[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I że ty będziesz miał na wszystkooko.Czy już ci mówiłam, że nie znoszę okłamywać dzieci?- Nie.- Wszedł za nią do kuchni.- Ale mógłbym się tegodomyślić.Wanda przywitała Asa i Snooksa, obwąchując ich poprzyjacielsku.Na dzwięk głosu Logana Alec i Josh błyskawiczniezjawili się w kuchni, każdy ze swoim plecakiem.- Fajno jest - oznajmił Josh.- Możemy nakarmić konie? - spytał Alec.- Już nakarmione.Chłopcu zrzedła mina.-Och.- Ale możecie mi pomagać, kiedy tylko mama wampozwoli.- Dobra obrona! - mruknęła Briana.- W tym to ja jestem najlepszy.Zresztą nie tylko w tym.Zaczerwieniła się; ukrył w tych słowach aluzję iwidział, że ją pojęła.- Masz.- Wręczyła mu zmiętą papierową torbę.Wśrodku była kusa nocna koszula: szmatka wielkościczterech kawałków papieru toaletowego, ułożonych wstrategiczny rządek.Odjazd przebiegał w ogromnym zamieszaniu, coprawdopodobnie wyszło wszystkim na dobre.Loganpomógł Wandzie wejść do samochodu, a Briana zupełnieniepotrzebnie podsadziła Aleca.Kiedy usiadła zakierownicą, Logan stanął na stopniu i przez otwarte oknopocałował ją lekko w usta.Alec i Josh, obserwując to z tylnego siedzenia, wydalijęk obrzydzenia, a potem zaczęli demonstracyjnie cmokać.Briana udała, że tego nie słyszy, tylko utkwiła wLoganie swoje zielone jak leśne jeziorka oczy.- Bądz ostrożny!- Zawsze.- Chciał ją znów pocałować, tym razem naserio, ale wolał nie prowokować kolejnych jęków icmoków.Pokiwała głową i przełknęła ślinę.Zeskoczył na ziemię, cofnął się i patrzył, jak wrzucabieg.Przy zawracaniu o mało nie skasowała słupka zesznurem do wieszania prania.Kiedy tylne światła zniknęłyza pierwszym zakrętem, Logan wyciągnął koszulkę z torbyi przytrzymał ją przez chwilę w dwóch palcach.Briana pewnie wkładała ją dla Vance'a.albo pózniejdla jakiegoś innego faceta.Starał się nie dopuścić, aby tenpociąg myśli odjechał ze stacji.Udrapował koszulkę na sznurku, zabezpieczył jądrewnianymi klamerkami i zawrócił do domu.Snooks zAsystentem obserwowali wszystko z ganku, wpatrzeniczujnie w otaczające go drzewa.Okej, draniu, droga wolna!Logan przed wyjściem zostawił chłopcom śpiwory naszerokim dmuchanym materacu przed kominkiem wdziennym pokoju, przygotował też łóżko z wykrochmalonąbiałą pościelą, to samo, na którym ułożył Brianę poincydencie z niedzwiedziem.Odgiął zapraszającoprzykrycie, a na nocnym stoliku postawił kwiaty w słoju pokonserwach.Wszystkie domowe wygody, pomyślała Briana.Poza tym, że brakowało Logana, wyglądało to per-fekcyjnie, przytulnie i prawdziwie ranchersko.Odwróciła się od tego obrazka i omal nie potknęła oWandę, która bezszelestnie przyczłapała za nią z tyłu.W dziennym pokoju chłopcy kłócili się o imiona dlakoni.Powędrowała w tamtą stronę zdenerwowana, niewiedząc, co z sobą począć.- Cisza! - krzyknęła na chłopców bardziej z przy-zwyczajenia niż w nadziei, że chociaż na chwilę przestanąjazgotać.Josh zapadł przy komputerze Logana, zafascynowanylicznymi monitorami, trzema drukarkami i innymielektronicznymi urządzeniami.- Jest włączony - oznajmił, poruszając ostrożniebezprzewodową myszą.- Naładowany i w ogóle.Briana wiedziała, do czego to zmierza i natychmiasturuchomiła hamulce.- Nie możecie używać komputera Logana.To sprzętosobisty i w dodatku bardzo drogi.- Nie sądzę, aby miał coś przeciwko temu - upierał sięJosh.- A ja nie sądzę, żebym urodziła się wczoraj.Zabierajłapy, Josh, mówię na serio.Ramiona mu opadły.- Myślisz, że dorobimy się kiedyś takiego kompa?Zabrzmiało to tak żałośnie, że Briana podeszła do synka ipołożyła mu dłoń na głowie.- Myślę, że dorobicie się wszystkiego, czego naprawdębędziecie chcieli.Nie musicie być biedni tylko dlatego, żeja jestem biedna.Pójdziecie do college'u, zdobędzieciedobrą pracę.Josh spojrzał na nią pełnymi smutku oczami.- Zaopiekuję się tobą, mamusiu - obiecał tak żarliwie,że Brianie serce po prostu rozpadło się na połowy.- Kiedydorosnę i pójdę do college'u, to się tobą zaopiekuję.Przytuliła go mocno i zacisnęła powieki, żeby po-wstrzymać i tak wyciekające łzy.- Ja świetnie dam sobie radę.Nie będziesz musiał się omnie troszczyć, skarbeczku.- Ale chcę.- A ja chcę jeszcze bardziej niż Josh - wtrącił się Alec.-I kupię ci fajny dom, i konia, i pospłacam wszystkie twojerachunki.I nie będziesz już musiała chodzić do tegogłupiego kasyna.Briana zamrugała, pociągnęła nosem i otarła ręką oczy.- A może odłożymy tę dyskusję, dopóki nie skończyciecollege'u i nie zaczniecie zbijać tej wielkiej kasy?Alec zgodził się skwapliwie, ale jego radosny uśmiechszybko zgasł.- Logan nie ma telewizora! - oznajmił z całą powagą.- To straszne! - Briana uśmiechnęła się przez łzy domłodszego synka, udając, że się przejęła.- No to pozostajenam już tylko coś tak koszmarnie staroświeckiego, jakrozmowa!- A o czym będziemy rozmawiać? - zainteresował sięJosh.- Na przykład o college'u?- To zbyt odległa przyszłość - uznał zdecydowanie.Przemogła się wreszcie i usiadła niepewnie na sofie.Kiedy poklepała zapraszająco poduszki, obaj synkowieskwapliwie zajęli miejsca po obu jej stronach.- Podoba się wam u taty i Heather?- Może być - odparł lakonicznie, jak zawsze, Josh.- Heather pozwala nam dłużej siedzieć wieczorem niż ty- wyznał z całą otwartością Alec, poruszajączagipsowanym ramieniem.Oczy mu się rozszerzyły.- Ona naprawdę nie chciała potrącić mnie tym vanem,wiesz?- Wiem.- Na chwilę przytuliła go mocno, jeszcze toakceptował, chociaż z trudem.Czasy piżamek ze stopkami,pluszowego misia i czułości na dobranoc dawno minęły, conawet teraz wspominała z żalem, jeśli w ogóle pozwalałasobie na wspominki.- Odeszłaś z kasyna? - spytał nagle Josh.- Nie byłaśdzisiaj w pracy.- Nie.Wzięłam tylko trochę wolnego z powoduwypadku Aleca.- A stać nas na to? - W Joshu odezwała się głowarodziny.Jak Atlas dzwigał świat na swoich wątłychbarkach.- Niezupełnie - przyznała szczerze Briana.Już i takzataiła przed nimi prawdziwy powód, dla którego nocowaliu Logana, i nie chciała dalej kombinować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]