[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jechał on teraz w środku, międzymuzyką a resztą oddziału, przybrany w różową aksamitną, ale mocnowypłowiałą i za ciasną na jego potężną figurę szubę, wytartymi kunamipodbitą.Na brzuchu trzymał piernacz, taki, jakiego zażywali pułkow-nicy kozaccy.Czerwona jego twarz stała się od chłodnego wiatru siną,i kołysał się nieco na wysokiej kulbace, od czasu do czasu spoglądał naboki albo obracał głowę ku swym Tatarom, jakoby nie był zupełniepewien, czy wytrzymają na widok tłumów, niewiast, dzieci, sklepówotwartych, towarów kosztownych i czy nie rzucą się z dzikim okrzy-kiem na te cuda.Lecz oni jechali spokojnie, jako psy na sforze prowadzone i bojącesię harapa, i tylko z ponurych a łakomych spojrzeń można było dociec,co się dzieje w duszach tych barbarzyńców.Tłumy zaś patrzyły na nichciekawie, chociaż prawie nieprzyjaznie, tak wielka była w tych stro-nach Rzeczypospolitej przeciw pogaństwu zawziętość.Od czasu doczasu zrywały się okrzyki: A hu! a hu! jakoby na wilków.Byliwszelako i tacy, którzy siła obiecywali sobie po nich. Okrutnego stracha Szwedzi przed Tatarami mają i ponoć żołnie-rze dziwy sobie o nich prawią, od czego terror coraz wzrasta mówilipatrzący na Tatarów. I słusznie odpowiadali inni. Nie rajtarom to Carolusa z Tata-rami wojować, którzy, a zwłaszcza dobrudzcy, i naszej jezdzie czasemdotrzymują.Nim się ów ciężki rajtar obejrzy, już go Tatar na arkanwezmie. Grzech pogańskich synów w pomoc wzywać! odzywały sięgłosy. Grzech nie grzech, a taki się przydadzą! Bardzo przystojny czambulik! mówił pan Zagłoba.Rzeczywiście, Tatarzy owi dobrze byli przybrani, w kożuchy białe,czarne i pstre, wełną do góry, czarne łuki i sahajdaki pełne strzał koły-sały im się na plecach, każdy miał przy tym szablę, co nie zawsze wwielkich czambułach bywało, gdyż biedniejsi na takowy zbytek zdobyćsię nie mogli, posługując się w ręcznym boju szczęką końską, do kijaprzywiązaną.Ale byli to ludzie, jak się rzekło, na pokaz, więc niektó-rzy mieli nawet i samopały pochowane w wojłokowych pokrowcach, awszyscy siedzieli na dobrych koniach, drobnych wprawdzie, dość chu-dych i nisko długogrzywe łby noszących, lecz nieporównanej szybko-ści w biegu.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG406W środku oddziału szły cztery wielbłądy juczne; tłum zgadywał, żew tych jukach znajdowały się dary chanowe dla króla; ale w tym sięmylono, bo chan wolał brać dary niż dawać; obiecywał wprawdzie po-siłki, ale nie darmo.Toteż gdy oddział minął, pan Zagłoba rzekł: Drogo te auxilia będą kosztowały! Niby to sprzymierzeńcy, aleile oni kraju naniszczą.Po Szwedach i po nich jednego dachu całegow Rzeczypospolitej nie zostanie. Pewnie, że okrutnie to ciężki sojusz odrzekł Jan Skrzetuski.Znamy ich już! Słyszałem jeszcze w drodze rzekł pan Michał że król nasz je-gomość taką umowę zawarł, iż do każdych pięciuset ordyńców ma byćdodany nasz oficyjer, przy którym będzie komenda i prawo kary.Ina-czej, istotnie by ci przyjaciele niebo a ziemię jeno zostawili. A tenże czambułek?.Co też król z nim uczyni? Do rozporządzenia królewskiego ich chan przysłał, tak prawie ja-koby w darze, a chociaż sobie i za nich policzy, przecie król możeuczynić z nimi, co zechce, i pewnie ich panu Czarnieckiemu razem znami podeśle. No! to już pan Czarniecki w ryzach utrzymać ich potrafi. Chybaby mieszkał między nimi, inaczej zaraz za jego oczyma za-czną zbytkować.Nie może być, tylko i tym zaraz oficyjera dodadzą. I ten będzie dowodził? A ówże tłusty aga co będzie czynił? Jeśli nie trafi na kpa, to będzie rozkazy spełniał. Bądzcie, waszmościowie, zdrowi! bądzcie mi zdrowi! zakrzyk-nął nagle Kmicic. Dokąd tak spieszno? Panu do nóg paść, aby mi komendę nad tymi ludzmi powierzył!NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG407ROZDZIAA 33Tegoż samego dnia Akbah-Ułan bił czołem królowi, a zarazemwręczył mu listy chanowe, w których ten ostatni powtarzał obietnicęruszenia w sto tysięcy ordy przeciw Szwedom, byle mu czterdzieścitysięcy talarów z góry wypłacono i byle pierwsze trawy pokazały się napolach, bez czego, jako że w spustoszonym wojną kraju, trudno byłobytak wielką moc koni wyżywić.Co zaś do owego czambuliku, to wysłałgo teraz chan na dowód miłości ku najmilszemu bratu , aby i Kozacy,którzy o nieposłuszeństwie jeszcze zamyślali, ujrzeli widomy znak, żemiłość owa trwa statecznie i że niech jeno pierwszy odgłos o bunciedojdzie uszu chanowych, wówczas mściwy gniew jego spadnie nawszystkie kozactwo.Król przyjął wdzięcznie Akbah-Ułana i obda-rzywszy go pięknym dzianetem, oświadczył, że wyśle go niebawem wpole do pana Czarnieckiego, albowiem chce, aby i Szwedzi przekonalisię dowodnie, jako chan daje pomoc Rzeczypospolitej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]