[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był jedynie pewien, iż może z nimi zrobić coś daleko bardziej po-żytecznego, niż tylko je zeżreć więc postawił je i oparł o nagrobek.Ich widoksprawił, że nabrał nieodpartej ochoty na mówienie do samego siebie.W tamtychczasach demony gotowe były przewędrować setki mil, aby znalezć naprawdę do-bry obiekt zasługujący na wygłoszenie przy nim monologu, a dla Azziego okazałosię to teraz szczególnie przyjemnym zajęciem pośród odludnej, włoskiej wyżyny,przy napierającym zewsząd wietrze i dalekim poszczekiwaniu szakali w tle. O, nogi! zaczął demon. Ręczę, że poruszałyście się z wielką gracjąku zadowoleniu damy waszego serca i dobrzeście się zginały, bo jesteście parąmuskularnych i zwinnych kończyn, na jakie białogłowy patrzą zazwyczaj z ukon-tentowaniem.O, nogi! Wyobrażam was sobie rozstawione szeroko z wesołą non-szalancją, a potem ciasno ściśnięte w ostatnim paroksyzmie miłości.Gdy były-ście młode, nogi, wspinałyście się na niejeden okazały dąb i biegałyście wzdłużpłynących wartko strumieni po przyjaznych, zielonych łąkach waszej ojczyzny.Zapewne przedzierałyście się przez gęstwiny i żywopłoty, torując sobie dzielniedrogę, z których żadna nie była dla was ani zbyt długa, ani męcząca. Tak uważasz? zapytał jakiś głos dolatujący nieco z góry, zza plecówAzziego.Demon obejrzał się i ujrzał ponurą, odzianą w płaszcz postać Hermesa Tri-smegistosa.Azzie nie zdziwił się, że ten mag przyleciał za nim; Hermes, a takżeinni dawni bogowie, zdawali się poruszać zgoła innymi drogami przeznaczenianizli demony czy duchy ścieżkami, z którymi problemy dobra i zła nie miałynic wspólnego. Miło ponownie cię widzieć, Hermesie przywitał go Azzie. Właśniefilozofowałem sobie nad tą parą nóg. Nie będę ci przeszkadzał rzekł Hermes.Unosił się w powietrzu jakieś pięć stóp ponad głową demona.Teraz z wdzię-kiem opadł na ziemię, pochylił się i przyjrzał ludzkim kończynom. Jak sądzisz, do jakiego rodzaju człowieka należały te nogi? spytał boskiposłaniec.Azzie odwrócił się i też spojrzał na obiekt rozmowy. Do jakiegoś dandysa, najpewniej, bo popatrz nadal spowite są w weł-niane, pasiaste, kolorowe rajtuzy, jakie noszą strojnisie oraz faceci mający o sobiewysokie mniemanie. Fircyk, powiadasz? Z całą pewnością.Spójrz tylko, jak ślicznie toczone są łydki; zauważ do-skonały kształt ud z pięknie zarysowanymi muskułami.Zwróć też uwagę na tęmałą stopę o wysokim, arystokratycznym podbiciu; wreszcie na kształtne pal-ce i równo przycięte paznokcie.Nie mają też stwardniałej skóry na piętach, ani29żadnych zrogowaceń po bokach stóp.Ten facet nie musiał wiele pracować, abyzarobić na życie a już z całą pewnością nie stopami.Jak myślisz, jaki był jegokoniec? Nie mam pojęcia odparł Hermes ale zaraz możemy się tego dowie-dzieć. Znasz jakiś sposób? zapytał Azzie. Jakieś zaklęcie nieznane pospól-stwu demonów? Nie na darmo jestem patronem alchemików odparł Hermes którzywzywają mnie, gdy sporządzają swoje mikstury.Oni pragną przemienić zwykłymetal w złoto, a ja potrafię obudzić żywą pamięć w martwym ciele. To pożyteczna sztuczka przyznał Azzie. Możesz mi ją pokazać? Z przyjemnością skłonił się Hermes. Popatrzmy zatem, jak te nogispędziły swój ostatni dzień.Jak to zwykle przy wymawianiu zaklęć bywa, znikąd pojawił się kłąb dymui rozbrzmiał dzwięk jakby mosiężnego gongu.Dym rozwiał się i Azzie ujrzał.księcia ruszającego w drogę, by bronić zamku swego ojca.Książę był przy-stojnym młodym człowiekiem, dobrze obznajomionym z wojennym rzemiosłem.Jechał konno na czele oddziału dzielnych ludzi, a purpurowe i żółte chorągwieszarpane letnim wiatrem powiewały nad rycerską drużyną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]