[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pierwszympomieszczeniu rzeczywiście kiedyś trzymano opał — napodłodze zalegała jeszcze warstwa miału węglowego.Drugie oddzielone było przejściem w murze zasłonię-tym starym dywanem.To stamtąd wydobywał się zapachi odgłosy smażenia.Komisarz odsunął dywan i wszedłdo środka.Na haku pod sufitem wisiała lampa nafto-wa.W rogu stał pordzewiały żeliwny piec centralnegoogrzewania ogołocony z drzwiczek i szybrów.Obok,108na wyjętych z futryny drzwiach, leżał materac, który słu-żył za łóżko.Duży tekturowy karton, z ułożonymi nanim kawałkiem chleba, nożem i dwiema cebulami, imi-tował stół.Na palniku przytwierdzonym do butli gazo-wej zarośnięty jak praczłowiek facet smażył cebulę z ka-wałkami kiełbasy.Zauważył Grosza, ale zignorował jegoobecność.Jego uwaga skupiona była całkowicie na sma-żeniu.Długie zlepione brudem włosy miał przewiązanetasiemką tak, żeby nie zasłaniały mu oczu i nie wpadłydo patelni — tak samo brudnej jak wszystko w tej norze.— Co pan tu robi? — spytał Grosz.Mężczyzna sięgnął po nóż, odkroił sobie kawałekchleba, postawił patelnię na kartonie i zaczął jeść.Grosz,widząc błysk ostrza, intuicyjnie cofnął się o krok.W koń-cu przemógł się, wyciągnął swoją odznakę i zbliżył ją dotwarzy dzikusa.— Policja, chcę zobaczyć pana dowód!Przypominający jaskiniowca człowiek zignorowałgo, wyciągnął z wnętrza kartonu słoik ze skamieniałąsolą i doprawił swoje danie.Długo przeżuwał każdy kęs.Popijał wodę z butelki i całkowicie ignorował obecnośćpolicjanta.Grosz wyszedł na zewnątrz.Wyjął z kieszeni telefoni wezwał radiowóz.Obszedł dom dookoła.Kiedyś musiałmieszkać tu ktoś naprawdę bogaty.Za posesją stała zruj-nowana oranżeria i wyłożony mozaiką basen.Piwnica,w której siedział włóczęga, miała wychodzące na ogródokno, przez które sączyło się światło naftowej lampy.109Komisarz wydostał się przed bramę, a chwilę póź-niej nadjechał radiowóz.Policjanci z patrolu popatrzylina niego z niechęcią.Włóczęga pojawiał się tu i znikał.Kilka razy odwozili go do opieki społecznej i zawszestamtąd wracał.Miejscowe lumpy nazywały go Apacz.Ten dom do niego należał — nie chciał go sprzedać, niewolno mu było tu mieszkać, ale nikt nie mógł zabronićmu tu przebywać.— Mieszkam niecały kilometr stąd i nigdy go tu niewidziałem — zdziwił się Grosz.— Kiedyś podobno był kimś.Architekt czy cośw tym guście — tłumaczył mundurowy z patrolu.— Nie chciał ze mną gadać — poskarżył się komisarz.— Z nikim nie gada.Chce pan złożyć skargę? —szyderczo spytał drugi mundurowy.Komisarz podziękował im i wrócił do domu.Napełniłwannę gorącą wodą i siedząc w niej, próbował przeanali-zować sytuację Apacza.Na pokrytym parą lustrze prze-prowadził kilka obliczeń.Gdyby dzikus sprzedał dział-kę, to mógłby przez najbliższe kilkanaście lat mieszkaćw pensjonacie w górach lub nad morzem, wolny odwszystkich trosk i zapachu smażonej cebuli.Podawalibymu do łóżka śniadanie, miałby czystą pościel, a w leciemógłby kąpać się w morzu.Co trzyma go w tej ruinie?Kiedyś szczury zagryzą go w tej piwnicy.Woda w wannie zaczęła stygnąć.Grosz przeniósłsię do łóżka, ale zagadka Apacza nie pozwalała mu za-snąć.Absurdalne wyrzuty sumienia doprowadziły go do110stwierdzenia, że jest czymś głęboko niemoralnym, że onleży tu w ciepłym łóżku, a facet marznie w swojej norze.Co będzie z nim, kiedy się zestarzeje? Nie wtykaj nosaw nie swoje sprawy, upomniał sam siebie.Jego dom teżnie był nowy.Miał sto dwadzieścia lat i drewniany strop.Jeżeli będzie miał szczęście, którejś nocy zwali mu się towszystko na głowę i nikt nie będzie po nim płakał.Apaczdokonał wyboru, zostaw go w spokoju, nie uda ci sięzbawić całego świata.Ludzkość oczekuje od ciebie, żeuwolnisz z rąk porywaczy Jolantę Gajdę, a nie zrobiłeśdotąd w tej sprawie zbyt wiele.Zabiłeś człowieka i po-zwoliłeś z siebie zakpić.Komisja oceni, czy nadajesz sięjeszcze do tej pracy.Kilka osób z satysfakcją postawi natobie krzyżyk.ROZDZIAŁ 10Robert Sitarski drzemał, leżąc na rozkładanym łóżku.Palnik butli gazowej dawał wystarczającą ilość ciepła,aby ogrzać to pomieszczenie i celę za stalowymi drzwia-mi.Alkohol, który wypili z Radkiem, szumiał mu jesz-cze w głowie.Zaczęło się sympatycznie od pizzy i piwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]