[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i działa za jego wiedzą i wolą, prawda wyjdzie jak szydło z worka, boO Neil jest dokładnie o wszystkim poinformowany.Jeśli rzecz ma się inaczej, po co tezmyślenia? O Neil może być najuczciwszym człowiekiem na świecie. Widzę, że wpadasz w skrajność, Janie.Prawda, że jak dotąd nie mamy żadnego dowoduprzeciw O Neilowi, nie wiemy, z czyjej inicjatywy działali ci dwaj nocni zbóje.Może zwłasnej? I w jakim celu? Jeden z nich jest mieszkańcem Alicji , którego musiałem jużwidzieć.Dlatego przeraził się, że go rozpoznam.No.wiemy, co z tego wynikło.Lecz tendrugi? Który odjechał konno? Kim jest? Musimy to sprawdzić.Dlatego wizytę w farmieO Neila uważam za konieczną, i dlatego chcę, aby O Neil przyjął nas jak najbardziejżyczliwie, a równocześnie nie podejrzewał, iż prowadzimy jakieś śledztwo w sprawiezaginionych krów. To się nie zgadza jedno z drugim.Jeśli bowiem O Neil jest człowiekiem uczciwym. Lecz o tym jeszcze nie wiemy.Jedno jest tylko dla mnie pewne, że nie istnieje wielkaprzyjazń między O Neilem a Caldwellem.Myślę, że tamten zazdrości nieco powodzenianaszemu gospodarzowi, a odmowa sprzedaży ,,Alicji mogła go mocno zaboleć.No, dajmyspokój tym rozważaniom.Czas pokaże, gdzie spoczywa zdzbło prawdy.Liczę, że zajdąjeszcze jakieś nowe okoliczności. Jakie? zagadnąłem ironicznie. Nie jestem jasnowidzem, Janie.Jednak tym razem, jak się pózniej okazało, Karol był jasnowidzem.Lecz nie uprzedzajmywypadków. Hm. rozważałem musimy być bardzo ostrożni.Aby nie wyrządzić krzywdyniewinnemu, a przez to jeszcze bardziej skomplikować sprawę.Jeśli oczywiście O Neil nie jestjedynym w okolicy człowiekiem, któremu zależy na gruntach Alicji. Jednak stawiam na O Neila. A Metysi? przypomniałem sugestię porucznika. Nic nie wskazuje na-żadnych Metysów, chyba.chyba, że ten jegomość w mokasynach jestMetysem.Ale moim zdaniem nie ma to nic wspólnego z zapowiedzią jakiejś nowej rebelii. Et.coś kręcisz zauważyłem, lecz dopiero wówczas, gdy Stone opuścił pokój wraz zbrudnymi naczyniami. Po co niepokoić O Neila, jeśli brak pewności, że to jego sprawka? Przepraszam, Janie, ale zaczynasz rozumować jak dziecko.Być może O Neil jest czystyniczym aniołek, być może wśród jego pracowników kryje się banda porywaczy bydła, októrej on sam nic nie wie, być może wreszcie O Neil jest inspiratorem całej akcji.To sąwszystko tylko me domysły.Tak wygląda sytuacja.Następnego dnia Karol, zgodnie ze swą zapowiedzią, zerwał się z łóżka.Obserwowałem go,jak się golił, mył i jadł śniadanie w towarzystwie rodziny Caldwellów.Nie objawiał żadnychoznak osłabienia.A więc pomyślnie zakończyło się wydarzenie, które łatwo mogło sięprzerodzić w dramat.Po śniadaniu wałęsaliśmy się we dwójkę tu i tam.Trochę brzegiem strumienia, który, kustrapieniu Karola, okazał się całkowicie pozbawiony ryb.Mój przyjaciel był zamiłowanymwędkarzem.Pózniej spacerowaliśmy między budynkami gospodarczymi.Pilnie obserwowałemtwarze mijających nas ludzi.Czy któryś z nich nie zareaguje zdziwieniem na widok Karola?Uznałem bowiem, iż sprawca guza na pewno interesuje się stanem zdrowia swej ofiary imimowolnie zdradzi się tym.Jednak nie dostrzegłem nic godnego uwagi.Albo więc nocny zbójbył człowiekiem o bardzo opanowanych odruchach, albo doskonale wiedział o stanie zdrowiamego przyjaciela, albo też po prostu nie napotkaliśmy go.Po lunchu Karol zdecydował się na małą przejażdżkę.