,że coś cicho do mnie podeszło.W nos łaskotały mnie kręcone włoski i po sekundzie poczułemmokry języczek na swoim policzku. Funia! znowu ten sam głos wiedzmy w słomianym kapeluszu. Funia! wrzeszczała nacałe gardło. Kochanie, gdzie jesteś?Pudelka usłyszała panią i obróciła się w jej stronę.Przejechała kuperkiem po mojej twarzy,przysiadła i zamachała ogonkiem.Wiedziałem, co zaraz nastąpi.Błyskawicznie złapałem suczkę zapysk, nim zdążyła szczeknąć.Właścicielka Funi nie dawała za wygraną.Parła niczym buldożer, niebacząc, że wchodzi na cudzą posesję.U sąsiadów zaszczekał ratlerek i nad żywopłotem od strony pań zapatrzonych w telewizorujrzałem rondo kapelusza.Wyglądał jak pojazd kosmitów, tym bardziej że zatroskana paniwłączyła latarkę. Funia! wrzasnęła wystraszona, bo od razu promieniem światła trafiła we mnie.Za moimi plecami przy żywopłocie szalał ratlerek.Po drugiej stronie młodzi ludzie zaczęlichóralnie śpiewać imię suczki.Usłyszałem kroki kogoś zmierzającego na balkon.Wypuściłem psa iwybrałem mniejsze zło, przeskakując na trawnik opanowany przez psi duet.W ostatniej chwili woknie willi miłośniczek telewizyjnych komedii romantycznych ujrzałem dziwnie mi znajomąkobiecą sylwetkę.Nie miałem czasu zastanawiać się nad tym, bo musiałem stawić czoła nowemuniebezpieczeństwu.Ratlerek postanowił podjąć walkę ze mną jednak oceniwszy realnie swojeszanse rozpaczliwym ujadaniem zerwał na równe nogi większego kolegę.Rottweiler podskoczył, jednym spojrzeniem ocenił sytuację i już po dwóch susach pędził wmoją stronę jak śmiercionośny pocisk.Musiał tylko obiec długie kombi mieszkańców tego domku.Kiedy pies wybiegał zza tyłu wozu, ja byłem na jego dachu i odbiwszy się, przeskoczyłem za płot.Przetoczyłem się po trawie i spojrzałem za siebie.Kuna kłócił się z właścicielką Funi.Kobieta rozemocjonowanym głosem mówiła mu otajemniczej postaci, która porwała jej psa.Leżąc w ciemnościach za okazałą tują widziałem, jakKuna podejrzliwym wzrokiem patrzy po okolicy.Chwilę przyglądał się rottweilerowi, który stał naśrodku trawnika i osłupiały wpatrywał się w auto swojego pana.Kuna schował się do swojegodomku, a ja powoli wycofywałem się w nadbrzeżne krzaki.Chwilę tam leżałem i kiedy ścieżkabyła pusta, pobiegłem do naszej kwatery.Z ulgą spostrzegłem, że we wszystkich oknach jestciemno.Wehikuł pozostawiłem przodem do wyjazdu.Wystarczyło tylko zwolnić hamulec i100samochód sam zjechał z podjazdu.Dopiero za linią żywopłotu zapaliłem silnik i wolno wyjechałemz Kretowin.Szybko jechałem przez Morąg, Dobrocin, Wilamowo do drogi numer siedem i dalej nawprost do Zalewa i Przezmarka.We wsi skręciłem w lewo, żeby objechać jezioro od jegozachodniej strony i dostać się na cypel na wprost zamku.Zawieszenie wehikułu świetnie spisywało się na leśnym dukcie i pojazd tylko łagodnie siękołysał.Usłyszałem, że za mną coś dziwnie stuknęło.Nie było czasu, żeby sprawdzać, co to było.Zmapy, którą uważnie studiowałem, wynikało, że gdzieś niedaleko powinna być leśniczówka.Niechciałem wzbudzać zainteresowania leśniczego, a i chciałem pozostać niewidocznym z półwyspu,gdzie były ruiny zamku.Zgasiłem światło i założyłem gogle noktowizora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]