[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A więc opowieść o skotłowanychrzeczach i kłębowiskukrawatów.Lalewicz oglądaz nagłym zainteresowaniemkrawędźszklanej płyty na biurku.Kto do choleryzdążył tak poszczerbić?I właściwie kiedy?-Funkcjonariusz, który spisywał rzeczy.-Jasne - wzdychaZieliński.- W sortowni chłopa by nawagę złota.-Czy istnieje możliwość - pyta ze złością Lalewicz -abypo rozdzieleniu kotłowaniny na elementy,ułożyć jenastępniew identyczny sposób?-Hm -Zielińskitrze czubeknosa - będzie jeden zerodla was,jeżeli sprezentujecie zdjęcie stanu pierwotnego.Bo może ten chaos jest w jakimśsensie ścieżką.- Że niby nie Steiner,a ktoś czegoś tam szukał?-Uhum.- Na mój gustbez kryształowej kuli nie ruszy.Bo jakznalazł, to nie ma, a jak nie znalazł, także nie ma.A czynie Steiner.Steiner nam tego nie powie.Morderca tymmniej.- Rozumiem - uśmiechasię półgębkiemZieliński.-Czyli żefotografii niema.- Nie ma - potwierdza Lalewicz.Jestniemalagresywny.- Odpowiedzialność całkowicie na moich słabych barkach.Koncepcja wypadku losowego powoduje siłą rzeczypewną kompresję czynności śledczych.Zresztą, mówiącszczerze.- Domyślam się przerywa Zieliński.Psu na buty.Niewykluczone,że właśnietak.- Opróżnia walizkę.Trzygarnitury.Uważnie ogląda każdą sztukę.Podchodzi dookna, gdzie widniej.Nowe albosprawiające wrażenie no52wych.Odprasowane.Czyściutkie.Pachną świeżością i dobrą wodą kolońską.- "Makikalifornijskie" Atkinsona - stwierdza Zieliński.Lalewicz wciąga powietrze nosem.- Możliwe.My tu powiat.Gdzienam do high life'u.Aleo stopiewyższych sfer,owszem,czytało się.Walizki, cholera, ciuchy,cholera, wszystko cholera.A nam starczy CDT.Zieliński badamarynarkę, w którejSteiner przyjechałdo Naukowa.Leżała oddzielnie.Tu także ani najmniejszejplamki.Sięga poszare spodnie z szelkami.Plamanadnogawką jest wprost niechlujna.-Jak to pogodzićz resztą?- Nijak- Lalewiczwodzi palcem po nierównym kanciepłytyszklanej.-Jednopewne: z domu w poplamionychspodniach nie wyjechał.Dowód na załączonymobrazku -oszczędny ruch głowy w kierunkurozłożonychna biurkurzeczy.- Plamy nie daliściedo zbadania?-Byłobyw aktach.My tu więcej po wsiowemu.Dorodzinnychalbumów ekspertyz Instytutu niewklejamy.- Płynny tłuszcz - Zieliński udaje, że nie dostrzega kolącegotonu.-Raczej awaria wdrodze.Pomagałkierowcy przy naprawie.Może się na tymznał.- Zgadzasię.Miał prawo jazdy - Steiner nie byłdlaZielińskiego istotą nieznaną.-Ale, hm.Przypuszczacie,że wczołgałsię pod wóz?- No, aż do tego stopnia, raczej nie.Kondycjanieta.- A znów pod maską.oliwa musiałaby na niegotrysnąć.Wykluczyć trudno, ale nie bardzo mi się widzi.- Dlaczego?Taksówka.Jeżeli wóz na dorżnięciu,żaden cud nie jest cudem.Pamiętajcie opłaszczu.- Też racja.Musiał mu sięgać za kolana.A plama naudzie.Wwozie płaszcza sięnie zdejmuje, za towychodząc53.do roboty przy motorze, owszem.Śmiałbymsię, gdybyekspertyza stwierdziła olej jadalny.