[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzień i noc nienawidzą.Nie maszpan pojęcia, panie poeta, jak niewiarygodnie czasochłonne jest nienawidzenie. Ale gdzie oni wszyscy się podziali? Chowają się?  To ziemia niczyja.Rzepojady kręcą sięprzy Haymarket, tam gdzie. Zawrzyj gębę, Steve  warknął porucznik. Skręcamy! zawołał do kierowcy.Z rury wydechowej wystrzelił kłąb ciemnych spalin, żołnierz siedzący najbliżej zakasłał,zasłaniając usta.Ogromny samochód zaczął powoli zakręcać, a oczom Baldwina ukazała siękolejna opustoszała ulica, którą przegradzała przewrócona latarnia.Po prawej stroniedziennikarz zobaczył front nieczynnego hotelu ziejący czernią powybijanych okien.Ichkształty były coraz bardziej rozmazane w oczach zamyślonego Jeremy'ego, a potem połączyłysię w długi kształt przypominający smocze cielsko.Przymknął nieco oczy.Kształt rozciągałsię i kurczył, owijał swe sploty wokół niego zupełnie jak główny motyw  Kresu". Tam!  zawołał półgłosem któryś z żołnierzy.Baldwin otworzył oczy.Chodnikiem szły dwie objuczone tobołkami osoby, które narazzgarbiły się i przyśpieszyły kroku.Porucznik Stirling złapał za tubę głosową. Stać!  ryknął, aż po wymarłej ulicy poszło echo. Obywatele Autonomii Irlandzkiej,macie się natychmiast zatrzymać! Od razu widać, że mają coś na sumieniu  szepnął Steve, jego głos aż drżał z napięcia.Już dawno się nauczyli, że strzelamy do biegnących.Teraz pochylają głowy i szukają. Steve, morda na kłódkę! Obywatele Irlandii, macie się natychmiast zatrzymać!Obie postacie pochyliły głowy jeszcze bardziej i już prawie biegły. Kurwa mać!  krzyknął porucznik.Płynnym ruchem wyszarpnął pistolet i wypalił wpowietrze. Obywatele Autonomii Irlandzkiej, to był strzał ostrzegawczy! Jeśli się niezatrzymacie, będziemy strzelać, by zabić!Coraz bliżsi Irlandczycy wreszcie stanęli w miejscu.Oba toboły opadły wolno na wilgotnychodnik, dłonie uniosły się w powietrze.Ciężarówka zaczęła zwalniać.  Podjedz bliżej  rozkazał porucznik. Nie mogę  zaprotestował kierowca. Rozwalę zawieszenie na tej cholernej latarni, sir!Chce pan pieszo wracać do bazy? W porządku  zadecydował oficer. Whitby, Samuelson, McDough, Jones za mną.Sierżancie, w razie czego ogień osłonowy. Tak jest, sir. Mogę iść z panem?  poderwał się Jeremy.We wzroku porucznika dostrzegł najpierwniechęć, lecz po chwili oficer z ociąganiem skinął głową. Trzymaj się pan z tyłu  warknął, zeskakując na chodnik. To, do czego są zdolnimahdyści, jest niczym w porównaniu z możliwościami rzepojadów.Szli szybkim krokiem, żołnierskie buty waliły o bruk, lufy enfieldów omiatały ściany iokna opustoszałych kamienic.Dziennikarz rzucił okiem w kierunku pomrukującej najałowym biegu ciężarówki oraz sierżanta, który układał na dachu karabin maszynowy, apotem spojrzał na coraz bliższe sylwetki Irlandczyków.Jeden z nich z pewnością byłstarszym mężczyzną o czerwonej, ogorzałej twarzy, natomiast drugi, drobniejszy, wydawałsię nastoletnim chłopcem.Dopiero po chwili Baldwin dostrzegł ciemną, zakrywającą włosychustę i owładnęło nim dziwne przeczucie. Na ziemię!  