[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łegnaj.%7łegnaj.Wszystko jedno, na zawsze, lód i gorączka.Och,znużony kochanku to nie powróci.Bądz teraz cicho.A więc cicho i rób jakchcesz.Księżyc jest zawsze; znajdziesz je u wylotu nor króliczych.Nadejdąwielkie skrzydła, wielkie, ciche, ciche skrzydła.%7łegnaj.Wszystko jedno.Wszystko jedno.Wszystko jedno.Był już na podeście, więc przez chwilę pan Flay przypuszczał, że przesunie sięprzez korytarz do pokoju naprzeciwko, gdzie kołysały się drzwi, lecz zwrócił się wlewo.Było możliwe, a nawet było łatwiej i korzystniej dla Flaya odwrócić się ipomknąć do Sali Pająków, gdyż Lord Sepulchrave, płynąc jak powolny sen,zagradzał Swelterowi drogę; lecz pan Flay wzdrygnął się na samą myśl.Przeraziłogo, że mógłby pozostawić śpiącego pana z zaczajonym kuchmistrzem za plecami,więc podjął swój fantastyczny odwrót.Znajdowali się mniej więcej w połowie drogi do Sali Pająków, gdy kuzdziwieniu zarówno Flaya, jak i Sweltera, hrabia przesunął się na lewo, w wąskąarterię mrocznego kamienia.Natychmiast zniknął z oczu, gdyż wąwóz skręcał wlewo po kilku krokach, a skwiercząca lampa zgasła.Jego zniknięcie było tak nagłei nieoczekiwane, że żaden nie był przygotowany na to, by skoczyć w pustkępomiędzy nimi i uderzyć przy mdłym świetle.W tej okolicy sypiali SzarzyCzyściciele, a w pewnej odległości zwisał z sufitu stłuczony kandelabr.Pan Flayzwrócił się nagle ku temu światłu i pobiegł, gdy Swelter, którego nie spełnionażądza krwi dojrzała jak śliwa daktylowa, myśląc, że chudzielec zląkł się, pognał zanim okropnie zwinnym krokiem, pomimo przylepności stóp pozbawionychpodbicia.Przemierzając posadzkę grabiastym krokiem, pomimo całej szybkości pań Flaymiał przewagę jedynie dziewięciu stóp nad Swelterem, gdy wpadł do Sali Pająków.Nie tracąc chwili, przelazł przez trzy zwalone belki, jego długie kończynypodrygiwały przy tym fantastycznie, a dotarłszy do środka sali odwrócił się, by sięprzekonać, że wróg wypełniał już drzwi, przez które wszedł.Tak byli pochłonięcigrą rozumu i śmierci, że> nawet nie zastanowili się, dlaczego mogli się widziećnawzajem w pozbawionej zazwyczaj światła sali.Nie mieli czasu na zdziwienie.Nie zdawali sobie nawet sprawy, że ucichła gwałtowność burzy i że jedynymodgłosem było ciężkie, ponure dudnienie.Jedna trzecia nieba była bez chmur, a natej jednej trzeciej był garbaty księżyc, bardzo bliski i bardzo biały.Jego blaskwlewał się przez otwartą ścianę w drugim końcu Sali Pająków.Poza otworempląsał i połyskiwał na syczącej wodzie tworzącej pomiędzy dachami ogromneogrodzone jeziora.Deszcz nachylał skośnie swe srebrne nitki i uderzając w wodęwzbijał strużki rtęci.Sala sprawiała wrażenie, że wchłania czarny, popielaty isrebrny atrament.Od dawna była opuszczona.Zwalone i półzwalone belki leżały iwspierały się pod rozmaitymi kątami, a pomiędzy tymi belkami, łączące je,zwieszając się z sufitu lub z piętra powyżej (bowiem zapadła się większośćbezpośredniego sklepienia), rozciągając się we wszystkie strony, napięte lubobwisłe, pogrążone w czarnym cieniu, połyskujące w półmroku lub płonącewybornie filigranowym i