- Poczucie humoru rzecz pożyteczna.Umnie widaćszwankuje.Dodatkowe komplikacje jakoś nie bawią.Jadalny, to znaczy co?Jadł cośwwozie?- Niemógł?-Mógł.No, jadł, kapnęło.Przepraszam.Kapnięcienie urządza.Musiało pocieknąć.A płaszcz?Na płaszczuani śladu tłuszczu.- Odwinął się.-Czemu nie.Więc płaszcz się odwinął, tłuszcz poplamił spodnie.A coz resztątłuszczu?-Wyrzucił.-Cóż.Potrafię sobie to wyobrazić.Rozzłości się człowiek i buch przez okno.- Zieliński przegląda zawartośćdrugiej walizki.-Swoją drogą ciekawe.- Co znowu znaleźliście?-Nieznalazłem.Ani szczotki do ubrań, ani przyborówdoczyszczenia obuwia, ani nic.- Znaczy się,gość nie miałzwyczaju osobiście dbaćo czystość swojej garderoby.Stop - podnosi rękę -cośświta.Problem trixi?-Jeżelibrak mechanicznych środków,gdzie miejscena chemiczne?- Sęk.Wżadnej z walizek ani śladu zapachu chemikaliów.Na miejscunie byłoskąd.Ale jeżeli nie ma trixi,jakie znaczenie ma plama?- Żeby pomyślano:wszedł do umywalni czyścić plamę.Trixi przecież też się znalazło.Lalewicz przysiadana poręczy fotela.- Dla mnie dobre.Nie ma trixi, nie maplamy naspodniach.Ręcznika ani mydła Steinerz walizki nie wydostał.Pytam uprzejmie, po kiego licha, ondo tej umywalni.Bo napisuar miska za wysoka.54- A gdziejest powiedziane, że ondo tej umywalni?-Hm.- Lalewicz ściąga brwi.-Fakt.Nigdzie.Przychodzimorderca: "Dzieńdobry".I łups Steinera żelastwem w kark.Dalej już we własnym zakresie.I plamę, i trixi, i upchanie zemdlonego w niszy.Teraz już tylko przeciągi zatrzaśnięciedrzwi.Koniec.Czy nie tak?- Wkażdym razielogicznie.Gładko też.Żeby jeszczewiedzieć, jak było naprawdę.Zielińskiego i tak żółć zalewała, choć nie było właściwie żadnych trudności.Że też, cholera, każdymusi powiedziećswoje.Duszno,nie ma czym oddychać, a ci jakte młynki."Stary" byłmłody, sprawiał zaśwrażenie jeszcze młodszego.Świadomość, że tak jest, nie zawsze wpływała korzystnie na jego usposobienie.Skoro kapitan musiosobiście prowadzić sprawę.Wszyscy wiedzą, że w WydzialeZabójstw.Ale wszyscy wiedzieli, że to jest sztuka dlasztuki, bo nawet gdyby Zieliński chciał przejść,nigdzieby go nie puszczono.Tylko że nie dalej niżdzisiaj ranoktoś powtórzył: "Iksnigdy nie przypuszczał, że w tak młodym wieku.".Iks- oznaczało wartość, której nie dało siępotraktować obojętnie.Bolącyodcisk został nadepnięty,dalejdziałało prawo reperkusji.Wciąż przeszkadzanow trybie nagłym.Tu wszystko zawsze szło w trybie nagłym.- Nie - złościł się zastępca komendanta - jabardzoprzepraszam.To niesą żadnewarunki.Następnym razemspróbujemy wbudce przy MDM.Może tam znajdzie siętę odrobinęspokoju.A.wogóle o czym dyskusja, kiedywszystko jasne?Starszy panw nienagannie skrojonym garniturze wygłosił króciutkie expose.Na podstawieaktualnego rozezna-55.nia ministerstwa brak powiązań pomiędzy śmiercią profesora Steinera a wykonywanymi przez niego zadaniami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]