[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal żadnejLRT reakcji.Zrozumiałam wtedy, że wpakowałam się w niezłe kłopoty.Nie po-szło mi zgodnie z założeniem.Rosaleen miała rację: jej matka nie była go-towa na poznanie obcych ludzi, a nawet jeżeli tak, to powinnam zaczekać, ażzostaniemy sobie przedstawione.Odsunęłam się na kilka kroków.- Zostawiam to tu dla pani - powiedziałam głośno.Miałam nadzieję, że mnie słyszy.Postawiłam tacę na trawie i zaczęłam sięwycofywać.Przypadkiem zerknęłam wtedy za szopę.Otworzyłam szerokousta ze zdumienia i zrobiłam kilka kroków w bok, żeby lepiej się przyjrzećtemu, co tam zobaczyłam.W ogrodzie za budynkiem było chyba ze dwa-dzieścia linek, z każdej zwisały tuziny szklanych tworów o różnych kształ-tach.Powykręcane i powyciągane kawałki szkła, czasem gładkie, czasem oposzarpanych brzegach, tańczące na wietrze, odbijające światło, migoczące idrżące.Szklane pole.Ominęłam szopę i weszłam między szklane rzezby.Były wystarczająco da-leko od siebie, żeby nie uderzać jedna o drugą.Gdyby powieszono je choćbyodrobinę ciaśniej, z pewnością by się potłukły.Linki były bardzo napięte,przyczepione do muru otaczającego ogród, a z drugiej strony do wbitych wziemię pali.Szklane rzezby wisiały wysoko i patrząc na nie, musiałam całyczas zadzierać głowę.Poprzez taflę szkła widziałam niebo.Szklane figurybyły piękne.Nigdy czegoś takiego nie widziałam.Niektóre wyglądały, jakbyściekały w dół niczym soczyste krople rosy albo wielkie łzy, które zamiastspaść na ziemię, zatrzymały się zamrożone w pól drogi.Inne były mniejpokręcone, gniewne, ostre, niczym sople lodu albo oręż.Przy każdym po-wiewie wiatru kiwały się na boki.Wędrowałam między nimi, od czasu doczasu zatrzymując się, żeby przyjrzeć się jakiejś szklanej kreacji.Nigdyczegoś takiego nie widziałam.Były takie piękne, czyste, nietknięte.W nie-których widziałam zatopione w szkle bąbelki powietrza, inne były czyste.LRT Wyciągnęłam dłoń i spojrzałam na nią przez szkło.Przy każdym ruchu robiłasię niewyrazna lub zniekształcona, to znów widziałam ją bardzo ostro.Fascynujące i piękne szklane twory, niektóre powyginane i niepokojące, innepiękne i delikatne, jakby najlżejsze dotknięcie mogło je rozbić.Chciałam iść dalej, przyjrzeć się wszystkiemu, ale kiedy odwróciłam się,żeby sprawdzić, czy jestem nadal sama, zobaczyłam matkę Rosaleen przy-suwającą się nagle do okna.Patrzyła na mnie, z dłonią przyciśniętą do szyby.Przerwałam wędrówkę i stanęłam pomiędzy dwiema linkami.Uśmiechnę-łam się do starszej kobiety, zastanawiając się, jak długo już mi się przyglą-dała.Usiłowałam dostrzec rysy jej twarzy, ale okazało się to niemożliwe.Widziałam tylko zarys sylwetki, długie włosy opadające na ramiona, nie byłysiwe, lecz raczej mysiego koloru z białymi kosmykami.Kobieta wydawałasię nie mieć wieku ani twarzy.Była jeszcze bardziej tajemnicza niż wtedy,kiedy ją spotkałam.Opuściłam szklane pole, usiłując zapamiętać na zawsze to, co ujrzałam.Pewnie nigdy już nie będę mogła tu wrócić.Za karę, że wtargnęłam bezpytania.Stojąc w głównej części ogrodu, spojrzałam jeszcze raz na szopę.Matka Rosaleen nadal mi się przyglądała, chociaż teraz odsunęła się od oknaw głąb pomieszczenia.Pomachałam jej jeszcze raz, pokazałam palcem tackę i uczyniłam gest je-dzenia.Czas karmienia zwierząt w zoo.LRT Kobieta nie zmieniła pozycji, nie zareagowała.Czułam się bardzo dziwnie iniezbyt przyjemnie.Odwróciłam się na pięcie i szybko odeszłam, nie oglą-dając się za siebie.Miałam wrażenie, że jestem znów małą dziewczynką ibiegnę od mojej przyjaciółki do domu, myśląc, że ściga mnie zła wiedzma.Dwunasta.Już w stróżówce, zaczęłam przechadzać się w tę i we w tę po dużym pokoju.Siadałam, wstawałam, ruszałam do pokoju mamy, zatrzymywałam się iwracałam do salonu.Wyginałam dłonie, spoglądałam raz po raz za okno,spodziewając się w każdej chwili widoku matki Rosaleen, pędzącej tu wfotelu na kółkach i trzaskającej z bicza.Jednocześnie oczekiwałam poja-wienia się samochodu z Arthurem i Rosaleen, która z pewnością zastawiławszędzie pułapki, a ja potknęłam się o linkę, zmieniłam położenie zdzbłatrawy, przerwałam strumień światła z lasera i uruchomiłam alarm w jej to-rebce.Teraz przywiąże mnie do łóżka, połamie mi nogi młotkiem i zmusi donapisania powieści specjalnie dla niej.Nie mogłam do tego dopuścić.Ledwoudawało mi się prowadzić pamiętnik.Czułam, że wszystko się może zda-rzyć.W moim domu cały czas łamałam zasady.Tutaj wszystko było inaczej:tradycyjne, niezmienne, jakbym mieszkała na wykopalisku.Wszyscy po-ruszali się ostrożnie, omijali niektóre miejsca, rozmawiali cicho, żeby nienaruszyć fundamentów, używali małych pędzelków i narzędzi, żeby oczy-ścić wierzchnią warstwę i usunąć kurz, nigdy jednak w nic się nie zagłębia-jąc.Ja weszłam w sam środek buciorami, z łopatą i młotkiem w ręku, nisz-cząc wszystko na swojej drodze.Teraz będę musiała wrócić do bungalowu i zabrać stamtąd tackę, inaczejRosaleen dowie się, co zrobiłam.Miałam nadzieję, że nie otrułam jej mamy.O Boże, a jeśli tak?! Jajka mogą być niebezpieczne, poza tym zapomniałamwypłukać jagody.Czy zakażenie salmonellą może być śmiertelne? O maływłos nie zadzwoniłam znów do Weseleya, ale jakoś się powstrzymałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Allen Louise Sprawy wyższych sfer 01 Pamiętna noc
    In Death 23 Œmierć o tobie pamięta Nora Roberts
    Kraszewski Józef Ignacy Pamiętnik panicza; Dziennik Serafiny
    de Segur Filip Paweł Pamiętniki adjutanta Napoleona(1)
    Nowak Marzena Cišgłoœć urywana. Z pamiętnika prostytutki
    Smith Lisa Jane Pamiętniki wampirów 5.2 Uwięzieni
    Smith Lisa Jane Pamiętniki wampirów 4 Mrok
    Prof. Szczepan Pieniazek Pamietnik Sadownika
    Kraszewski Józef Ignacy Pamiętniki nieznajomego
    rozwoj
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.xlx.pl