trędowatym blaskiem tam, gdzie księżyc padał na nie bezprzeszkód, wypełniały powietrze nieprzeliczone pajęczyny.Flay przedarł się przez liany mrocznych pajęczyn, a teraz, pośrodku sali śledząc kuchmistrza w drzwiach, lewą ręką zdzierał mgliste nici z oczu i ust.Nawetw tych miejscach sali, gdzie nie przenikały promienie księżyca i gdzie zalegałmrok, tu i ówdzie przecinały ciemność połyskliwe pasemka, które zdawały sięprzemieszczać z każdą chwilą.Najdrobniejsze odchylenie głowy wywoływało wciemności nowe zjawisko połyskującego splotu, oderwanego od pajęczyny,rozczłonkowanego, zjawiskowego i przelotnego.Czyż mieli oczy dla takich efemeryd? Owe pajęczyny były dla nich pomocnymilub przeszkadzającymi zasłonami.By usidlić lub dać się usidlić.Były to cechybitewnego pola śmierci.Bezksiężycowe ciało Sweltera, majaczące przy drzwiach,przecinały lśniące promienie i podrygujące obwody pajęczyny zwisającej w półdrogi pomiędzy nimi a panem Flayem.Zrodek pajęczyny znajdował się w tymsamym miejscu co jego lewa sutka.Przestrzenne głębie pomiędzy połyskującyminitkami pajęczyny a kuchmistrzem zdawały się bezdenne i ogromne.Mógł należećdo innego świata.Sala Pająków ziała i zwierała się, nici zwodziły oko, aprzestrzenie przemieszczały się, nadpływając lub rozpraszając się, stosownie doiluzorycznego odbicia księżyca.Swelter nie stał przy drzwiach dłużej, niż zabrało mu zdobycie ogólnegopojęcia o norze, w której chudzielec postanowił bronić długich kości.Choćnasiąkły złością, kuchmistrz nie był skłonny lekceważyć przebiegłościprzeciwnika.Zwabiono go tu z jakiegoś powodu.Arena nie pochodziła z jegowyboru.Zwrócił oczy w prawo i w lewo, trzymając przed sobą tasak w pogotowiu.Zauważył przeszkody belki w nieładzie, zakurzone i na pół zniszczałe, orazwszechobecne zasłony pająków.Nie widział, dlaczego miały bardziej działać najego niekorzyść niż na niekorzyść człowieka, którego zamierzał rozłupać.Flay nie miał konkretnego powodu wybierając Salę Pająków.Być możewyobrażał sobie, że pośród pajęczyn i belek okaże się zwinniejszy; lecz teraz w tozwątpił przekonawszy się, jak szybko kuchmistrz podążył za nim.Jednakże z tego,że spełnił zamiar zwabienia wroga na miejsce wybrane przez siebie, z pewnościąwynika, że z powrotem przejął inicjatywę.Czuł, że wyprzedza kuchmistrza o myśl.Trzymał miecz przed sobą śledząc zbliżanie się ogromnej postaci.Swelterzmiatał tasakiem powstrzymujące go pajęczyny, utkwiwszy wzrok w panu Flayu iprzekręcając głowę z boku na bok, by mieć lepszy widok.Zatrzymał się i z oczymawiecznie utkwionymi w panu Flayu zaczął ściągać przylepione pajęczyny z ostrza irękojeści swej broni.Ruszył znowu naprzód, zataczając tasakiem przed sobą wielkie łuki iprzestępując ostrożnie pochyłe belki, i wydawało się, że zatrzyma się zaraz razjeszcze, by powtórzyć odpajęczanie, gdy zmieniwszy najwidoczniej zamiar, ruszyłnaprzód, jak gdyby na drodze nie było przeszkód.Przypuszczalnie zdecydował, żeciągłe naprawianie siebie i broni podczas krwawego spotkania było nierozsądne inie w porę, nie mówiąc już, że stanowiło obrazę dla sytuacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]