[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z boku leżałjego porucznik cięty w skroń.Jeden z jego ludzi klęczał i próbował mu pomóc,a trzej inni walczyli w korytarzu z ludzmi Huntwortha.W komnacie Marc ujrzał Archibalda McQuarry ego i jego kamratów.Wszyscyznajdowali się wokół łóżka i mieli mniej lub bardziej niekompletną garderobę.Isobel Dalceann leżała na łóżku bez odzienia i miała podbite oko.Resztki koszuliwepchnięto jej do ust jako knebel, ręce wciąż miała skrępowane z tyłu.Zespuchniętej dolnej wargi leciała jej krew, a czerwone ślady na ramionachświadczyły o brutalności mężczyzn, którzy zaciągnęli ją do łóżka.Marc wpadłw furię. Do diabła, McQuarry, co ty robisz? To samo, co ty robiłeś zapewne ubiegłej nocy, de Courtenay.Korzystamz łupów wojennych. Ja jeszcze z nią nie skończyłem. To ustaw się w kolejce. Nie podoba mi się to!Jednym mocnym ruchem przewrócił skrzynię tak, że częściowo zatarasowaładziurę po drzwiach.Miał przeciwko sobie pięciu ludzi.McQuarry nie stanowił problemu.MieczMarca przeciął jego chudą szyję, zanim hrabia zdążył jeszcze coś powiedzieć,a wyeksponowany dowód chutliwych tęsknot hrabiego wyglądał w tej chwilidoprawdy groteskowo.Wielki chłop uzbrojony w topór był następny.Sparował pierwszy jego ciosi rzucił się do kontrataku.Marc przyjął uderzenie na głownię miecza, ale toporemnie walczyło się wygodnie, dlatego zanim jego posiadacz zdążył się ponowniezamierzyć, było po nim.Dołączył do swego dowódcy na podłodze.Zostało jeszcze trzech, wszyscy z obnażonymi mieczami.Marc powoli odsuwałsię od łóżka, chcąc sprowokować ich do pościgu.Kątem oka zauważył, że Isobelsię podnosi.Oczy miała okrągłe z przerażenia.Szczęknęła stal, ale Marc zdążył zająć strategiczną pozycję w kącie, gdzie miałzabezpieczone plecy.Wykonywał wyćwiczony taniec.Pchnięcie, odskok,parowanie, kontra.Sprawdzona technika i łatwe zwycięstwo.Wkrótce w komnacie zapadła cisza.Odłożywszy miecz, wyjrzał na dwór, gdzie na dole zgromadził się tłum.Naszczęście byli tam również jego ludzie. Powiedzcie lordowi Glencoe, że hrabia Huntworth nie żyje krzyknął, unosząctopór. I powiedzcie mu też, że od tej chwili tylko ja dowodzę tym zamkiem.Wypatrzywszy drugiego ze swoich poruczników, wyrzucił przez okno topóri przez chwilę patrzył, jak broń spada, wirując w powietrzu.To była zapowiedzjego zamiarów. Mariner, odbierz broń każdemu, kto próbowałby się przeciwstawić nowemuporządkowi, a potem przyślij kilku wiarygodnych ludzi pod moje drzwi. Tuzwrócił się do zebranych żołnierzy. Ci z was, którzy przejdą pod moją komendę,zostaną szczodrze wynagrodzeni.Przysięgam to w imieniu króla Dawida, który dałmi władzę.Huntworth zawiódł pokładane w nim przez króla nadzieje, próbującukraść coś, co nie należało do niego.Za tę zdradę musiał zapłacić.Uniósł miecz. Ci, którzy są ze mną, miecze do góry.Rozległ się głośny okrzyk i wszystkie ręce się podniosły. A kto jest przeciw?Cisza.Pierwszy raz od dziesięciu minut Marc odetchnął z ulgą. Nie skrzywdzę cię powiedział do Isobel.Gdy skinęła głową, podszedł, by wyjąć jej knebel.Przez chwilę chciwie łapałaustami powietrze. Obróć się.Posłusznie stanęła plecami do niego, nędzne resztki jej szat niczego już niezakrywały.Gdy przeciął jej więzy, wyprostowała ramiona.Paskudne czerwoneślady na skórze obwieściły nowo odzyskaną przez nią wolność.Dumnie sięwyprostowała, okryta od tyłu jedynie zasłoną kruczoczarnych włosów.Najchętniej objąłby ją i pocieszył, nie był to jednak odpowiedni moment, boniebezpieczeństwo wciąż czyhało i mogło nadejść z każdej strony.Podniósłkońcem miecza koc z podłogi i podał go Isobel. Okryj się nakazał, gdy głosy na zewnątrz stały się głośniejsze i usłyszałnawoływania swoich ludzi. I idz za mną, bo jeszcze nie jesteśmy bezpieczni.Wciąż żyła, nie stało się też to, czego nieuchronności była już pewna.Przełykając, poczuła w ustach smak krwi z rozciętej wargi.Była jednakzadowolona, że okrywający ją koc jest duży, gruby i ciepły.Odkąd do komnaty wpadł Mac, jej strach nieco zelżał, chociaż właśnie terazmusiała przytrzymać się wezgłowia, bo świat nagle zawirował jej przed oczami. Tylko nie zemdlej.Podniosła wzrok i stwierdziła, że Marc ją obserwuje. Nie zrobię tego.Ogarnęło ją zakłopotanie, mimo to dumnie się wyprostowała. To dobrze.Wez ten nóż z rogu komnaty i schowaj go dobrze pod materacem.Gdyby ktoś jeszcze próbował cię nachodzić, zabij go. Nawet jeśli będzie to jeden z twoich ludzi? Każdego!Rozumiała, co ta odpowiedz musi dla niego znaczyć.Ich spojrzenia się spotkały.Stali blisko siebie, więc wyraznie widziała, że Marc ma rozciętą skórę przy uchu,a krew nadała jego blond włosom w tym miejscu różowawy odcień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]