[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pastor wcho-dził na nią po niewielkich schodkach.- Zajrzę tam - rzucił Jury, wchodząc na wąski stopień.Dookoła ambony biegła wewnętrzna półeczka, gdzie leżałokilka książek, które oświetlił latarką.Zobaczył tylkozaczytany Nowy Testament i księgę liturgii.- Znalazł pan coś? - zapytał Melrose.Jury potrząsnął głową, a potem zauważył lampę, którawisiała nad amboną na mosiężnym ramieniu.Sięgnął wgórę i pociągnął za sznurek z koralików.Kałuża ciepłegoświatła rozlała się po ambonie i rozeszła półkolem przezprezbiterium, by osłabnąć przed ołtarzem.Zszedł po schodkach i we trójkę weszli pod łukprezbiterium.Lady Ardry wciąż trzymała się płaszczaPlanta, jakby morderca w tym momencie dyszał ciężko wciemnym zakamarku jednego z nieoświetlonych przejśćmiędzy ławkami.Ołtarz został świeżo przystrojony kwia-tami na nabożeństwa świąteczne.W słabo oświetlonym iwilgotnym pomieszczeniu rośliny wydzielały odurzający iegzotyczny zapach.W południowo-wschodnim roguznajdowała się mała zakrystia, do której wchodziło siędrzwiami w ścianie prezbiterium.Jury przeszedł przez262nie, omiótł światłem maleńki pokoik i zatrzymał się przezmoment na kielichu.Może to tylko jego nienasyconapolicyjna ciekawość.Podszedł do niego i zdjął serwetkę zgóry.W środku naczynia była złota bransoletka.Szybko wyjął z kieszeni spodni chusteczkę, rozłożyłją, potrząsając, i sięgnął do kielicha.Wrócił do ołtarza,gdzie stała dwójka pozostałych.- Dobry Boże! - wykrzyknęła Agatha, gdy zobaczyła,co Jury ma w ręce.- Była w kielichu, jeśli możecie w to uwierzyć.Nastąpiła chwila ciszy, w jakiej przyglądali się znalezisku.- Ale czy nie zostałaby znaleziona zeszłej niedzieli?- Nie było komunii - wyjaśniła lady Ardry.- Denzilzawsze zapominał o komunii.Zresztą tak czy inaczej nieużyłby tego kielicha.Uważał to za niehigieniczne.Używałmałych srebrnych kubeczków.Od czasu do czasu.- Myśli pan - odezwał się Melrose - że to Rubyzostawiła ją tutaj? Zanim zniknęła?- Tak.To naprawdę całkiem sprytne.Myślę, że był torodzaj zabezpieczenia.Wiedziała, że bransoletka jestważna i że w końcu zostanie znaleziona, jeśli sama po niąnie wróci.Można by wręcz pomyśleć, że miała głowę nakarku.- To - rzekła lady Ardry - jest wątpliwe.Gdy piętnaście minut pózniej wrócili do pubu PodHuncwotem", Jury stwierdził, że Pluckowi udało sięprzyjechać i zatrzymać towarzystwo, które nie było tymszczególnie uszczęśliwione.Przy barze siedzieli True-blood, Simon Matchett, Bicester-Strachanowie i VivianRivington.Isabel, sama, popijała słodki likier.Sheila Hogg,według Plucka, wyszła, zanim on tu dotarł, najwyrazniej263w ataku złości z powodu flirtu między Darringtonem apanią Bicester-Strachan.Jury poprosił Daphne Murch, żeby przyniosła mupapierosy, i przeczytał zeznania, które spisał Pluck.Anijedna z tych osób nie miała alibi na godzinę czy dwie,zanim pojawiła się w pubie.Pamiętał, że Plant mówił mu,że lady Ardry w tym czasie była z nim, a jeśli tak, onamoże być czysta.Ale Jury z całą przyjemnością postanowiłzachować to jeszcze jakiś czas dla siebie.Co dopozostałych, każde z nich mogło opuścić pub o dowolnejporze, nie zwracając niczyjej uwagi.Stąd do plebanii byłotylko kilka minut, a z brukowanego dziedzińca bez przerwyodjeżdżały jakieś samochody.Jury przeczytał w