%7łeby się wypróbować, jak zauważył.Poprosiliśmy o konie, a pózniej powiodłem swego towarzysza do miejsca, w którym, wraz zCaldwellem, odkryliśmy rozdzielające się tropy.Z tego, który wiódł ku zabudowaniom Alicji ,nic nie zostało, tak zadeptały go konie i krowy; drugi idący wzdłuż linii lasu dał się jeszczeodczytać.Dotarliśmy aż do drzewa, przy którym przywiązano konia.Kopyta wbiły się tak głę-boko w ziemię, iż odciski nadal były wyrazne.Pojechaliśmy jeszcze kawałek tym tropem, jednak nie osiągnęli wspomnianego przezCaldwella jeziorka.Linia lasu ciągnęła się nieprzerwanie ku horyzontowi. Wracajmy zaproponowałem, lękając się, aby zbyt długa przejażdżka nie zaszkodziłamemu towarzyszowi.Zgodził się.Widać me przypuszczenie było słuszne.Spacer pieszy i konnawycieczka w ciągu jednego dnia to było zbyt wiele po kilku dniach leżenia w łóżku.A co będziejutro? Gdy wędrówka potrwa znacznie dłużej?Zacząłem przemyśliwać, w jaki sposób skłonić Karola do jazdy bryczką.Spotkaliśmy się powtórnie z Caldwellem i Stone em.Zostały omówione drobne szczegółynaszej wyprawy.Jednak nie zdradziliśmy gospodarzowi ani kierunku planowanej jazdy, ani jejzasadniczego celu.Karol jedynie ogólnikowo poinformował gospodarza, iż zamierzamyobjechać granice jego posiadłości, a może nawet zapuścić się nieco dalej na północ.Jak długo topotrwa? Najwyżej trzy do czterech dni.Lecz nie powinien się niepokoić, gdyby naszanieobecność nieco się przeciągnęła. Jeśli tak, powinniście panowie zabrać wóz z żywnością i wyposażeniem.Aby korzystać wdrodze z maksimum wygody.Moim zdaniem pan Gordon nie powinien zbyt się forsować.Przytaknąłem delikatnie, aby nie spowodować energicznego protestu Karola.Jednak nieustrzegło mnie to przed nieco zgryzliwą uwagą mego przyjaciela.Oświadczył, że skoro doktorczuje się tak bardzo osłabiony, niechże korzysta z wozu, bryczki, a nawet.balonu.On nie manic przeciw temu, lecz sam wyruszy na grzbiecie wierzchowca.Nawet nie usiłowałem spierać się.Caldwell również zrezygnował ze swej propozycji.Tego wieczoru udaliśmy się na spoczynek wcześniej niż zazwyczaj, Karol bowiem miałzamiar wyruszyć jeszcze przed świtem.Po co tak rano, nie miałem pojęcia.Jednak okolicznościpozwoliły wyspać mi się do woli.Otóż Lewis Stone, który miał nas zbudzić, nim zorze porankabłysną na niebie, po prostu zaspał.My obaj również zaspaliśmy.Nic takiego nie przytrafiłoby sięnam przy noclegu pod gołym niebem.Budził nas zawsze przedranny, rzezwy chłód.Zaspania wtym wypadku nie uznałem za życiową tragedię i nawet udało mi się nieco złagodzić gniew megoprzyjaciela.Dopiero koło ósmej rano opuściliśmy farmę, kierując się najpierw w stronę lasu.Pogodazapowiadała się wspaniale.Zwieciło słońce; lekki wietrzyk gnał po niebie pierzaste chmurki ispadał na ziemię niby wiosenny zefirek.Karol już zdążył się otrząsnąć z gniewu, Stone zprzygnębienia, w jakie go ten gniew pogrążył, a ja.Ja nie miałem żadnych powodów ani dogniewu, ani do przygnębienia, więc czułem się znakomicie.Pędziliśmy kłusem równolegle do czarnej ściany lasu.Po pół godzinie takiej jazdy, gdy nadalnic nie zwiastowało ani kresu puszczy, ani jeziorka, o którym mówił Caldwell, począłem wątpićw poprawność obliczeń naszego gospodarza. Trzy mile? zdziwił się Stone na me głośno wypowiedziane wątpliwości. Będzieprawie pięć.Pan Caldwell się pomylił.Po dalszych piętnastu minutach wędrówki istotnie ściana lasu urwała się raptownie, skręciłaprawie pod ostrym kątem w lewo od nas, tworząc wąski klin zarośli i rzadkich drzewprzeglądających się w cichych i gładkich jak lustro wodach jeziorka, a raczej stawu niezasilanego, jak zaraz zauważyłem, żadnym dopływem, ale też nie odprowadzającego nigdzieswej zawartości.Ot, taka wodna dziura , jakich sporo można spotkać w głębi pierwotnychborów lub na ich poboczach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]