[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie możemy ryzykować.Borys uśmiechnął się domyślnie.- Jaśnie pan jest nadzwyczaj przejęty losem złodziejki i oszustki - zauważył.Stephen nawet nie próbował owijać w bawełnę.- Jest moja i będę ją miał - oznajmił.- Na pewno nie w takim tempie - pozwolił sobie powiedzieć Borys.- To prawda - przyznał Stephen.- Dlatego zamierzam wypożyczyć wierzchowca.Znajdz dla mnie coś odpowiedniego, tylko pamiętaj, że przedkładam wytrzymałość nadurodę.- A co potem?- Pojedziesz razem z moją służbą do Sankt Petersburga.Tam się spotkamy.RLT- Wykluczone.Stephen odwrócił się do Borysa, który stał nieruchomo, z rękami założonymi naklatce piersiowej o rozmiarach beczki.- Słucham?- Lord Summerville zagroził, że mnie wytrzebi, jeśli spuszczę jaśnie pana z oka.-Borys ani myślał ustąpić.- Już raz jaśnie pana zawiodłem, więcej to się nie powtórzy.- Nikomu nie sprawiłeś zawodu - zapewnił krzepkiego sługę Stephen.- Od bardzodawna niepotrzebna mi niania, wbrew temu, co sądzi mój nadopiekuńczy brat.- Jaśnie pan może wysłać służbę oraz powóz do Sankt Petersburga, ale ja zostaję zjaśnie panem.- Nie sądzisz, że mnie również grozi wytrzebienie, jeśli stanie ci się coś złego, aJanet uzna, że to moja wina?Borys zachichotał.- %7łona na pewno obwini tępogłowego męża i powie, że dostałem, co mi się nale-żało.- Dobrze - ustąpił książę.- Znajdz mi konia, a ja pomówię ze służbą.RLTSankt PetersburgWyspa WasilewskaHerrick Gerhardt i jego wierny żołnierz Gregor przemierzali ciemne, wąskie ulicz-ki, odprowadzani podejrzliwymi spojrzeniami czających się w ukryciu podejrzanychosobników.Szli spokojnym, szybkim krokiem w kierunku opuszczonego magazynu nie-opodal nabrzeża.- Dlaczego akurat tutaj mamy dać sobie poderżnąć gardła? - spytał Gregor, nieoczekując odpowiedzi.Herrick uśmiechnął się i zatrzymał przed niepozornym wejściem do magazynu.Gregor sprzeciwiał się spotkaniu z Dymitrem Tipowem w samym sercu jego kryminal-nego imperium.Jakkolwiek patrzeć, już niejeden głupiec, który usiłował położyć kresrządom cara żebraków, znikł bez śladu w mrocznych zakamarkach jego królestwa.Uniósł rękę, żeby zapukać do grubych drzwi, kiedy nagle ktoś otworzył je od środka.Naprogu stanął mocno zbudowany mężczyzna o surowym obliczu i wojskowej prezencji,najprawdopodobniej Kozak.- Pan to Gerhardt? - spytał ostro i obrzucił gościa uważnym spojrzeniem.- Zgadza się.%7łołnierz skierował wzrok na Gregora.- Miałeś pan przyjść sam - warknął.- To mój strażnik - odparł Gerhardt.- Można mu ufać.- Idziesz pan ze mną - oznajmił Kozak i wycelował palec w Gregora.- Ten tu zo-staje.- Nie.- Gregor zesztywniał.- Odpręż się, przyjacielu - uspokoił go Herrick, ani na moment nie spuszczającwzroku z Kozaka.- Gdyby Dymitr Tipow chciał mnie wysłać na tamten świat, już dawnoleżałbym w rynsztoku.- Pan Tipow pozbywa się wrogów elegancko - zaoponował Kozak.- Tylko kom-pletne durnie pozostawiają trupy tak, żeby dało się je znalezć.RLT- Krzepiąca świadomość - powiedział z ironią w głosie Herrick.- Zostań tutaj,Gregor.Nie pierwszy raz igram z ogniem.Kozak otworzył drzwi szerzej i skinął ręką.- Tędy.Herrick trzymał mały pistolet w ukrytej kieszeni płaszcza, a za cholewę butawcześniej wsunął sztylet, lecz nie czuł się dzięki temu ani trochę bezpieczniej.Przezpowybijane okna sączył się blask księżyca, który tylko odrobinę rozświetlał przestronnepomieszczenie, być może pełne groznych pułapek.Strażnik bez słowa zaprowadził Herricka do drzwi strzeżonych przez dwóchszczupłych mężczyzn.Obaj obrzucili przybysza bacznym wzrokiem, a następnie rozstą-pili się, by zrobić mu przejście.Za drzwiami znajdowały się wąskie schody prowadzącena wyższe poziomy magazynu.Herrick minął jeszcze dwóch czujnych strażników,wszedł do osobistych pokojów Dymitra Tipowa i szeroko otworzył oczy ze zdumienia.Nie spodziewał się, że ujrzy luksusowy apartament, obejmujący elegancko urzą-dzony salon, małą jadalnię oraz bibliotekę z księgozbiorem, którego nie powstydziłby sięarystokrata.