ryknął porucznik. Na ziemię, do kurwy nędzy! A gdzie to pańskie  obywatele Autonomii Irlandzkiej"?Jeremy aż drgnął, słysząc znajomy, kipiący od drwiny głos.Poznana na promie Irlandkapatrzyła na Stirlinga bez strachu, a w zielonych, przymrużonych oczach czaiło się wyzwanie.Jej towarzysz z lękiem obrócił wzrok ku otaczającym ich żołnierzom, lecz dziewczynawidziała tylko oficera. Na ziemię! A ty, McDough, gdzie się szwendasz? Głuchy, kurwa, jesteś?!Jeden z żołnierzy przerzucił karabin do lewej ręki, doskoczył do rosłego Irlandczyka,pochwycił go za kark i z całej siły zmusił do uklęknięcia.Drugi chciał zrobić to samo zkobietą, lecz zielonooka uchyliła się z głośnym parsknięciem.Wtedy trafiła ją pięśćporucznika.Irlandka zachwiała się i wpadła na klęczącego mężczyznę. Deidre!  szepnął tamten, próbując ją podtrzymać. Na ziemię, powiedziałem!  warknął porucznik, aż drżąc od ledwie tłumionej agresji.Cochwila rozwierał i zamykał pięść, jakby szykował się do kolejnego uderzenia.Zamroczona kobieta nie utrzymała równowagi i opadła na kolana. No, tak lepiej  sapnął Stirling. Samuelson, obszukaj ich.Gdzie macie dowodyosobiste, szmaciarze?  W dupie  wyszeptała Irlandka, unosząc mroczny, ciężki od nienawiści wzrok.Dziennikarz aż zamknął oczy, widząc strużkę ciemnej krwi ściekającą z kącika ust. Byśsobie mógł je polizać po sprawdzeniu. Boże, nie!"  pomyślał Baldwin.Usłyszał trzask kolejnego uderzenia.Ciało dziewczyny upadło miękko na chodnik, kroplakrwi rozpuściła się w brudnej wodzie kałuży. W dupie to zaraz będziesz miała coś innego. Stirling przyklęknął i podsunął jej przedoczy lufę pistoletu. Gdzie masz dowód?Jej towarzysz obszukiwany przez Samuelsona wyszeptał błagalnym tonem kilka słów poirlandzku.Irlandka przymknęła oczy, jakby chciała się poddać, lecz gdy je znów otworzyła,błysnęła w nich jeszcze większa zawziętość. Mam dowód w dupie!  szepnęła. Razem z tobą, twoim nieszczęsnym królem i całąAnglią!Stirling wstał na równe nogi z dzikim warknięciem.Jego ciężki but uniósł się, by kopnąćdziewczynę w żebra. Dość tego, poruczniku!  zawołał dziennikarz głosem drżącym z napięcia. Boże, co jawyrabiam?!"  przemknęło mu przez myśl. Przesadza pan. Co takiego?  warknął zaskoczony Stirling i odwrócił się gwałtownie.Jego twarz byłaczerwona, nabrzmiała z wściekłości. Coś pan chciał, Vandruff? Przestań się nad nią znęcać, ty cholerny sadysto!  wysyczał Baldwin.Furia oficera,miast go wystraszyć, paradoksalnie dodała mu odwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Bruczkowski Marcin & Borek Monika Radio Yokohama
    Wolski Marcin Wedlug sw Malachiasza [Zlotopolsky]
    Marcin Wolski Ciemna strona lustra (3)
    Barbara Marciniak Œwietlana rodzina
    Między wariatami Marcin Meller
    Marcin Wolski Zamach na Polskę
    Marcin Wełnicki Œmiertelny Bóg
    Wolski Marcin Tragedia nimfy 8
    Smiertelny Bog Welnicki Marcin(1)
    Marschall Paula Romans Historyczny 157 Odwazna ksiezna
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • whatsername.htw.pl