[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz nie mogła już nic zrobić, jedynie siedzieć nieruchomoi czekać.Pierwsza ciemność nastąpiła tuż po dwunastej w południe.Pociąg bez ostrzeżeniazanurzył się w czymś, co wyglądało na tunel.Ale mrok nie był całkowity, a wprzydymionym świetle majaczyły gałęzie i pnącza.Jechali przez gęsty las.Prawdziwa dżungla - powiedziała sobie Annah.Jak w Księdze dżungli.Próbowałasobie wyobrazić małego chłopca, Mowgliego, huśtającego się wśród lian, jakbyłatwiej jej było pogodzić się z panującą na zewnątrz ciemnością, kojarząc ją zopowieściami z dzieciństwa.Tylko że tu nie było kolorowych ptaków aniucinających sobie pogawędki małp.Drzewa stały w całkowitej ciszy i napierały natory.Ciemność od czasu do czasu się rozjaśniała, a las robił się rzadszy.Na chwilępojawiało się niebo, wyrazne i błękitne jak zwykle, po czym znikało, zasłonięte przezdżunglę.Na jednym z bardziej odsłoniętych obszarów pociąg zaczął zwalniać.Annahwychyliła się przez okno.Oczy zaszły jej łzami, gdy próbowała zobaczyć coś podwiatr.W oddali ujrzała kilka stożkowatych dachów, przykrytych trawiastą strzechą.Widok okrągłych domostw wywołał w niej uczucie żalu.Ugo-go, ludzie z plemieniaElizy, Afrykańczycy, wśród których zawsze chciała pracować jej siostrzenica,mieszkali w długich, niskich domach z płaskimi dachami.Annah wzięła głęboki wdech i poczuła w ustach sadzę.Jeśli dobrze obliczyła, topowinien być siódmy przystanek od Dodo-my.Koniec linii prowadzącej na zachód.Murchanza.Annah stała obok pociągu, twarzą do pokrytej złuszczają-cą się farbą ściany starejdrewnianej budy.Zakładała, że to kasa biletowa, chociaż chyba nie używano jej odlat.Podobnie jak cała reszta barak był zniszczony i pusty.Właściwie nie dostrzegłatu żadnej stacji, żadnego peronu, nawet oczyszczonej ziemi obok torów.Co gorsza,żadnego znaku świadczącego o tym, że gdzieś w pobliżu jest jakaś osada.Annahprzypuszczała, że Murchanza to wcale nie stacja końcowa,87tylko miejsce, w którym skończył się zapas podkładów kolejowych.Była jedyną osobą, która wysiadła z pociągu.Maszynista zaproponował, że pomożejej wynieść bagaże, podczas gdy konduktor i jeszcze jeden mężczyzna będąuzupełniali zapasy wody i drewna.- Ktoś na panią czeka? - dopytywał się maszynista, starając się jak najlepiej mówićpo angielsku.Rozejrzał się po stacji.Wszędzie było pusto.Obok zbiornika z wodą siedziałakobieta sprzedająca banany.W pobliżu przycupnął żebrak, spoglądając niewidzącymwzrokiem w niebo.Stał nad nim mały chłopiec w poszarpanym podkoszulku.Przesłał przybyłej pogodne spojrzenie.- Tak - odparła, uśmiechając się odważnie.- Dziękuję.Trzej mężczyzni pomachali jej na pożegnanie i wrócili do uzupełniania zapasówlokomotywy.Potem w obłokach pary pociąg wycofał się ze stacji, ciągnąc za sobąwagony.Wracał na wschód.Wreszcie zniknął w oddali.Na ziemię kładły się popołudniowe cienie.Annah, czekając, obserwowała swójpowoli wydłużający się kontur.Doktor Car-rington miał wyjechać po nią na pociąg,wiedziała jednak, że z wielu powodów mógł się spóznić.W końcu to Afryka.Niebyła zaniepokojona.Wykorzystując resztkę wody z butelki, przemyła chusteczkątwarz.Potem rozpuściła długie, rude włosy, nie zważając na spojrzenia ludzi.Dobrzeje wyszczotkowała, przy okazji nie tylko rozplątując, lecz również usuwając z nichdrobinki sadzy.Potem upięła zgrabny kok.Tyle mogła zrobić, by przygotować się naspotkanie z nowym kolegą z pracy.Chociaż nikt nie powiedział jej, jak wygląda doktor Carring-ton, zdążyła już go sobiewyobrazić.Miał siwe włosy, okulary w złotych oprawkach i starannie przyciętąkozią bródkę.Zdecydowane, szlachetne rysy twarzy.Dopiero po dobrej chwili zdałasobie sprawę, czyją twarz ma przed oczami.Doktora Alberta Schweitzera,legendarnego lekarza pioniera, a jednocześnie myśliciela, którego zdjęcie pojawiałosię w wielu podręcz-88nikach.Uśmiechnęła się.Prawdziwy doktor Carrington prawdopodobnie będzie miałniezgrabną sylwetkę i przerzedzonewłosy.Obserwowała kobietę sprzedającą banany, zastanawiając się, czy nie podejść i niezadać kilku pytań dotyczących Murchan-zy.Może w pobliżu jest jakaś wioska.Telegraf.Nawet hotel.To wydawało się mało prawdopodobne, ale Annah czuła, żepora zacząć się zastanawiać, co zrobić, gdyby doktor Carrington w ogóle się niepojawił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]