[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zakryłausta.- Och, jaka jestem złośliwa! Tylko że to prawda.Myśl o Auguście, starającej się wkraść w jej łaski, przeraziłaJemimę.Przypomniała sobie złośliwe komentarze Augusty naślubie Anne Selborne.Obawiała się, że panna Selborne ją zdemaskuje.Pozosta-wało mieć nadzieję, że jeśli Letty się nie myliła, to Augustabędzie zbyt zajęta wkradaniem się w łaski Jemimy, żebyprzypomnieć sobie ich krótkie spotkanie.Ta myśl niespo-dziewanie wprawiła ją w dobry humor.- Sądzę, że to może być zabawne - powiedziała.- Przypuszczam.- Letty zawahała się - że twój brat, panJewell, będzie mógł przyjechać na mój bal? Byłoby wspaniale!Po tych słowach w pokoju zapadła cisza.Lady Margueritewyprostowała się.- Przykro mi - powiedziała Jemima - ale w najbliższym czasieJack nie będzie mógł odwiedzić Delavalu.Letty posmutniała i nie odzyskała humoru nawet po zje-dzeniu drugiego kawałka placka ze śliwkami.Jemima dziwiłasię, że krótkie spotkanie z jej bratem wywarło tak wielkiewrażenie na Letty.Panna Exton była towarzyską osóbką i zpewnością miała wielu adoratorów.Chyba tylko złośliwości losunależało przypisać fakt, że zainteresowała się Jackiem Jewellem.Po wyjściu dam, które udały się z wizytą do znajomych zsąsiedztwa, Robert powrócił do przerwanej pracy, a Jemimaznów zajęła się kominem.Na wysokości około dziesięciu stóp144RSznajdowało się w nim coś dziwnego.Nie była w stanie tegodosięgnąć, wspinając się na palce.Zawahała się.Wejście do przewodu kominowego zajęłoby jejkilka minut, wiedziała jednak, że nie powinna tego robić.Hrabiny nie zajmują się kominami.Szybko rozejrzała siędookoła i zdjęła buty.Postanowiła zostać w pończochach,chociaż znacznie wygodniej było się wspinać boso.Pomyślała, żespódnica będzie jej przeszkadzać.Nie mając zbyt wielu sukni,nie chciała niszczyć nawet tej codziennej.Szybko zdjęła suknię irzuciła ją na podłogę.Musiała się śpieszyć.Nie chciała, żebysłużący zastali ją w kominie.Przewód kominowy miał wystające cegły, żeby łatwiej byłosię wspinać.Jemima stanęła na najniższym stopniu ipodciągnęła się do góry.Halka omiotła sadze, które miękkoopadły na palenisko.Jemima boleśnie otarła się łokciem oszorstkie cegły, podarła pończochy.Czuła znajomy zapach sadzyi dymu.W przewodzie kominowym było ciemno i ciasno, aJemima znacznie podrosła od czasów dzieciństwa.Ogarnął jąstrach.Dotknęła czegoś zimnego i twardego.Przeszkodą, tkwiącą wkominie, okazała się metalowa szkatułka.Zamierzała wracać, kiedy usłyszała głosy w bibliotece.Znieruchomiała z kasetką w ręku.- Musiała gdzieś wyjść - usłyszała głos Roberta.- Bardzoprzepraszam.Powiem żonie o pani wizycie, lady Vause.Po chwili drzwi otworzyły się i zamknęły.Jemima odetchnęłaz ulgą.Szybko opuściła się ku plamie światła w dole.Nagle ktośzasłonił palenisko.- Jemimo! - krzyknął Robert.- Natychmiast wyłaz z ko-mina!Pośliznęła się; gorączkowo szukała oparcia.Kasetka zbrzękiem opadła na palenisko.Jemimie udało się chwycićwystającej cegły.Huśtała się w kominie tuż nad głową męża,bojąc się, że za chwilę na niego spadnie.- Robercie! - krzyknęła.- Odsuń się!145RSZauważyła, że zagląda jej pod halkę, uśmiechając się przytym szeroko.- Muszę przyznać, że w tym włażeniu do komina jest cośpodniecającego.- Odejdz! - krzyknęła przerazliwie.Szeroko rozstawiła nogi,szukając oparcia.Robert gwizdnął z uznaniem.Po chwili chwyciłją w pasie, wyciągnął z komina i postawił na podłodze, wśródsadzy.- Doskonale bym sobie poradziła bez twojej pomocy -powiedziała, powoli dochodząc do siebie.- Wiedziałam, co robię!- Bardzo przepraszam - rzekł z uśmiechem - ale miałemwrażenie, że za chwilę na mnie spadniesz.Myślałem, że cipomagam.Jemima bezwiednie przeczesała dłonią włosy.Ramiona iszyję miała umazaną sadzą.Czepek spadł jej z głowy, azmierzwione włosy okalały twarz.Mimo to Robert przyglądał sięjej, zafascynowany, z upodobaniem obejmując wzrokiemkrągłości rysujące się pod usmolonym stanikiem, podartepończochy i bose stopy.Wygładziła halkę, wiedząc, że i takwidać jej nogi pod przezroczystą tkaniną.- Przyszedłem ci powiedzieć, że odwiedziła nas lady Vause- oznajmił, wciąż wpatrując się w nią uporczywie.-Jemimo, cocię napadło?Wskazała leżącą w palenisku szkatułkę, pokrytą grubąwarstwą sadzy, która stopiła się na smołę.- W kominie coś tkwiło i chciałam się przekonać, co to jest.- Starała się mówić beztroskim tonem, jakby nic się nie stało.-Myślę, że teraz komin przestanie dymić.- Dzięki Bogu chociaż za to.- Robert westchnął, patrząc nanią takim wzrokiem, że Jemima zaczęła drżeć.Podszedł do niej ipocałował ją w ramię.Jej ciało pokryło się gęsią skórką, abrodawki piersi stwardniały.Delikatnie starł sadze z krągłości,wynurzających się ze stanika.Wsunął głębiej dłoń i pogładziłpierś.Jemima wydała cichy jęk.Brakowało jej tchu.- Muszę cię odkurzyć od stóp do głów - powiedział łagodnie.146RSJemima cofnęła się i szybko podniosła suknię.- N-nie.Powinnam się ubrać i przywitać z lady Vause.Robert pogładził ją po karku.- Już wyszła.- Moje ubranie.- Nie możesz włożyć sukni, bo się ubrudzi.- Robercie, nie mogę chodzić po domu w samej bieliznie.- Wyglądasz wspaniale, moja miła.- Musnął palcami jejszyję.- Nie miałem pojęcia, że zawód kominiarza jest takekscytujący.Wziął ją na ręce i położył na kanapie.Jemima broniła się bezprzekonania.- Służący.- Są zajęci odprawianiem gości - powiedział, obwodzącpalcem jej brew.- O, tu jest sadza.- Czubkiem języka dotknąłkącika jej ust.-I tutaj.Rozchyliła wargi; zagarnął je w zaborczym pocałunku.Niemogła uwierzyć, że leży prawie nago i namiętnie całuje się zmężem na kanapie, na której tak niedawno siedziała sztywnowyprostowana lady Marguerite
[ Pobierz całość w formacie PDF ]