[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łydzi szwargotali pod oknami, a jakieś baby na głos opowiadały swoje krzywdy i jeszcze głośniejpopłakiwały, ale nie można było rozeznać, kto i gdzie, bo ciasnota była i głowa przy głowie, jako tenzagon pełen maków czerwonych i kłosów żytnich, co go ten wiater żenie, a on się zakolebie i gwarzy, iszumi, a potem staje równo kłos przy kłosie.To znowuj Jewka, dojrzawszy Borynę wspartego o kraty,jęła dogadywać i wykrzykiwać na niego, że zezlony odrzekł ostro:- Zamilknij, suko, bo ci gnatki porachuję, że rodzona nie pozna.A na to Jewka rozsrożona nuż pazury wyciągać i drzeć się do niego przez gęstwę ludzką, aż jej chustkaspadła z głowy i dzieciak się rozkrzyczał, że nie wiada, na czyrn by się skończyło, gdy naraz Jacek sięzerwał, otworzył drzwi i krzyknął:- Cichojta, ścierwy, bo ano sąd idzie!.Jakoż i sąd wszedł; najpierw gruby, wysoki dziedzic z Raciborowic, a za nim dwóch ławników isekretarz, który usiadł przy bocznym stoliku pod oknem i rozkładał papiery a patrzył na sędziów, jakstanęli przy wielkim stole, okrytym czerwonym suknem, i nałożyli złote łańcuchy na grube karki.Cicho się zrobiło, że słychać było tych, co na ulicy pod oknami gwarzyli.Dziedzic rozłożył papiery, chrząknął, spojrzał na sekretarza i grubym, donośnym głosem oznajmił, żesądy się rozpoczynają.Potem sekretarz przeczytał sprawy na dzień dzisiejszy, coś szepnął pierwszemu ławnikowi, ten oddał tosędziemu, który kiwnął głową potakująco.Sądy się rozpoczęły.Pierwsza szła sprawa ze skargi strażnika na jakiegoś łyczka o nieporządki w podwórzu.Skazany zaocznie.Potem o pobicie chłopaka za wypasanie końmi koniczyny.Pogodzili się - matka dostała pięć rubli, a chłopak nowe portki i lejbik.Sprawa o woranie się.Odłożona z braku dowodów.Sprawa o kradzież leśną w borze sędziego; stawał rządca - oskarżeni chłopi z Rokicin.Skazani na kary pieniężne lub odsiedzenie w areszcie po dwa tygodnie.Nie przyjęli wyroku, pójdą do apelacji.I tak głośno zaczęli wykrzykiwać na niesprawiedliwość bo las był wspólny, serwitutowy, aż sędzia skinąłna Jacka, i ten zagrzmiał:- Cichojta, cichojta, bo tu sąd, nie karczma.I tak szła sprawa za sprawą, kieby skiba za skibą, równo i dość spokojnie, czasem tylko podnosiły sięskargi abo chlipanie, abo i przekleństwo, ale te Jacek wnet przyciszał.Z izby ubyło nieco ludzi, ale w ich miejsce przybyło tyle nowych, że stali zbici kieby w snop, że niktoporuszyć się nie mógł i zrobił się taki gorąc, iż ani odetchnąć aż sędzia polecił otworzyć okna.Teraz szła sprawa Bartka Kozła z Lipiec o kradzież świni u Marcjanny Antonówny Pacześ.Zwiadkowie:taż Marcjanna, syn jej Szymon, Barbara Piesek itd.- Zwiadkowie czy są?.zapytał ławnik.- Jesteśmy! - zawołali chórem.Boryna, który dotąd samotnie a cierpliwie stał przy kracie, przysunął się nieco do Paczesiowejprzywitać, boć to była Dominikowa, matka Jagny.- Oskarżony, Bartek Kozioł, bliżej, za kratę.Niski chłop przepychał się ze środka tak gwałtownie, aż kląć poczęli, że depcze po kulasach iprzyodziewek ozdziera.- Cichojta, ścierwy, bo prześwietny sąd mówi! - krzyknął Jacek, wpuszczając go.- Wy Bartłomiej Kozioł?Chłop drapał się frasobliwie po gęstych, równo obciętych włosach; głupowaty uśmiech skrzywiał musuchą, wygoloną twarz, a małe rudawe oczki chytrze skakały po sędziach niby wiewiórki.- Wy Bartłomiej Kozioł? - zapytał znowu sędzia, bo chłop milczał.- Dyć juści, on ci Bartłomiej Kozioł, dopraszam się łaski prześwietnego sądu! - piszczała ogromnakobieta, wpychając się siłą za kraty.- A wy czego?- Dopraszam się łaski, a dyć ja żona tego chudziaka, Bartka Kozła - i kłaniała się ręką ziemi, ażwyrurkowanym czepcem zawadzała o stół sędziowski.- Zwiadkujecie?- Niby to za świadka? ni, jeno dopraszam się.- Wozny; wyrzuć ją za kratę.- Wychodzta, kobieto, bo nie la was tu miejsce.-Chwycił ją za ramiona i pchał zadem.- Dopraszam się prześwietnego sądu, kiej mój ano nie dosłyszy na ten przykład.- krzyczała.- Wychodzta, póki po dobremu - i aż jęknęła, tak ją ciepnął na kratę, bo ani kroku po dobroci ustąpićnie chciała.- Wyjdzcie, będziemy głośno mówili, to choć on Kozioł, a usłyszy!Zaczęło się wreszcie badanie.- Jak się nazywacie?- Hę?.a, przezywam?.Przeciech wołali mę, to niby wiedzieć wiedzą.- Głupiś.Jak się nazywacie? - indagował nieubłaganie sędzia.- Bartek Kozioł, prześwietny sądzie - rzuciła żona.- Ile lat?- Hę?.a, lat?.bo ja to pomnę! Matka, wiele to ja mam roków?.- Pięćdziesiąt i dwa, widzi mi się, będzie na zwiesnę.- Gospodarz?.- I.trzy morgi piachu i ten jeden krowi ogon.sielny gospodarz.- Był już karany?- Hę?.karany?- Czy siedzieliście w kozie?- To niby w kreminale?.karany?.Matka, byłem to w kreminale, hę?.- A byłeś, Bartku, byłeś, a to cię te ścierwy dworskie o to zdechłe jagniątko.- Juści, juści.na paśniku znalazłem zdechłe jagnię.wzionem, co miały psy rozwłócyć.poskarżyły,przysięgły, com ukradł, sąd przysądził.wsadziły mę i siedziałem.Niesprawiedliwość jest ino,niesprawiedliwość.- mówił głucho i obzierał się znacznie na żonę.- Oskarżeni jesteście o kradzież maciory Marcjannie Pacześ! Wzięliście ją z pola, zagnali do domu,zarznęli i zjedli! Co macie na swoją obronę?- Hę? Zjadłem! %7łebym tak Boga przy skonaniu nie oglądał, że nie zjadłem!.o świecie rodzony, jazjadłem! - wołał żałośnie.- Cóż macie na swoją obronę?- Obronę.miałem to co rzec, matka?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]