[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszua położył dłonie na piersi, zacisnął brzegi swojej tuniki i pociągnął tak mocno,jakby chciał ją rozerwać.Usiedliśmy na ziemi, a Jeszua zapłakał i pogrążył się w smutku jak ten, któremu zmarłbrat.Ja także płakałem, trzymając głowę opartą na kolanach i ramionami oplatając nogi.Mikol pozostała z nami jeszcze przez chwilę, tyle czasu, ile zabrało jej opowiedzenienam, jak do tego doszło.Podczas uczty wydanej na cześć Heroda, Salome, córka Herodiady zatańczyła dla niego.Spodobała się władcy, który publicznie ogłosił, że w podzięce za ówporywający taniec, spełni każdą jej prośbę.Wówczas matka Salome zasugerowała córce, żebyta zażądała głowy proroka.Salome tak uczyniła, a Herod rozkazał natychmiast ściąć Jana.Jego głowa, położona na tacy, została zaniesiona przed oblicze Salome i Herodiady, którawidząc kapiącą na podłogę świeżą krew, przerażona przepędziła służących.Mikol powiedziała też, że uczniowie Chrzciciela odzyskali jego ciało, które terazstamtąd wywozili, żeby dopełnić obrzędu pochówku.Wszyscy byliśmy wstrząśnięci.Mikol nie mogła się uspokoić.Mówiła, trzymającwoal przed ustami, jak gdyby sama nie mogła uwierzyć, że tak okrutna opowieść mogłaprzejść przez jej usta.Dowiedziała się o wszystkim od ojca, który był w pałacu Heroda, kiedyto się stało.To matka ją tu przysłała.Wiedziała, jak Jeszua poważał Jana.Wiedziała także, że wielu uczniów proroka byłoteraz z Jeszuą.Nauczyciel wstał i pomógł podnieść się Mikol.Otarł z łez jej oczy i powiedział coś doniej szeptem.Po czym odesłał ją do służącej, która na nią czekała.Kiedy odwrócił się w naszą stronę, powiedział:- Wstańcie, idziemy.Szymon i Andrzej odwiązali dwie łodzie, które były zacumowane do pala pośródkrzewów.Jakub wziął kolejną.Wsiedliśmy także my, ja i Issachar.Odpychając się wiosłami od kamienistego dna jeziora, zaczęliśmy się przemieszczaćdo przodu.Potem dwie osoby z każdej łodzi zaczęły wiosłować i w niedługim czasieznalezliśmy się daleko od brzegu.Z łodzi dostrzegłem Mikol, która dołączyła do służącej i razem zniknęły w uliczce.Jeszua siedział na dziobie, spoglądając przed siebie.Pomyślałem, że w tej szczególnejchwili z pewnością wolałby być sam.Tylko przed Bogiem.W mojej głowie zakradło siępodejrzenie, że nie zniósłby teraz towarzystwa nikogo.Jego uczniowie wydawali się byćwykończeni i przerażeni.I jeśli wcześniej mieli jeszcze ochotę opowiadać o cudach i radościz widoku podniesionych na duchu biedaków, teraz nikt już się nie odzywał.Przez całe dnie Jeszua i Jego uczniowie chodzili od wioski do wioski, jedli to, co imoferowano, często spali pod gołym niebem.Spotykali setki osób, z którymi rozmawiali, którepocieszali, leczyli.Teraz czuli się tak, jak gdyby wciągając sieć wypełnioną rybami, jedno oczko popuściło, zbyt napięty sznur pękł i ryby zostały utracone, oddane głębinom, a ichoczom ukazał się mokry niewód, pusty i lekki.Obawiałem się, że Jeszua może się wycofać, że nie chcąc ryzykować niczyje życie,powie swoim uczniom, żeby wrócili do domów, do rodzin, że zdecyduje się ich odesłać.Cóż może budzić większą gorycz od gwałtownej śmierci człowieka sprawiedliwego?Cała reszta staje się nagle bez znaczenia.Nic nowego pod słońcem, powiedziałby Kohelet zniewygodnego tronu swojej mądrości: wszystko jest stratą czasu, wszystko jest próżnością,życie jest cieniem, który znika, dymem, który się rozprasza, tchnieniem, które musimy oddać.A tymczasem sprawiedliwy i bezbożny jednakowo kończą w grobie.W takich momentach wszystko staje się oczywiste.Jak gdyby nie było sądu, który nasczeka, a wszechmocne zło zawsze zwyciężało, ukazując głupotę tych, którzy nie chcą jeszczetego zrozumieć.Tak jak ja.Ponieważ, pomimo wszystko, moje serce nie mogło przyzwyczaićsię do marnotrawstwa przelanej krwi i chociaż nie byłem