[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.22 września 1845 roku zaręczyła się z panemBenedyktem Grunlichem, kupcem z Hamburga.Rozdział czternasty- Najzupełniej podzielam pańskie zdanie, drogi przyjacielu.Jest to poważna sprawa ipowinna być załatwiona.Krótko i węzłowato: zgodnie z tradycją, posag młodej panienki wnaszej rodzinie wynosi siedemdziesiąt tysięcy marek.Pan Grunlich zwrócił na przyszłego teścia krótkie, badawcze spojrzenie kupca.- W rzeczy samej.- wymówił, a to w rzeczy samej było równie długie jak jeden z jegozłotożółtych faworytów, który w zamyśleniu przesuwał między palcami.Wreszcie puścił go,skończywszy jednocześnie swoje w rzeczy samej.- Szanowny ojciec zna oczywiście głęboki szacunek, jaki żywię dla tradycji i zasad! Ale.czy w danym wypadku piękny ten wzgląd nie graniczyłby poniekąd z przesadą? Interesy sięrozszerzają, rodzina rozkwita, jednym słowem, warunki zmieniają się, polepszają.- Drogi przyjacielu - rzekł konsul.- Nie jestem człowiekiem drobiazgowym! Mój Boże.nie dał mi pan skończyć, inaczej wiedziałby pan, że mam zamiar i ochotę postąpić odpowiedniodo warunków, że mianowicie do owych siedemdziesięciu tysięcy dodaję dziesięć tysięcy.- A więc osiemdziesiąt tysięcy.- powiedział pan Grunlich, po czym poruszył ustami, jakgdyby chciał dodać: nie jest to zbyt wiele, ale wystarczy.Zgoda została osiągnięta w jak najbardziej przyjazny sposób; wstając z krzesła konsul zzadowoleniem zadzwonił dużym pękiem kluczy, który nosił w kieszeni spodni.Dopiero dającosiemdziesiąt tysięcy osiągnął tradycyjną wysokość posagu.Załatwiwszy tę sprawę pan Grunlich pożegnał się i wyjechał do Hamburga.Tonia niebardzo odczuwała zmianę położenia.Nikt jej nie przeszkadzał tańczyć u Mollendorpfów,Langhalsów, Kistenmakerów i we własnym domu, ślizgać się na Burgfeld i na nadrzecznychłąkach ani też przyjmować hołdów młodzieży.W połowie pazdziernika została zaproszona doMollendorpfów na przyjęcie z okazji zaręczyn ich najstarszego syna z Julcią Hagenstrom.- Tom!- powiedziała.- Ja tam nie pójdę.To jest oburzające!Poszła jednak i świetnie się bawiła.Poza tym wskutek kilku pociągnięć pióra, którymi wzbogaciła historię rodziny, zyskałapozwolenie na czynienie samej lub wraz z konsulową znacznych zakupów w największychsklepach oraz zajęcia się swoją wytworną wyprawą.W pokoju przeznaczonym do śniadań po całych dniach wysiadywały pod oknem dwieszwaczki i obrębiały, haftowały, znaczyły oraz pochłaniały wielkie ilości chleba z ziołowymserem.- Mamo, czy przyniesiono płótno od Lentfbhra?- Nie, moje dziecko, ale są tu dwa tuziny serwetek do herbaty.- Masz tobie.A przyrzekł odesłać najdalej dziś po południu.Ach, Boże, ściereczkimuszą być obrębione!- Panna Bitterich pyta o koronki do powłoczek, Ido.- W bielizniarce, w sieni na prawo, Toniuchno, córuchno.- Lino!- Mogłabyś też raz sama poskoczyć, kochanie.- Ach Boże, czyż po to wychodzę za mąż, by samej biegać po schodach.- Czy pomyślałaś już o ślubnej sukni, Toniu?- Moire antigue (rodzaj mory - franc.), mamo.Bez moire antigue nie wezmę ślubu!Tak przeszedł pazdziernik i listopad.Na Boże Narodzenie przyjechał pan Grunlich, byspędzić wieczór wigilijny w gronie Buddenbrookowskiej rodziny; nie ominęło go też zaproszeniedo starych Krogerów.Zachowanie jego względem narzeczonej było pełne delikatności, czegomożna się było po nim spodziewać.