[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W wydaniu z 1985 roku dalszy ciąg rozmowy wyglądał następująco: - Nie wolno zatrzymywać ludzi bezpodstawnie!- Ja tutaj mogę wszystko..W oryginale z 1958 miał brzmieć: - Aresztowanie należałoby do władz bezpieczeństwa, nie do pana.- Ja tu jestem wszystkim!.Takich zmian, koniecznych zdaniem cenzorów, żeby tekst mógł ukazać się drukiem,było więcej. Bolszewików z roku 1958 zastąpiły w 1985 wojska nacierające ze wschodu. Agenci bezpieczeństwa , którzy w 1958 roku przyjechali do miasteczka, w 1985 byli jużtylko agentami właściwego urzędu.Niemieckie szyldy, wyłaniające się spod cienkiejwarstwy wapna, w 1958 roku miały mieć zgodne z prawdą brzmienie: Herbert Stein -Textilwaren i Schauspielhaus - Germania, w 1985 miały już nazwy, bardziej pasujące dopropagandowej tezy, głoszącej powrót Polski na prastare piastowskie Ziemie Zachodnie:Herbert Sowa - Tekstylia oraz Sala Teatralna Związku Zgoda.Centrum życia w miasteczku jest knajpa Mewa , w której wieczory spędzają majorPyszczek, literat i stary szyper z wąsami brunatnymi od nikotyny.On jeden z jakiegośpowodu nie boi się psychopatycznego majora.Gdy inni klienci na widok oficera chyłkiemopuszczają Mewę , szyper pozwala sobie na uwagi, że słucha w radiu tylko audycjinadawanych z Londynu, co w 1950 roku musiało brzmieć jak antypaństwowa deklaracja.To w Mewie pijany i wściekły Pyszczek zdradza literatowi, kogo nienawidzinajbardziej.W 1958: - Z wami, inteligentami, dogadać się można tylko przez kratki.W1985 i w wydaniach pózniejszych została tylko niedopowiedziana pierwsza część: - Z wamiinteligentami, dogadać się..Kojarzenie polityki władzy wobec inteligencji z represjami iwięzieniami nie brzmiało dobrze na żadnym etapie historii PRL.Jest jeszcze w opowiadaniu tajemniczy starzec, prowadzący z literatem długierozmowy o życiu, Bogu i Szwecji, do której uciekają z miasteczka ludzie.Stary człowiekbuntuje się przeciw porządkom zaprowadzonym przez Pyszczka w imieniu nowych władcówPolski.Głośno sprzeciwia się pozbawianiu ludzi elementarnych praw.Do malowania, pisania,nawet do opuszczenia kraju.Krzyczy.W 1958 roku: Oto są skutki uszczęśliwiania ludziprzemocą! , co brzmi jednoznacznie, mocno i najwyrazniej niecenzuralnie.A w 1985 już nietak jasno: Oto co się dzieje, kiedy politykom odbiorą władzę fanatycy!.Starzec nienawidzi wszystkich, którzy w imię zbawiania ludzkości dokonują gwałtów.Chcąc uszczęśliwiać, a dręczą i zabijają tych, którzy nie chcą ich słuchać.W wersjiopowiadania z 1958 roku stary człowiek wyrzuca z siebie: - Czy taki opętaniec zwał siębędzie Marks czy Jezus, nazwać go trzeba zbrodniarzem! Nie można chcieć, żeby ludziombyło dobrze.Wolno się tylko starać, żeby im było najmniej zle.W opowiadaniu, które ukazało się w roku 1985, tego fragmentu nie ma w ogóle.Jest za to inny, ilustrujący grę, którą Waldorff prowadził z cenzurą, chcącdoprowadzić do ukazania się książki.W wersji z roku 1985 dopisał akapit, któregodwadzieścia siedem lat wcześniej nie było.Miał obrazować stosunek autochtonów zmiasteczka do nowej rzeczywistości.Rybacy naprawdę chcieliby, żeby złe czasy wreszcie sięodmieniły, zapewniał Waldorff.Ale nie za wszelką cenę.A przede wszystkim w zgodzie zoczekiwaniami nowej władzy. Oczywiście nie drogą wojny i powrotu dawnych władców tejziemi.Gospodarstwo manifestacyjnie akcentowali pragnienie, by miasteczko, skoro wróciłoszczęśliwie do polskiej macierzy, ostało się przy niej na wieki wieków - pisał.Ten państwowotwórczy akapit był w Konsulu.w wersji z roku 1985, ale z kolejnego,w roku 1993, już w nowej Polsce, został usunięty.Najwyrazniej był tylko serwitutem, którypisarz zgodził się zapłacić, żeby uratować opowiadanie.Na koniec major Pyszczek, który przez lata wyłapywał uciekinierów, próbującychprzedostać się przez Bałtyk do Szwecji, sam ucieka. Przemawiał zaraz przez radio.