[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wcale nie uwa\ał, \einformacje powinny być podawane uroczystym, grobowym tonem, ale chichoty i drwiny,które towarzyszyły relacjom na temat po\arów i gwałtów, wydały mu się całkiem nie namiejscu.Czekał, kiedy spikerzy zaczną ciskać w siebie samolocikami bądz maczać w kała-marzu jasne loki damy, która w beznadziejnie nudny sposób rozprawiała o sztuce.Spojrzał na zegarek.Było dwadzieścia po siódmej.Zegarek, co prawda, wskazywałdwadzieścia po dwunastej, ale to był czas amsterdamski.Spotkanie w Departamencie Stanuwyznaczono Scofieldowi na ósmą.�smą wieczorem, ma się rozumieć, co było zwykłą porą na spotkania z agentami.Niezwykłe było natomiast miejsce.Zazwyczaj umawiano się w zakonspirowanych lokalachgdzieś na ustroniu w Maryland bądz w apartamentach hotelowych w centrum Waszyngtonu.Nigdy zaś w gmachu Departamentu Stanu.To znaczy, jeśli agent miał dalej pracować.Ale Bray wiedział, \e nie wyślą go z powrotem do Europy.Domyślał się, \e sprowadzono godo Waszyngtonu wyłącznie w jednym celu.śeby go zwolnić.Dwadzieścia dwa lata.Nieskończenie mały wycinek czasu, ale zawierało się w nimwszystko, czego Bray nauczył się, doświadczył i przekazał innym.Był ciekaw własnejreakcji, ale jak dotąd nie nastąpiła.Czuł się jak widz, który obserwuje obcą postać i obrazy zjej \ycia na tle białej ściany; wiedział, \e go wyleją, ale myślał o tym z dystansem.Odczuwałtylko lekką ciekawość.W jaki sposób to się stanie?Zciany gabinetu podsekretarza stanu Daniela Congdona były białe.Dobrze się składa,pomyślał Scofield na pół słuchając monotonnego głosu Congdona.Mógł dalej snućwspomnienia, oglądać obrazy z przeszłości.Twarze, dziesiątki twarzy pojawiały się i rozmywały jedna za drugą! Twarze ludzi, których pamiętał i nie pamiętał, wpatrzone w niego,zamyślone, łkające, roześmiane, konające.Zmierć.śona.Piąta po południu.Unter den Linden.Kobiety i mę\czyzni biegli, zatrzymywali się.W blasku słońca, w cieniu.A on, gdzie był? Jego nie było.Był tylko widzem.Nagle oprzytomniał.Nie był pewien, czy dobrze usłyszał.Co powiedział ten zimnybiurokrata? Berno, Szwajcaria?- Słucham?- Na pańskie konto przeka\emy pewną sumę, która oczywiście co rok będzieodpowiednio uzupełniana.- Oprócz emerytury, która mi przysługuje?- Tak, panie Scofield.A zwa\ywszy, \e antydatowano panu moment rozpoczęciasłu\by, otrzyma pan najwy\szą emeryturę.- Bardzo to wspaniałomyślnie z pana strony.Facet rzeczywiście był hojny.Licząc szybko w pamięci, Bray stwierdził, \e będzie wsumie dostawał ponad pięćdziesiąt tysięcy dolarów rocznie.- Jestem po prostu praktycznym człowiekiem.Wolę, \eby nie musiał pan zarabiać na\ycie pisaniem ksią\ek lub artykułów o swojej pracy w Operacjach Konsularnych.- Rozumiem - powiedział wolno Bray.- Takie rzeczy się zdarzają, prawda? Choćbyostatnio, Marchetti, Agee, Snepp.- No właśnie.Scofieldowi z trudem udało się opanować.Ci durnie nigdy się niczego nie nauczą.- A zatem uwa\a pan, \e nigdy by do tych publikacji nie doszło, gdybyście im lepiejsypnęli forsą?- Motywy bywają ró\ne, ale tej mo\liwości nie nale\y wykluczać.- Nale\y - rzekł krótko Bray.- Znam dwóch z tej trójki.- Czy to znaczy, \e odmawia pan przyjęcia pieniędzy?- Skąd\e znowu! Biorę je.A jeśli zdecyduję się napisać ksią\kę, pana pierwszego otym zawiadomię.- Nie radzę, panie Scofield.Za ujawnianie działań objętych tajemnicą państwowągrozi kara więzienia.Na pewno dostałby pan kilka lat.- A gdyby sąd mnie uniewinnił, spróbowalibyście ukarać mnie inaczej, prawda? Strzałw głowę z przeje\d\ającego obok samochodu, czy coś w tym stylu. - Nie wyobra\am sobie czegoś podobnego - rzekł podsekretarz.- Nigdy nie łamiemyprawa.- A ja sobie wyobra\am.Proszę zajrzeć do moich akt cztery-zero.Przeszedłemszkolenie w Hondurasie wraz z pewnym człowiekiem.Zabiłem go pózniej w Madrycie.Pochodził z Indianapolis i nazywał się.- Pańska dawna działalność mnie nie interesuje - przerwał ostro Congdon.-Chciałbym tylko, \ebyśmy się dobrze rozumieli.- W porządku.Mo\e pan być spokojny.Nie zamierzam ujawniać \adnych.tajemnicpaństwowych.Nie mam na to nerwów.A mo\e odwagi.- Niech pan posłucha, Scofield - powiedział Congdon, poprawiając się w fotelu iuśmiechając przyjaznie.- Zdaję sobie sprawę, \e to brzmi trywialnie, ale zawsze nadchodzitaki czas, \e trzeba wycofać się z aktywnego \ycia.Będę z panem szczery.Uśmiech, czy mo\e raczej grymas, pojawił się te\ na twarzy Braya.- Nie lubię takich sytuacji.- Jakich?- Kiedy ktoś mówi, \e chce być ze mną szczery.Jakby szczerość była ostatnią rzeczą,której nale\y się spodziewać.- Ale\ ja jestem szczery.- Ja równie\.Nie zamierzam się stawiać; odejdę spokojnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Roberts Nora Miłoœć na deser 01 Miłoœć na deser
    eBooks.PL.Prawda O Kielcach 1946 R Jerzy Robert Nowak. Historia.Żydzi.Polityka.Polska.Rzeczpospolita.Państwo.Ojczyzna.Patriotyzm.Honor.NKWD.Prowokacja.Kielce.Spisek.Biznes.Sex.Książka.Książki
    Roberts Nora Więzy krwi (Prawo krwi)(1)
    Kiyosaki Robert Bogaty Ojciec Biedny Ojciec[cz. 1]
    Roberts Nora Na wagę złota (Serce pełne złota)
    Roberts Nora Trzy Siostry [Siostry z klanu MacGregor] (2)
    Robert K Leœniakiewicz Miloš Jesenský Wiktoria Leœniakiewicz Z Archiwum H&X (2002)
    011. Robert Jordan Koło Czasu t6 cz1 Triumf Chaosu
    PS35 Pan Samochodzik i Europejska Przygoda Niemirski Arkadiusz
    Kraszewski Józef Ignacy Bruhl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ksmwzg.htw.pl