[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cieszył się, że Burasek się znalazł i byłszczęśliwy, widząc radość chłopca.Elżbieta wówczas chybasama zrozumiała, ile znaczy ten kot dla jej syna, bo już więcejnie próbowała się pozbyć zwierzaka.A teraz?- Skąd wytrzasnąłeś tego kocura? I po co? - wysyczaławieczorem, gdy Paweł poszedł już spać, oczywiście z nowymkotem.- Myślałem, że już się przyzwyczaiłaś do zwierzaka wdomu - odpowiedział spokojnie Piotr.- Poza tym to nie kocur,tylko kotka.Widziałaś, jak nasz syn się cieszy? Nie jesteśzadowolona, że przestał rozpaczać?Elżbieta już tylko machnęła ręką.Nie chciała nowegokota, nie wierzyła, że dorosły chłopak może rozpaczać postracie zwierzaka; uznała, że to fanaberia po prostu.Alewiedziała, że z tymi dwoma nie wygra.Ojciec zawsze trzymałstronę syna - i odwrotnie.Aż była zła z tego powodu, takakomitywa, myślałby kto.Przecież tak naprawdę wcale nie sąspokrewnieni.Wcześniej, na prośbę Antoniny, Piotr z Pawłem czekali nanią na ławce przed przedszkolem, obok bloku, w którymmieszkali Bukowscy.- Tata, ale o co chodzi? - pytał zaciekawiony Paweł,kręcąc się niecierpliwie, Tośka bowiem trochę się spózniała.- Poczekaj, zaraz zobaczysz.O już idzie.- Piotr ujrzałAntoninę, spieszącą w ich stronę.W ręku trzymała dużą torbę,w której coś się poruszało.- Cześć, Piotr.Cześć, Mały, daj pyska.- Tosia, ignorującwiercący się pakunek, pocałowała Pawła w policzek i klepnęłaPiotra w ramię.- Mam dla was nowego lokatora.A właściwielokatorkę.Szukała domu, więc powiedziałam, że mam dla niejnajlepszy.- Z tymi słowami wręczyła Pawłowi torbę wraz zcałą zawartością.- Ostrożnie - uprzedziła.- Nie wypuść jej.Chłopak, z wypiekami na twarzy jak u małego dziecka,zajrzał ostrożnie do torby.Ze środka rozległo się obrażone: miauuu" i czarny pyszczek, ozdobiony białymi wąsami, zbiałą bródką i podbródkiem, zaczął się wysuwać na zewnątrz.- O, nie, kochana.Jeszcze nie teraz.- Antonina delikatniewepchnęła zwierzaka z powrotem do torby, nie zwracającuwagi na głośne protesty.- Biegnijcie szybko do domu.-Uśmiechnęła się do Tarnowskich.- Niech ona dłużej się nie.denerwuje.I tak od wczorajjest w wielkim stresie.I trzeba wybrać jej imię, sama niechciałam was wyręczać.Paweł zrobił ruch, jakby chciał rzucić jej się na szyję, wkońcu jednak uścisnął tylko rękę Tosi, trochę niezręcznie,drugą ręką bowiem mocno ściskał torbę z kociakiem.- April - ogłosił.- Tak będzie miała na imię.Przyszła donas w kwietniu, niech więc tak się nazywa.*Doktor Bukowska weszła do dyżurki i trochę się zdziwiła.W pokoju panował grobowy nastrój.- Dziewczyny, co jest? - Spojrzała na pielęgniarki,zazwyczaj wesołe i rozgadane, przynajmniej te na oddzialeortopedii.- A gdzie siostra Maria? - spytała o przełożoną.Najmłodsza, Krysia, rozpłakała się i wybiegła z pokoju,patrząc na Antoninę ze złością.Pozostałe wyjaśniły pani doktor, że Maria Grosmanzwolniła się z pracy.- Ale dlaczego? - zdziwiła się Tosia.- Przecież to świetnapielęgniarka.I chyba niezła przełożona, prawda?- Oj, pani doktor, naprawdę pani nie wie? - odrzekła zprzekąsem Zośka Piekarska.- Męża niech pani spyta.To ostatnie zdanie dzwięczało w uszach Antosi cały dzień.Po pracy czekał na nią Piotr, poszli tylko na krótki spacer, byłjuż początek grudnia i zrobiło się zbyt zimno na inne atrakcje.Przeszli dwa przystanki i postanowili dalszą drogę przejechaćtramwajem.Kiedy tak czekali chwilę, Tosia przypomniałasobie rozmowę w pokoju pielęgniarek.Opowiedziała jąPiotrowi, pytając czy wie, dlaczego Ludwik mógłby jejwyjaśnić powód odejścia jednej z pracownic szpitala.- Tylko jednej? - zapytał Piotr.- Jesteś pewna?Pomyślał, że przecież Tosia do tej pory chyba nie wie, że ion mógłby jej wyjaśnić przyczynę tego dobrowolnego"odejścia z pracy kogoś, kto nosi nazwisko Grosman lubpodobne.Nigdy nie dyskutowali o polityce, nigdy nierozmawiali o swoich poglądach ani przekonaniach religijnych.Piotr nie wstydził się, że jest członkiem partii, choć taknaprawdę czasami nie bardzo mógł zrozumieć pewnychrzeczy, nie pochwalał ich i nie utożsamiał się z nimi.Jednaknie przeciwstawiał się, no cóż.- Wiesz, podobno zaczęła się jakaś nagonka na %7łydów -powiedział.- Co jakiś czas dzieje się coś takiego, od zaraniadziejów.- Ale co Ludwik ma z tym wspólnego? - Tosia już teraznie interesowała się polityką i wręcz nie dostrzegała, co siędzieje.Widząc jednak spojrzenie Piotra, szybko sięzorientowała, o co chodzi.- No tak, jasne.- Spuściła głowę.-Ukochana siła przewodnia narodu.Postanowiła porozmawiać z mężem, ale ledwo rozmowasię zaczęła, natychmiast się skończyła.- Nic nie rozumiesz, aż mi wstyd - oświadczył Ludwik itak tym zezłościł Antoninę, że trzasnęła drzwiami i zamknęłasię w swoim pokoju.Sprawy nie było? Oj, była, była, niestety.Rozdział 191968Antonina bardzo lubiła teatr
[ Pobierz całość w formacie PDF ]