[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wszelako nie skończył ani nawet na dobre składaćmeldunku nie zaczął, bo Emilia polanem w głowę go pacnęła,a następnie pociągnęła za rękę Kordiana, wołając: Chodu! Pieprzony tajny współpracownik, gliny przeciw namzawezwał!Niejedno w swoim krótkim życiu przeszła, na przykład miała jużw swej karierze klienta, sto osiemdziesiąt kilo żywej wagi, któremulekarz seks na receptę zapisał, a NFZ to nawet refundował, jednaktarganie przez puszczę, gdy zmierzchać się zaczęło, bliskodwumetrowego faceta, który zatacza się, śpiewa, wejście w związekmałżeński obiecuje, było naprawdę zajęciem trudnymi wyczerpującym.W dodatku raz niedzwiedz im drogę zaszedł, ale sprayu używaćnie musiała, bo odór alkoholu buchający od Chamiaka odstraszyłbynawet głodnego tyranozaura.Jednak po niecałym kilometrze byłazmęczona tak okrutnie, że widząc polankę z trawą wysoką po pas,pozwoliła lec na niej Kordianowi, a sama poszła nad pobliski stawek,siadła na korzeniu wystającym ponad wodą i w blasku księżycowymrozmarzyła się nadzwyczajnie, albowiem kiedyś dawno, czyli ze trzylata temu, była dziewczyną romantyczną, sentymentalną, tylko niemiała możliwości, aby ten życiowy wariant kontynuować.*Tymczasem Kordian zasnął natychmiast i sny opadły go zarazdziwne, realistycznie surrealistyczne.Oto śnił, że trzymał wartę nocną w specjalnej rezydencji nr 3, czyliw pałacu w Wilanowie, gdzie w wielkim łożu spali pospołu kanclerzz Berlina i car z Petersburga, w nogach zaś, co i tak było wielkimwyróżnieniem, którego nie dostąpiłby byle Słowak czy Portugał,drzemał czujnie jak zając Ronek Duck, gotowy w każdej chwiliusłużyć, w każdych okolicznościach choćby podać prezerwatywęznanej w całym świecie firmy Kondominium.On sam zaś, porucznik Kordian Chamiak, stał na korytarzuw paradnym mundurze Księstwa Warszawskiego, ale za to z dobrymizraelskim uzi w ręku, i myśli przeróżne kłębiły mu się w głowie.Corusz z głębi pomieszczeń wypływały koszmary do dziwnych zwierzątapokaliptycznych podobne, obłędnie pokraczne, a nosiły imię Strachoraz Imaginacja.Mówiła Imaginacja wierszem:Będzie, co będzie, sianie się, nie stanie,puść krótką serię i spieprzaj, Kordianie.Ale zaraz wtrącał się Strach z własnym tekstem:Nie będzie sławy, nie będzie forsy,bo na ich miejsce zjawią się gorsi!Więc co rusz palce oficera biegły ku bezpiecznikowi, ale zarazcofały się lękliwie, jak kurczaki na widok kołującego na nieboskłoniekrogulca. Ha mówił do siebie Chamiak. Ha! Gdyby był tam jeszczekról szwedzki, można by zaryzykować, a tak.A tu już drzwi się otwarły i ze wszech stron pojawili sięantyterroryści w kominiarkach na twarzach.Nogi mu podcięli, uziwytrącili, ktoś w pysk go walnął, inny w krocze kopnął.Równocześnie rozległ się rozdzierający krzyk Emilii, który goprzywrócił do rzeczywistości.Znikły Belweder, Strach orazImaginacja, ale napastnicy pozostali.Czterech ich było, niedomytychszczeniaków, podwarszawskich łachudrów, przekonanych, że jakiegośpodchmielonego frajera znalezli.Dwóch innych dopadło Emilii;kieckę jej zerwali, takoż majty, i dawaj, brać się do gwałcenia, mimoże już dobrą dekadę temu pewien autorytet moralny upierał się, że niemożna zgwałcić prostytutki. Puszczajcie, gnojki!Ciekawe, że panna Fajans, choć pozbawiona torebki z akcesoriamido samoobrony, broniła się nader dzielnie: pazurami twarz jednemurozorała, drugiemu ucho prawie odgryzła.Jej przykład zachęcił Chamiaka.Lubo skacowany, dysponowałnieprzebranymi zasobami techniki, o której wyrostki nie miałybladego pojęcia.Walka trwała dłużej niż zwykle przy takich okazjach, międzyinnymi dlatego że Kordian nie chciał zabić ani poważnie uszkodzićtych szczeniaków, których prowodyr okazał się zresztą ostrzyżoną nazero dziewczyną.Ostatecznym argumentem rozstrzygającym na jegokorzyść był pistolet, wydobyty z kabury przy łydce, i wystrzałw powietrze.Gówniarze zaraz stracili serce do walki, a dwaj zmagający sięz Emilią ustąpili przed perswazją. Chłopcy, dajcie spokój tej pani, zanim stanie się jakieśnieszczęście ostrzegł Chamiak.No, to dali spokój, widząc, co przydarzyło się ich kolegom.Jedenz pękniętym nadgarstkiem pochlipywał żałośnie, dwóch niezdarniepróbowało powstać na nogi.Tylko dziewczyna herszt wykazywałajeszcze pewną czupurność. Powinien pan być nam wdzięczny, a nie przemoc wobecmłodzieży stosować! pyskowała. Ja? Gdyby nie my, w tym zagonie marychy mógłby się pan nieobudzić stwierdziła, wskazując na skotłowany zagonek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]