%7ładnego uroczystego nastroju! %7ładnych uchybieńtowarzyskich! %7ładnych nietaktownych czułości! Lekki dyskretny pocałunek w czoło w obecnościrodziców przypieczętował zaręczyny.Czasem dziwiło nieco Tonię, że obecne jego szczęście jakgdyby niezupełnie odpowiadało rozpaczy, jaką okazał w dniu jej odmowy.Patrzył teraz na nią zwesołą miną władcy.Oczywiście od czasu do czasu, gdy znalezli się sami, wpadał w żartobliwy,swawolny nastrój, próbował przyciągnąć ją na kolana, zbliżał swe faworyty do jej twarzy i pytałdrżącym z wesołości głosem: - A widzisz, że cię złapałem? A widzisz, że cię zdobyłem?.- Naco Tonia odpowiadała: - Ach Boże, pan się zapomina!.- i zręcznie uwalniała się z jego rąk.Zaraz po Bożym Narodzeniu pan Grunlich wyjechał do Hamburga, gdyż ożywioneinteresy wymagały ciągłej jego obecności, Buddenbrookowie zaś przyznawali mu w milczeniu,że Tonia miała przed zaręczynami dosyć czasu, by go poznać.Sprawa mieszkania została załatwiona listownie.Tonia, którą niezmiernie cieszyłaperspektywa życia w dużym mieście, oświadczyła, że pragnie zamieszkać w centrum, gdzie teżna Spitalerstrasse mieściły się biura pana Grunlicha.Narzeczony jednak dzięki swej męskiej stałości osiągnął wreszcie pozwolenie na kupnowilli za miastem, obok Eimsbuttel.Willa ta leżała w romantycznym odosobnieniu, nadzwyczajodpowiednim na gniazdo dla młodej pary - procul negotiis (z dala od zajęć - łac.) - nie, niezapomniał jeszcze zupełnie łaciny!Przeszedł grudzień, a w początkach czterdziestego szóstego roku odbył się ślub.Przedtemjednak urządzony został wspaniały dziewiczy wieczór, na który zaproszono pół miasta.Przyjaciółki Toni - między innymi także Armgarda von Schilling, która zjechała domiasta w karocy wysokiej jak wieża - tańczyły w sali jadalnej i na korytarzu, posypanym w tymcelu talkiem, z przyjaciółmi Toma i Chrystiana, między innymi z Andrzejem Gieseke, studiosusjuris (student prawa - łac.),synem naczelnika straży ogniowej, jak również ze Stefanem i Edwardem Kistenmakeramiz firmy Kistenmaker i Syn.Tłuczeniem garnków na wiwat zajął się przede wszystkim konsul Piotr Dohlmann, któryrozbił o kamienne płyty sieni wszystkie garnki gliniane, jakie tylko mógł zdobyć.Pani Stuht z Glockengiesserstrasse miała znów okazję znalezć się w najlepszej sferze,pomagała bowiem w dniu ślubu pannie Jungmann i krawcowej upinać toaletę Toni.Niech ją Bógskarze, jeśli kiedykolwiek widziała piękniejszą pannę młodą, pomimo swej tuszy klęczała ipodnosząc z podziwu oczy, przyszywała gałązki mirtowe do białej moire antique.Działo się to wpokoju śniadaniowym.Przed drzwiami czekał pan Grunlich w długopołym fraku i jedwabnejkamizelce.Wyraz jego twarzy był poprawny i pełen powagi, brodawka przy lewym nozdrzu byłalekko przypudrowana, a złotożółte faworyty starannie uczesane.W sali kolumnowej - gdyż tam właśnie miał się odbyć ślub - zebrała się rodzina w całejswej okazałości! Siedzieli tam starzy Krogerowie, oboje już nieco zgrzybiali, ale jak zwyklenajbardziej dystyngowani.Byli konsulostwo Krogerowie z synami, Jurgenem i Jakubem; tenostatni, jak również Duchampsowie, przybył z Hamburga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]