%7łe niemógł dłużej znosić terroru, więc się wyrwał ze szponów reżimu.Tak brzmiało to w wersjiopowiadania z 1985 roku.W 1958 Waldorff miał jeszcze nadzieję, że będzie mógł terrornazwać po imieniu - komunistyczny.Ale cenzura była czujna.Nie pozwoliła.Można oczywiście zapytać, dlaczego po 1989 roku, kiedy było to już możliwe,Waldorff nie przywrócił opowiadaniu pierwotnego kształtu.Być może uważał, że nie ma o cokruszyć kopii.Opowiadanie i tak się broni, a on nie potrzebuje pokazywania ran pokomunizmie.Może uznał, że ma już zbyt mało czasu, by zajmować się przeszłością.A byćmoże po prostu nie chciał się tłumaczyć, dlaczego w 1985 roku wyraził zgodę naopublikowanie Konsula.w wersji okaleczonej.W wydaniu z 1993 roku opowiadanie nieróżniło się, poza przytoczonym fragmentem, od tego z 1985.Tom opowiadań nie wyszedł, ukazała się za to Gorzka sława, opowieść Waldorffa iLeonii Gradstein o Karolu Szymanowskim.Gradstein była przez kilka lat sekretarką, a wostatnich latach życia kompozytora także jego opiekunką.Nikt nie mógł wiedzieć onajważniejszym okresie życia Szymanowskiego więcej niż właśnie ona.Zaś Waldorff miał jejpomóc w przelaniu wspomnień na papier.Postanowili zrobić to tak, by czytelnicy byli pewni, że naprawdę mają do czynienia zrelacją naocznego świadka.Gradstein miała najpierw samodzielnie przypomnieć sobie ispisać jak najwięcej faktów z przeszłości, a pózniej Waldorff brał ją na przesłuchanie. Stawiając mą partnerkę w krzyżowym ogniu pytań, usiłowałem dopomóc jej pamięci -napisał we wstępie do książki.Szukali potwierdzenia posiadanych informacji także u innych.Zaprzyjaznionego zSzymanowskim Zygmunta Mycielskiego wypytywali, czy kompozytor był kokainistą.To byłpomysł Waldorffa, pisała Gradstein.Wśród pamiątek po Szymanowskim zachowała się małafiolka z białym proszkiem, którą kompozytor za życia nosił zawsze przy sobie.Nigdy jednaknie mówił, co zawiera.Waldorff przekonał współautorkę, żeby poddać zawartość buteleczkianalizie.Była w niej kokaina w proszku, morfina w tabletce i tamponik do wdychaniakokainowego pyłu przez nos. Tak przygotować narkotyk mógł tylko doświadczonynarkoman, bowiem kokaina, skoro minie oszołomienie, zostawia niesmak, który umniejszazażycie morfiny w tabletce - pisali autorzy. Leonka Gradstein i Waldorff chcą pokazać Szymanowskiego en pantoufles.Niespodziewam się rewelacyjnych rezultatów - zanotował w swoim dzienniku Mycielski.Paręmiesięcy pózniej napisał jednak, że Waldorff nakręca Leonię Gradstein do pisania, arozdział o perypetiach z paryskim wystawieniem baletu Harnasie uznał za dobry i prawdziwy.Znacznie lepszy niż obiad, na który liczył, przyjmując od Grad-stein zaproszenie, .dałacztery małe paszteciki, na które patrzyliśmy z Waldorffem tępo, przeklinając skąpstwogospodyni - pisał 9 stycznia 1960 roku.Literacko materiał opracowywał Waldorff
[ Pobierz całość w formacie PDF ]