[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak profesor zaryzykował.Najpierw przedstawił mnie dwóm profesorom SGGW -wspomnianemu już Gorjaczkowskiemu oraz Michałowi Korczewskiemu, kierownikami KatedryFizjologii Roślin.Stanąłem przed prof.Gorjaczkowskim, który ujął mnie uprzejmością, głębo-kim sercem, serdecznością.Poczułem się z miejsca swobodnie.Prof.Gorjaczkowski cieszył się,że mam jechać do Ameryki, której sam nie znał, ale ocenił jej sadownictwo, znane mu z literatu-ry, bo władał językiem angielskim.Potem poszedłem do Korczewskiego.Miał opinię najlepiej wykształconego profesoraSGGW.Miał wspaniały głos, a mówił tak, że chciałoby się z nim pozostać na długie godziny.Teraz przyszła kolej na wizytę u Stanisława Michalskiego, dyrektora Funduszu KulturyNarodowej.Przed wojną, w latach trzydziestych, wyjazd do Ameryki nie zdarzał się codziennie.Dać komuś stypendium na studia doktoranckie do Ameryki, stypendium polskie, stypendiumkraju jakże nie bogatego, zebrane z podatków, a nie z czego innego, to była sprawa poważna.Nicdziwnego, że dyrektor sam chciał poznać kandydata i wyrobić sobie o nim własne zdanie.Zda-wałem sobie sprawę, że od tej rozmowy zależy wszystko.Przyjął mnie starszy Pan, bardzo po-ważny.Nie mówiliśmy ani o botanice, ani o sadownictwie.Pytał mnie, jakie książki ostatnioczytałem, pytał o poetów i powieściopisarzy, o sztuki teatralne, jakie ostatnio widziałem.Wysze-dłem z pewną obawą.Czyżby dyrektor od razu zdecydował tak z pierwszego spojrzenia, że onauce nie ma co ze mną rozmawiać?Miałem też innego rodzaju obawy.Wprawdzie nie byłem członkiem żadnej organizacjipolitycznej, ale na Uniwersytecie wiedziano o moich lewicowych, antyrządowych przekona-niach.W związku ze wspomnianymi wyborami w Kole Przyrodników odpowiednią reklamęrobili mi studenci ONR-owscy.Na szczęście jednak nie wpłynęło to na ostateczną decyzję.Wiem, że przychodzili w czasie mej nieobecności dwaj policjanci, ale jedynymi osobami, odjakich zasięgnęli informacji o mnie, byli moi rodzice.Po odbiór paszportu stawiłem się u Staro-sty warszawskiego.Był to Pan, który na powitanie podał mi swoją szeroką dłoń, a na pożegnanietylko dwa palce, gdy dowiedział się, że pochodzę z tych nieznanych Pieniążków.Ale i on niezadawał mi żadnych pytań dotyczących moich przekonań politycznych.Oficjalne zawiadomienie na piśmie o przyznaniu stypendium przez Fundusz Kultury Na-rodowej zostało wysłane do mnie dopiero 24-go sierpnia, ale dyr.Michalski już w końcu czerwcapowiedział mi, że pozytywna decyzja została powzięta.Stypendium zostało przyznane na rok.Wynosiło 8000 zł.to znaczy około 1500 dolarów, płatne w dwóch ratach.Mój wyjazd planowa-64ny był na trzy lata, to znaczy, że co roku miałem prosić o przedłużenie stypendium.Złoty polskibył wtedy walutą wymienialną, co uczyniłem od razu w Polsce.Podróż polskim statkiem kosztowała około 1500 zł.Dowiedziałem się jednak, że możnauzyskać 50% zniżkę na przejazd, której udziela tylko sam naczelny dyrektor Linii Gdynia - Ame-ryka, Szujski.Wybrałem się do niego.Zdziwił mnie swoją bezpośredniością i uprzejmością.Bezzwlekania wyraził zgodę.Tymczasem jednak kończyłem studia.Przepisałem na czysto pracę magisterską i złoży-łem ją prof.Wóycickiemu do oceny.Przygotowałem także krótszą jej wersję, która została prze-tłumaczona na niemiecki i wydrukowana.Wczesną wiosną, w kwietniu 1938 roku wyjechałem na miesiąc z Warszawy w celachzarobkowych.Mogłem sobie na to pozwolić, bo na Uniwersytecie, praktycznie biorąc, skończy-łem już wszystkie zajęcia.Umożliwił mi to Piotr Kolago, specjalista od buraka, który przybył donaszej pracowni, aby zapoznać się z techniką mikroskopową, potrzebną mu w pracy, w StacjiHodowli Buraka Cukrowego w Zmiłowie koło Sandomierza.Praca była prosta i dobrze płatna.Buraki cukrowe wykopane zeszłego roku przechowy-wane były przez zimę w kopcach, a teraz należało sprawdzić, ile procent cukru zawiera każdy znich.Brało się małą próbkę z każdego korzenia, wycisło z niej sok i w polarymetrze odczytywałosię zawartość cukru.Do dalszych prac hodowlanych wysadzało się tylko te buraki, które wyka-zywały najwyższą cukrowość.Te zaś, które miały zbyt niską zawartość cukru, były odrzucane iprzeznaczane na paszę.Pracowałem w Zmiłowie przez miesiąc.Zmiłów był majątkiem ziemskim posiadającymmałe laboratorium
[ Pobierz całość w formacie PDF ]