buntownikiem jak Issachar, niechciałem się z tym pogodzić.Kiedy więc wszyscy milczeli, a łodzie płynęły powoli wzdłuż brzegu, patrzyłem naJeszuę, żywiąc silną nadzieję, pragnąc każdym włóknem ciała, żeby był On tym naprawdęwyczekiwanym Mesjaszem, oraz żeby kontynuował swoje dzieło, sprowadzając królestwoniebieskie na ziemię.Issachar, wyciszony i nieswój, od czasu do czasu rzucał mi pytające spojrzenia.Jednakże żaden z nas nie miał odwagi przerwać owej głębokiej ciszy, którą zakłócał jedyniehałas wody uderzanej wiosłami.Minęło kilka godzin.Byliśmy już blisko Tabgi, być może tam właśnie się kierowaliśmy, gdy nagleBartłomiej zwołał:- Spójrzcie tam, przy brzegu, pod wierzbami! Ci, którzy wiosłowali, podnieśli wiosła iodłożyli je ociekające wodą.Odwróciliśmy się i zdumieni zobaczyliśmy długą procesję, idącą cienistą drogą, któraw tym miejscu biegła wzdłuż zachodniego brzegu jeziora.Ciągnęły nieprzebrane tłumy.Ludzie znajdowali się w odległości mniejszej niż mila.W głębi orszaku można było dostrzecbose stopki dzieci podążających za swoimi matkami, zgarbione ciała starców i chorychwspierających się na swoich opiekunach.Kilku mężczyzn dawało znaki w naszym kierunku,a jeden z nich szybko wszedł do wody i machał do nas gałązką palmy, żeby być lepiej widocznym.Jeszua stanął na równe nogi.Ludzie dostrzegli Go i zaczęli przywoływać coraz głośniej po imieniu.- Szukają Cię - powiedziałem do Nauczyciela.- Tak, Rabbuni, z pewnością podążają za nami.Musieli zauważyć nasze łodzie, gdyoddalaliśmy się od brzegu - dodał Jakub.Pomimo przykrości, jaką odczuwał, dowiedziawszy się o śmierci Jana i ludzkiejarogancji, pomimo żałoby, strachu Jego uczniów, zmęczenia, chęci bycia w odosobnieniu,ciszy, w jakiej zagłębił się, od kiedy postawił stopę w łodzi, Jeszua poczuł przemożnewspółczucie na widok tej rzeszy.- Wyglądają jak owce bez pasterza - wyszeptał.Ludzie nie przestawali Go nawoływać.Wielu zeszło z drogi prosto do jeziora, zapuszczając się głębiej, dopóki woda nie sięgnęła ichpasa.- Popłyńmy do nich, popłyńmy - rzekł Jeszua z dziwnym ponagleniem w głosie.Podniósł ręce w geście odpowiedzi na ich pozdrowienie, a potem przystawiając je do ust,krzyknął:-Jestem tu, nie lękajcie się, jestem tu! Ludzie usłyszeli Jego głos i zaczęli się radować.Mężczyzni będący na brzegu jeziora pobiegli powiadomić tych, którzy jeszcze szli, dziecinatomiast rzuciły się do wody, opryskując się i pokrzykując.Zwróciliśmy dzioby łodzi w ich stronę.Plaża usłana kamieniami, polana porośniętasuchą trawą, która rozciągała się za wierzbami, droga.Wszędzie byli ludzie.- Ilu ich jest według ciebie? - spytał mnie Issachar, zaskoczony widokiem takichtłumów.- Sześć, siedem tysięcy.Może więcej - szacowałem.- Czego oni chcą?- Niektórzy przyprowadzają chorych i kalekich, lecz większość chce spotkać się zNauczycielem, posłuchać, co ma do powiedzenia.Spojrzałem na Jeszuę- Stał wychylony do przodu.Przytrzymywał już podwiniętą zakolana tunikę i zdjął sandały, czekając na możliwość zejścia z łodzi, gdy tylko zbliżymy się do brzegu.On był już pomiędzy nimi. XIIIUczniowie Jeszuy byli zmęczeni, jednak znacznie bardziej zmęczeni byli ludzie,którzy dotarli za nimi aż tutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Lewis Clive Staples Trylogia Międzyplanetarna 03 Ta straszliwa siła
    Encyklopedia spraw międzynarodowych i ONZ (tom III) Edmund Mańczyk
    sowa zdunczyk aleksandra miedzy cielesnoscia
    Między wariatami Marcin Meller
    [Ebook ITA] Hemingway Ernest Il vecchio e il mare
    Meredith Amy Cienie 03 Gorączka
    Laurens Stephanie Czarna Kobr Nieuchwytna narzeczona
    Ingulstad Fr
    Clay Griffith, Susan Griffith Imperium Wampirów 01 Imperium Wampirów
    Frattini Eric Wodny labirynt
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wielkikubel.opx.pl