[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fulkari ze złośliwą miną twierdziła, że zastanawia się, czy wizyta jest dobrympomysłem. Uważasz, Dekkerecie, że to mądre? Co będzie, jeśli po tych wszystkich latachpostanowią znowu przemówić i powiedzą coś, czego wolałbyś nie usłyszeć? Wydaje mi się, że język Drzew jest już zapomniany.A jeśli nie, możemy zawszepoprosić, by nam nie tłumaczono.Jeśli przepowiednia będzie dość zła, kapłani będą pewnieudawać, że nie rozumieją, jak w przypadku Kolkallego.Niewiele zostało do zmierzchu.Słońce, o tej porze brązowozielone, wisiało nisko nadHaggito i sprawiało wrażenie, że jest dziwnie szersze i spłaszczone, jak często zdarzało się wostatnich minutach jego podróży przez zachodnie niebo na tych szerokościachgeograficznych.Drzewa znajdowały się w niewielkim, wydłużonym parku nad rzeką.Chroniła jepalisada z metalowych słupów, zakończonych ostrymi kolcami.Stały tuż obok siebie, dwieciemne sylwetki na tle ciemniejącego nieba, otoczone pustym polem.Burmistrz z wielkim patosem otworzył bramę i wprowadził gości z Góry Zamkowejdo środka. Drzewo Słońca rośnie po lewej powiedział głosem drżącym z dumy. DrzewoKsiężyca zaś po prawej.Dekkeret zauważył, że Drzewa były migdałecznikami, największymi, jakiekiedykolwiek widział, olbrzymami swojego gatunku i bez wątpienia były bardzo stare.Wczasach Lorda Kolkalli też mogły być imponujące.Widać było, że ogromne drzewa dożywają kresu swoich dni.Jasne, charakterystyczne wzory z zielonych i białych pasów, które zdobiły pniezdrowych migdałeczników, wypłowiały i przypominały zamazane, bezkształtne plamy.Grube, wysokie pnie niepokojąco się wyginały, Drzewo Słońca pochylało się niebezpieczniena południe, zaś Drzewo Księżyca w przeciwną stronę.Ich rozgałęzione korony były niemalnagie, porastała je zaledwie garść liści w kształcie półksiężyca.Erozja ziemi pod Drzewamiobnażyła ich skręcone, brązowe korzenie, choć próbowano zamaskować ten faktprzyozdabiając okolicę Drzew chorągiewkami, wstążkami i stosami talizmanów.Dekkeretowicałe to miejsce zdało się smutne, wręcz żałosne.On i Fulkari otrzymali po amulecie, które mieli dołożyć do stosu.Dokładnie ozachodzie słońca mieli podejść i oddać je Drzewom, które mogły odpowiedzieć przy tychsłowach burmistrz bezczelnie puścił oko przepowiednią.Mogły też milczeć.Dolna krawędz słońca dotknęła rzeki.Zaczęła w niej powoli tonąć.Dekkeret czekał,wyobrażał sobie gigantyczną kulę świata, powoli obracającą się wokół osi, nieubłaganieniosąc tę okolicę ku ciemności.Słońce zniknęło do połowy.Został już tylko miedziany błyskjego górnej krawędzi.Dekkeret wstrzymał oddech.Zamarły wszystkie rozmowy.Powietrzebyło dziwnie nieruchome.Musiał przyznać, że wyczuwało się w tej scenie pewiendramatyzm.Burmistrz skinął głową, dając znak, że powinni się szykować do złożenia amuletów.Dekkeret spojrzał na Fulkari, kiedy powoli i z powagą kroczyli w stronę Drzew, on dożeńskiego, ona do męskiego.Uklękli i dodali swoje talizmany do stosów dokładnie wmomencie, kiedy na zachodzie znikał ostatni błysk słońca.Dekkeret skłonił głowę.Burmistrzpoinstruował go, że powinien w duchu przemówić do Drzew i poprosić o wskazówki.Podczas gdy z nieba znikały resztki słonecznego światła, wokół panowała absolutnacisza.Nikt z towarzyszących im mieszkańców Shabikant nawet nie westchnął.W tej ciszy Dekkeret, zdumiony, stwierdził, że faktycznie coś słyszy.Był to rdzawy,chrzęszczący dzwięk, tak cichy, że ledwo słyszalny; dzwięk, który mógł dochodzićspomiędzy korzeni Drzew, przed którymi klęczał.Czy to wielkie, stare Drzewo chwiało się wpierwszym powiewie wieczornej bryzy? A może wyrocznia jak to możliwe? jednakprzemówiła, przekazała nowemu Koronalowi kilka sylab niezrozumiałej mądrości.Spojrzał znów na Fulkari.Miała dziwny wyraz oczu, jakby też coś usłyszała.Wtedy Kriskinnin Durch przerwał ciszę radosnym, donośnym klaskaniem. Doskonale, mój panie, doskonale! Drzewa przyjęły twoje podarunki i mam nadzieję,że przekazały ci swoją mądrość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]