notatkachPlucka, że Darrington odwiózł Lorraine do domu po jejksiążeczkę czekową.Niezła bajeczka.Sheila Hogg teżmusiała tak pomyśleć.W pewnej chwili Jury przypomniałsobie, jak Matchett opuszczał bar.A pózniej na chwilęzniknęła Isabel.Może tylko w toalecie, ale jednak.Wszyscy i nikt.Gdy podniósł wzrok znad notatek, obecni wpatrywalisię w niego albo bawili się ubraniem lub włosami.Jurypowiedział Wigginsowi, żeby pojechał za Sheilą Hogg ispisał jej zeznanie; on zostanie tutaj i zweryfikuje notatkiposterunkowego Plucka.W końcu Simon Matchett przerwał napięcie, mówiąc:- Mam wrażenie deja vu.Wszyscy byliśmy tutaj tegowieczoru, gdy ten Smali.- Ale przy ostatnich słowachgłos mu się załamał.- Zwięta prawda, panie Matchett.Czy mógłbym terazprosić państwa kolejno, indywidualnie? Panie posterun-kowy, sądzę, że najlepsze miejsce będzie w tym pokoikuod frontu.264- Panie Bicester-Strachan, jestem pewien, że to bardzodla pana bolesne.Wiem, że przyjaznił się pan z pastorem.Bicester-Strachan odwracał głowę, wyjmował chus-teczkę, potem wpychał ją na powrót do kieszeni.- Zdaje się, że mówił pan, że miał się spotkać z pastorem Smithem tutaj?Bicester-Strachan pokiwał głową.- Tak.Mieliśmy zagrać w warcaby po kolacji.To zna-czy, on nie zamierzał tu przyjść na kolację, ale kiedy jużskończy kazanie na jutro.- Głos mu się załamał.- Kiedy się panowie umawiali?- Dziś po południu.Chyba około drugiej.- Wzrokstaruszka wędrował po pokoju, jakby ten starał się skupićna czymś, co pozwoli mu przestać myśleć o śmiercipastora.- Wychodził pan na spacer - czy opuścił pan terenlokalu?- Co? 0 nie.Chodziłem tylko tam i z powrotem podbudynkiem.W barze robi się czasem strasznie duszno oddymu papierosowego.I martwiłem się o Denzila.Zawszebył taki punktualny.- Bicester-Strachan odwrócił się dodrzwi, jakby spodziewał się, że pastor jeszcze przez niewejdzie.- Czy rozpoznaje pan to, panie Bicester-Strachan?- Bransoletka Ruby Judd leżała na stole z rozkładanymblatem, na chusteczce Jury'ego.Bicester-Strachan pokręciłgłową i wyglądał na zirytowanego, jakby uważał rozmowę o biżuterii - w tych okolicznościach - za absolutnieniepoważną.- Ale wiedział pan, że pastor znalazł ją dziś rano.Bicester-Strachan zmarszczył brwi.- Nie wiem, o czym pan mówi.- Czy pastor nie powiedział panu, że znalazł bransoletkę należącą do Ruby Judd?265- Ruby? To ta biedna dziewczyna, którą.tak, chybamówił.Ale nie myślałem o tym wiele.Jury podziękował mu i zwolnił go, myśląc, że ten czło-wiek wygląda, jakby postarzał się w ciągu dwóch godzin odobre dziesięć lat.- Panie Darrington, odwiózł pan do domu panią Bice-ster-Strachan po jej książeczkę czekową, zgadza się?- Tak.- 01iver unikał jego wzroku.- Po co jej była potrzebna?- Po co? Dobry Boże, skąd mam wiedzieć?- Przecież z pewnością pan Bicester-Strachan miałpieniądze na kolację.Matchett też na pewno zapisałbykażdą sumę na rachunek dla każdego z państwa.- Inspektorze, nie w i e m, po co Lorraine była onapotrzebna.- Czy rozpoznaje pan tę bransoletkę, panie Darring-ton?- Mam wrażenie, że skądś ją znam.Nieznośny kłamca, pomyślał Jury.Darrington nie mógłod niej oderwać wzroku.- Widział ją pan wcześniej?01iver zapalił papierosa, wzruszył ramionami i po-wiedział:- Być może.- Może na ręce Ruby Judd?- Możliwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]