- Wielkie nieba! - rzucił, wpatrując się w płótno Rembrandta, wiszące nad marmu-rowym kominkiem.- Uznaję to za komplement, panie Gerhardt - rozległ się niski głos.- Z pewnościąnależy pan do dżentelmenów, których niełatwo zaskoczyć.Herrick odwrócił się do szczupłego, wyjątkowo przystojnego mężczyzny o długich,kruczoczarnych włosach nietkniętych siwizną i przewiązanych na karku aksamitką.Miałpociągłą twarz o zaskakująco arystokratycznych rysach oraz złociste oczy, które poły-skiwały w świetle kryształowych żyrandoli.Był ubrany w niebieski surdut z aksamitu,kamizelkę przetykaną srebrną nicią oraz czarne spodnie, i mógł z powodzeniem uchodzićza bywalca salonów.Co więcej, Herrick mógłby przysiąc, że poprzedniego wieczoruspotkał wpływowego arystokratę o niemal identycznych rysach w Pałacu Letnim.Tak uderzające podobieństwo nie było niczym zaskakującym.Wielu dżentelme-nów zaludniało ulice Sankt Petersburga potomstwem z nieprawych związków.Herrickukłonił się z szacunkiem.RLT- Dymitr Tipow, jak mniemam? - spytał nad wyraz spokojnie.- Do usług.- Dziękuję, że zechciał pan mnie przyjąć.- Proszę usiąść - zachęcił gościa Tipow i zaczekał, aż Herrick zajmie miejsce wrzezbionym fotelu z mahoniu, zdobionym pozłacanymi wężami na oparciu.- Niestety,niezmiennie ulegam nienasyconej ciekawości.Mama ostrzegała, że stanie się ona przy-czyną mojego upadku.- A ojciec?Tipow spokojnie przyjął celny cios.- Na wieść o moich narodzinach ojciec całkiem słusznie zaproponował, żeby mnieod razu utopić.- Niemniej był skłonny łożyć na pańską edukację.- Herrick wiedział, że bez na-uczyciela nikt nie nauczy się mówić płynnie po francusku.- Skąd.- Tipow uśmiechnął się z ironią.- Na szczęście mojej matce zależało nazapewnieniu dziecku świetlanej przyszłości.- Z pewnością jest z pana dumna.- Nie żyje.- Ach - mruknął Herrick.- Moje kondolencje.- Dziękuję.Może przejdziemy do rzeczy? - zaproponował Tipow.- Co pana spro-wadza w moje skromne progi?- Przekonanie, że mamy wspólnego wroga.- Doprawdy? - zdziwił się Tipow.- Powiedziałbym, że mamy ich zatrzęsienie.Herrick zmrużył oczy.Momentalnie przyszło mu do głowy, że wywiadowca w tympodziemnym świecie byłby dla niego nieocenioną pomocą.- Czyżby?Tipow machnął wąską dłonią, wyraznie zadowolony z wrażenia, jakie wywarł naHerricku.- To rozmowa na inną okazję.Niech mi pan powie, czy ten nasz wspólny wróg majakieś nazwisko?- Sir Charles Richards.RLTTipow po raz pierwszy wydawał się zaskoczony, lecz po chwili przechylił głowę iroześmiał się w głos.- Wiedziałem, że nie zawiedzie mnie pan.- Zna pan tego człowieka?Tipow wyciągnął z kieszeni krótkie cygaro i przypalił je od świecy ustawionej nastole inkrustowanym jadeitem.- Przede wszystkim chciałbym wiedzieć, dlaczego ten Anglik pana interesuje.- Czy mogę liczyć na pańską dyskrecję?Tipow uniósł ciemne brwi.- Zaufałby pan mojemu słowu?Herrick nie wahał się ani przez chwilę.Wszyscy wiedzieli, że świetnie umiał oce-niać charakter ludzi, z którymi miał do czynienia.- Owszem - odparł.- Zatem ma je pan.- Złociste oczy cara żebraków pojaśniały.Herrick od razu przeszedł do rzeczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]